Nicki
Leukocyty dzielą się na limfocyty, monocyty i granulocyty. Pełnią przede wszystkim funkcje odpornościowe, przy czym różne typy białych krwinek mają inne zadania: limfocyty rozpoznają obce komórki i organizmy, oraz obce antygeny. Uczą się rozpoznawać "wroga" i wytwarzają przeciwciała, które go neutralizują. Niektóre limfocyty, zwane NK, niszczą komórki nowotworowe i wirusy. Granulocyty wspomagają limfocyty w niszczeniu ciał obcych. Dojrzałe monocyty, zwane makrofagami, to komórki żerne, których zadaniem jest...
We wkuwaniu ukochanej biologii przerwał mi dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek- była równo szósta wieczór. Odłożyłam książkę na podłogę i otworzyłam okno przy łóżku.
- Nick, wchodź, drzwi otwarte! - krzyknęłam, po czym je zamknęłam. Usłyszałam trzask drzwi, a potem donośne tupanie na schodach.
- Cześć, Nicki! - chłopak uśmiechnął się i przejechał dłonią po swoich ciemnych włosach, po czym pocałował mnie w czoło. Odwzajemniłam uśmiech.
- Jesteś sama? - ściągnął kurtkę.
- Mama w pracy. Czyli tak.
- O, to dobrze się składa - usiadł obok mnie i zaczął się pochylać ku mnie. Gdy zobaczyłam, co ma zamiar zrobić, sięgnęłam po podręcznik i trzepnęłam go nim w głowę.
- Ale jesteś - mruknął. - Co to?
- Leukocyty.
- Co to? - powtórzył pytanie.
- Cudowne stworzonka.
- Nie rób ze mnie debila, leukocyty to nie stworzonka - burknął. - To białe krwinki.
- Po co się pytasz, jeśli znasz odpowiedź? - wzruszyłam ramionami. Chłopak uśmiechnął się.
- Bo się o ciebie martwię, jutro masz egzamin, a robisz sobie jaja. Jak go nie zdasz, to osobiście wybiorę ci karę.
- Och, uroczy Nick się martwi! - uniosłam wyregulowane brwi do góry.
- Nie tylko o ciebie - westchnął, wstając z łóżka.
- A o co jeszcze?
- Raczej: o kogo. Dawno nie widziałem się z Liamem.
- Ach.
Nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Esemesuję z nim - stwierdziłam ostrożnie- ale to i tak jest badziewne, bo go nie widzę.
Okropnie tęskniłam za bratem i jednocześnie się o niego martwiłam jak cholera. Fakt, że przecież nie był w Londynie sam, nie dodawał mi całkowicie otuchy, bo na dobrą sprawę, to nikogo z jego towarzystwa dobrze nie znałam. Harry'ego tylko z widzenia, nie miałam zbyt wielu okazji, żeby z nim porozmawiać, minimalnie Nialla i Zayna.
Zayn, Zayn, Zayn. Co tak właściwie było między mną a nim? Czułam się przy nim swobodnie, jakby był moim bratem, jak Liam. Pomimo złych początków, teraz nasze relacje były naprawdę dobre, ale nie można tego było nazwać miłością, czy coś, to było już za duże, zbyt intensywne określenie. Był tylko przyjacielem i nawet nie chciałam, żeby coś z tego... wyszło. Poza tym, miałam Nicka. Wiedziałam, że Liam poprosił go o to, żeby się mną opiekował. Nick nic takiego nigdy nie powiedział, tak samo jak mój brat, ale wiedziałam, że takie coś było. Liam musi mieć stuprocentową pewność, że miejsce, które opuszcza, zostawia w całkowitym porządku i harmonii. Chociaż wyjazd do Wielkiej Brytanii musiał być dla niego dużym stresem, bo opuścili Nowy Jork, ogólnie Stany Zjednoczone, zostawiając je w jednym, wielkim chaosie.
Najbardziej moje wątpliwości budził Louis Tomlinson, tak samo, jak Nicka. Próbowałam uspokoić samą siebie, że przecież Louis to jednak nie morderca, przecież o to wybuchła współczesna, amerykańska rewolucja, a poza tym, to Malik znał go lepiej, niż siebie, ale jednak... nie byłam pewna. Nie potrafiłam być. Musiałam zachować czujność, a ten chłopak mi ją pobudzał za każdym razem.
Nigdy nie zapomniałam miny Nicka, gdy zobaczył Tomlinsona w towarzystwie Liama, Nialla, Harry'ego i Zayna i zwłaszcza wtedy, gdy o wszystkim mu opowiedziano. Stał jak słup i wpatrywał się w Louisa tak, jakby w myślach rozważał, czy zabicie jego byłoby rozsądnym posunięciem, czy jednak nie miałoby to żadnego sensu. Zawsze, kiedy się pytałam go o opinię na ten temat, na temat Louisa, zaciskał wargi i mówił przez zęby, że mu to po prostu nie pasuje. Podczas gdy wszyscy przyjęli ten szokujący fakt, iż Tomlinson odsiedział nieswój wyrok, że w ogóle nie powinien mieć żadnych problemów z prawem, Nick, zdawać by się mogło, wciąż żył czasami, w których Louis budził strach i obrzydzenie. Nick chyba był po prostu uprzedzony, a takich ludzi jest trudno zmusić do zmiany zdania. A nawet jest to chyba niemożliwe.
Najciężej jednak było z mamą. Nie zgadzała się na przeprowadzkę Liama. Zayna w sumie też, ale wiedziała, że nie jest jego matką i nic nie zmieni. Co prawda Liam był pełnoletni i mógł wyjechać nawet na Malediwy, nie pytając nikogo o zdanie, ale to nie było w jego, naszym typie. Zawsze się o wszystkim na bieżąco informowało, różnica była tylko w tym, że Liam mógł bieglej operować swoimi argumentami. Bał się poinformować o tym mamę, dopytywał się mnie, co ma powiedzieć. Nie odpowiedziałam mu nic, tylko wyszłam z nim z pokoju i poprowadziłam do mamy. Ona równiez nie była ufna w stosunku do Louisa, który zrobił coś, czego wszyscy najmniej się spodziewali. Zaprosił ją na kawę i podczas spotkania opowiedział jej wszystko. To musiało ją "dobić" na tyle, że zgodziła się na przeprowadzkę i wspomogła finansowo chłopaków, którzy problemów z pieniędzmi jednak nie mieli- ojciec Horana był niesamowicie nadziany, co wiadomo było nie od dzisiaj.
Do chłopaków zawsze jeździłam na wakacje czy ferie, czy w jeszcze inne święta. Było naprawdę w porządku, chociaż z Louisem miałam nienajlepsze relacje. Widziałam, że się starał, żebym go zaakceptowała, żebym mu chociaż minimalnie zaufała i to nie było tak, że mu w ogóle nie ufałam i że najchętniej to strzeliłabym mu w łeb z pistoletu, ale ilekroć go widziałam, w mojej głowie pojawiało się jego zdjęcie z gazety, na którym uwieczniona była chwila wsadzania go do radiowozu spod sądu. Tłumy ludzi, którzy mieli ochotę go osobiście zatłuc i policjanci, boleśnie go trzymający za dłonie i kark. Louis miał zamknięte oczy i zaciśnięte usta. Upokorzenie. Wstyd. Niesprawiedliwość. To się dało wyczuć, te negatywne emocje były wręcz namacalne.
W sieci było mnóstwo nagrań, które zatrzymywały czas w momencie jego rozprawy. Sędzia wyczytywał wyrok, a on wpatrywał się w niego, gryząc wargę i powstrzymując łzy, które zamazywały mu już widok. Chciał być twardy. Jak zawsze. Ludzie mówili, że miał wyrzuty sumienia za swoje haniebne czyny, ale dla więźniów przecież litości mieć nie można, zwłaszcza dla kogoś, kto zamordował trzy niewinne konbiety. Trzy dusze, niezamącone grzechami. Jednak dla niego najbardziej bolesne musiało być to, że nie miał możliwości obrony. Żadnej. Nie dopuszczono go do słowa ani na moment. Potem były różne afery, że rozprawa powinna być powtórzona, z tą różnicą, że Tomlinson powinien mieć swojego adwokata i prawo do samoobrony, ale ludzie go już potępili, odrzucili. Dla nich sprawa była jasna i załatwiona: Louis Tomlinson ma iść do więzienia za zabicie trzech niewinnych kobiet.
Tak naprawdę, to Louis nie był złym człowiekiem, był sympatyczny i miał bardzo spokojny, kojący głos. Uśmiechał się i często siedział cicho, ale nie był też typem człowieka, który siedzi zawsze na uboczu i w ogóle nic nie mówi. To nie był typ mordercy. Jedząc wspólne obiady w Londynie, na które wszyscy się schodzili, często obserwowałam tego chłopaka i nie mieściło mi się w głowie, że ktoś mógł go posądzić o coś takiego.
Dlatego to wszystko było takie paradoksalne, bez żadnego sensu. Ktoś w głowie mi szeptał, że jest niewinny, żebym zmniejszyła dystans w stosunku do niego, ale jeszcze ktoś inny mruczał mi do ucha, że ostrożności nigdy nie za wiele, i przypominał mi to cholerne zdjęcie Tomlinsona spod budynku sądu. To wystarczało, żebym ponownie się spinała. Nie rozumiałam samej siebie. Nawet Liam kiedyś mnie delikatnie szturchnął i po obiedzie powiedział, żebym tak po prostu nie robiła, żebym przestała. Starał się mi wytłumaczyć sytuację Louisa, a ja kręciłam głową i przerywałam mu, mówiąc, że przecież wiem, jak jest. Wtedy on był zdziwiony, pytał się: dlaczego więc tak robisz? I na tym nasza rozmowa się urywała. Nie znałam odpowiedzi na to pytanie, chociaż chciałam.
- Kiedy masz zamiar do nich jechać? - Nick wpatrywał się w zdjęcia, które przyczepiłam na tablicy korkowej. Zmarszczyłam brwi.
- Wiesz co, nie mam pojęcia. A co? Chcesz się ze mną wybrać?
- Cóż, dawno nie widziałem chłopaków, a chciałbym.
- To co to za problem? - wzruszyłam ramioniami. - Zacznij zbierać na bilet lotniczy.
- Żeby to było takie proste - westchnął. - Od czasu afery z Tomlinsonem, bilety zdrożały. Ogólnie teraz wycieczka poza USA to istna masakra.
- Dlaczego mówisz po nazwisku? To Louis.
Nick zerknął na mnie kątem oka.
- Louis. - powtórzył. - Louis. Louis.
- Brzmi lepiej - otworzyłam podręcznik od biologii.
- Lubisz Louisa?
Wzdychnęłam. Oparłam książkę o kolana.
- Co to za pytanie? - poprawiłam poduszkę, którą położyłam między plecami, a ścianą.
- Zwykłe pytanie.
- Zazdrosny jesteś? - przewróciłam oczami.
- O ciebie? Jak najbardziej.
- Świetnie, ale teraz Nicki idzie się uczyć.
- A jutro idzie zaliczyć egzamin na sto procent. Czy tak będzie?
- Musi być, Nick. Musi być.
Zayn
- Cześć, Liam.
Chłopak niechętnie odwrócił w moją stronę. Jego oczy były całe czerwone.
- Rany. O której wczoraj wróciłeś? - uniosłem brwi do góry, starając się nie śmiać.
- O czwartej - odpowiedział posępnie, powracając do zaparzania kawy. Jego spodnie dresowe prawie zjeżdżały mu z tyłka.
- Kacyk, kacyk - wymruczałem, wyjmując swoją szklankę z szafki kuchennej. - Osobiście zawsze po kawie rzygam, jak jestem w tym stanie, dlatego polecałbym wodę.
- Nie ma wody, to po pierwsze. A po drugie, chcę się obudzić, nienawidzę być tak zamulonym - usiadł przy szerokim stole w jadalni, ale jeszcze przed tym zasłonił wysokie okna zasłonami, również drzwi tarasowe, którymi wychodziło się do sporego ogrodu.
- Wiesz, że zbliżają się święta, prawda? - dosiadłem się do niego, mieszając posłodzoną kawę.
- No co ty?
- A co za tym idzie, urodziny Louisa - zignorowałem jego ironiczną uwagę. - Warto by było coś urządzić.
- Błagam, Zayn. Nie mam dzisiaj głowy do planów.
- Co powiesz na...
- Żadnego łączenia świąt i urodzin. Nie jesteś katolikiem, Zayn, to byłoby bardzo niekomfortowe.
- Nie wnikaj w moją religię, to moje osobiste sprawy - przerwałem mu. - Chcę coś zrobić dla Louisa.
- Proponuję imprezę niespodziankę - Liam poszedł na łatwiznę i oparł głowę o stół, przykrywając ją rękoma, przy okazji delikatnie szturchając kubek z napojem.
- To jest przereklamowane - odezwał się Harry. Przystanął niedaleko nas, opierając się o spory kominek.- Wiesz, czego mu brakuje? Zwyczajnych, rodzinnych świąt, a nie szalonych imprez przy basenie. To nie jest w jego typie.
- Ale takie święta są niemożliwe. On chciałby spotkać się ze swoją rodziną, z którą nie ma kontaktu od bardzo długiego czasu. To nie jest tak, jak masz ty, czy Liam, że możecie zadzwonić do swoich matek w każdej chwili. Louis nawet nie wie, czy jego matka żyje. Rodzice się go wyrzekli w chwili aresztowania!
- Na pewno żyją - prychnął. - I na bank są świadomi o niewinności Lou.
- Mogą w to nie wierzyć i wciąż twierdzić, że jest winny. Myśl racjonalnie, Harry. Gdyby go bronili, to Louis byłby na wolności już dawno, nie dzięki nam, a dzięki rodzinie.
- Aspekt rodziny Louisa zostaw mnie - zacisnął usta.
- Nie mogę go zostawić tobie, jak znam jego rodzinę lepiej, niż ty.
- To dlaczego nie zawiązałeś jeszcze z nimi kontaktu, nie zacząłeś działać?
- Bo Louis by mnie za to zabił, do ciężkiej cholery!
- Louis nigdy nikogo by nie zabił.
- Metafora.
- Na święta pewnie wpadnie Nicki z mamą - przerwał nam Liam, podnosząc lekko głowę, by się napić. - Co z twoją rodziną, Harry?
- Może będą, może nie. Nie wiem - wzruszył ramionami. - Pewnie będą. Rodzice, może dziadkowie.
- Ale rozmawiałeś z nimi na ten temat?
- Albo wszyscy będą tutaj, albo rozjedziemy się do swoich domów. Co będzie kiepskim pomysłem, biorąc pod uwagę sytuację Louisa i twoją, Zayn. No i Nialla, matka chyba go nie lubi, delikatnie mówiąc. Horan w sumie też za nią nie przepada. Tak więc, wszyscy będziemy tu, w Londynie, a zważywszy na moich i Liama rodziców, nie będą się czuć dobrze z myślą, że na święta jesteśmy sami. Czyli będą tutaj, pewnie pod pretekstem naszej sytuacji finansowej, że chcą nam kupić jedzenie, bla, bla. Święta bez dwóch zdań będą tu i tego nie unikniemy, nie chcemy uniknąć.
- No tak, ale urodziny Louisa...
- Musimy je zrobić, bo chłopak chyba nigdy normalnych urodzin, szczerze mówiąc, nie miał. Prawda?
- Prawda - potwierdziłem.
- Najlepszym prezentem dla chłopaka jest rodzina. Marzy o niej. Marzy o kontakcie z rodzicami. Nie będzie szczęśliwy, bo dostanie kolejnego laptopa. Louis ma w sobie pełno empatii i chce jak najlepiej. Dla niego najważniejsze są relacje z innymi ludźmi. Nawet nie jesteście sobie w stanie wyobrazić, jakim ciosem dla niego jest fakt, że rodzice nie chcą z nim rozmawiać, nie chcą go poprzeć, pocieszyć. Zostawcie to mnie, postaram się zrobić tyle, ile będę w stanie.
- Chcesz powiedzieć, że spróbujesz odnowić kontakt z rodzicami Lou, tak? Z moją pomocą?
- Shh! - przycisnął palec do wargi, a w tym samym momencie przez drzwi tarasowe z hukiem wpadł Louis, a za nim Niall. Liam z grymasem na twarzy zakrył uszy i ponownie przykrył głowę rękoma. Zmarszczyłem brwi.
- Po co ten hałas?
- Gdzie picie? Zdycham - Harry zbliżył się do Louisa, a po sekundzie na jego twarzy wymalowało się przerażenie. Wstałem ze swojego miejsca.
- Co, do cholery... - Liam uniósł głowę i spojrzał na coś na tarasie.
cdn
***
Niespodziewany Dead na umilenie deszczowego popołudnia, rozpieszczam Was.
Pojawiło się pytanie, ile rozdziałów planuję. Cóż, nie jestem w stanie sprecyzować, bo nigdy nie rozkładam opowiadania na rozdziały, tzn. nie wiem, co dokładnie będzie w piątym, a co w dwudziestym. Po prostu siadam i piszę, skreślam kolejne punkty planu wydarzeń w mojej głowie, samo wychodzi, dlatego nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, naprawdę, bo to zależy od długości rozdziału, a moje jakoś specjalnie długie nie są, od ilości i długości dialogów i rozmyślań bohaterów, retrospekcji... wszystko kształtuje rozdział, ja piszę to, co mi siedzi w głowie i nie mogę przewidzieć, ile dokładnie rozdziałów będzie, bo może mi coś po drodze do głowy wpadnie i zmienię swoją wizję fabuły, czy cholera wie, co jeszcze. Dlatego jeśli chodzi o ten aspekt, jest jedna, wielka niewiadoma :)
Przypominam- jeśli zmieniacie nicki (czego totalnie nie rozumiem, bo potem ludzie Was nie rozpoznają, no ale Wasz wybór, lol) i jeśli stare są tutaj, na liście informowanych, to wręcz błagam, żebyście mi dawali o tym znać, żebym zaktualizowała. Zasada jest taka, że nicki zostawia się w komentarzach, ale zazwyczaj to piszecie mi o tym na Twitterze i to też biorę pod uwagę. I wciąż skrycie mam nadzieję, że dobijecie do 3 dyszek komentarzy, jak za starych, dobrych czasów, aw.
Kocham Was.
PS. Jest tutaj mnóstwo "cichych czytelników", czyli takich, którzy nie dają mi znać o tym, że czytają Deada, a potem wychodzi szydło z worka, jak pytają się o jakieś blogi, podaję im swój i odpisują, że to już czytają, albo sami polecają moją stronę. Jej, cieszę się w cholerę mocno! Nienawidzę tak błagać, nie-na-wi-dzę, ale wynagradzajcie moje starania! ;x Kocham Was x2.