czwartek, 7 marca 2013

XV

Niall

- To są jakieś jaja! Mój syn nie będzie tutaj leżeć. Nie będzie przebywać  w tym budynku, w tym szpitalu! Gdyby coś mu się stało, to bym się sama zabiła! To jest, kurwa, niedorzeczne!
- Niech pani się uspokoi! I przede wszystkim niech pani nie pali papierosów w szpitalu, do ciężkiej cholery!
  Stałem jak słup na szpitalnym korytarzu, niedaleko swojego tymczasowego pokoju. Zaczekać tutaj kazała mi moja pielęgniarka, która prawie się wywracając, podążyła za moją rozhisteryzowaną matką, kroczącą dumnie na dziesięciocentymetrowych czerwonych szpilach i trzepocząca swoim długim ulubionym płaszczem od Burberry, niczym jakiś Voldemort swoją peleryną. Właśnie wyciągała paczkę papierosów za, uwaga!, dziesięć dolców i zignorowawszy wściekłe uwagi lekarzy oraz pielęgniarek, wyjęła jednego.
- Jak to możliwe, że chcieli zastrzelić mojego syna?! Czy tutaj w ogóle jest zagwarantowana jakaś opieka?!
  Wyjęła zapalniczkę z kieszeni.
- Pański syn znajduje się w szpitalu Mount Sinai, to chyba samo mówi za siebie, prawda? Pierwszy raz doszło do strzelaniny, policja złapała tego mężczyznę, a za znajomości pani syna odpowiadać nie mamy zamiaru! Naszym zadaniem jest wyleczenie go z anoreksji.
- Tak, to jest wasz zasrany obowiązek. - Matka zaciągnęła się papierosem. Zauważyłem, że pielęgniarka nabierała w płuca powietrze, żeby zmusić ją do zgaszenia szluga, ale ja, sam zirytowany jej postępowaniem, bez słowa podszedłem do niej i wyjąłem jej niemal siłą to ohydztwo z buzi.
- Śmierdzi od ciebie - mruknąłem.
- Zamknij się, kurwa.
  Stanąłem dokładnie naprzeciwko niej.
- Czy ty naprawdę chcesz coś udowodnić swoim żałosnym postępowaniem? Jest mi za ciebie wstyd. Odstawiasz jakąś denną szopkę, nie zważając na to, że gdyby nie Liam, leżałbym w kostnicy. Mam ciebie już serdecznie dosyć, możesz mnie wywieźć do jakiegoś szpitala w Afryce, chcę tylko się wyleczyć i uciec z tego miasta, z tego kontynentu, od ciebie.
  Zacisnęła wargi.
- A ty za kogo się uważasz? Myślisz, że komuś tutaj zaimponujesz swoją rzekomą odwagą? Najlepiej jest zostawić swoją matkę, tak, doskonały pomysł. Zostanę sama w tej zasranej Ameryce i zamienię się w proch, a ty, jak zawsze zresztą, będziesz miał mnie w dupie.
- Ja? Ja mam cię w dupie? Naprawdę?
- Żałuję, że urodził mi się taki syn, taki... - zilustrowała mnie swoim wzrokiem, z pogardą - ... taki mięczak. Żadnych mięśni, same kości i sucha skóra. Chciałeś wzbudzić moją litość, ale wzbudziłeś moją pogardę. Nigdy nie było z ciebie żadnego użytku.
- Więc po co tutaj jeszcze stoisz? Wracaj do swojego wielkiego domu na Manhattanie, nie zawracaj sobie mną głowy, postaram się cicho umrzeć, żeby nie obudzić cię w nocy, mamusiu.
- Nawet mnie nie nazywaj swoją matką. Nigdy nią nie chciałam być.
- Powtórz to więc ojcu, dzięki któremu nosisz swoje płaszcze za dwadzieścia tysięcy dolców. Gdyby nie on,  dorabiałabyś jako dziwka.
  Zastanawiałem się, czy moje słowa w ogóle wywarły na niej jakieś wrażenie. Czy ją zabolały, czy ją obeszły. A bardzo tego chciałem. Wręcz żądałem tego, by w końcu którejś nocy zaczęła ryczeć w poduszkę i twierdząc, że jest beznadziejną matką. Bo była. Lecz tymczasem zacisnęła swoje wargi, aż pobielały, uderzyła mnie w policzek, wyrwała swojego papierosa z mojej ręki, rzuciła go na podłogę i zdeptała obcasem. Bez słowa odwróciła się ode mnie i od małej grupki pielęgniarek i lekarzy, po czym pospiesznym krokiem, stukając swoimi wysokimi butami (jak bardzo chciałem, żeby teraz się na nich wywróciła!) skierowała się w stronę klatki schodowej, omijając pacjentów i policjantów, wciąż krążących wokół miejsca, gdzie prawie bym umarł.
  Czy jest coś bardziej żałosnego, nic zostać zabitym w szpitalu?
  Nie odczuwałem żalu czy wyrzutów sumienia, matka wypruła mnie w tym momencie z wszystkich ludzkich emocji, poczułem się wręcz jak wyrzucona do kosza na śmieci, szmaciana lalka. Niektórzy ludzie mogą być tacy paskudni, że nawet twoje sumienie nie jest w stanie się odezwać i cię pożreć od środka.
  Za wszelką cenę chciałem się od niej różnić. Nie mogłem patrzeć w swoim odbiciu nawet na oczy, bo miałem takie same, jak ona. Czasem nawet zakładałem soczewki, żeby miały inny kolor. To było wręcz nienormalne i doskonale o tym wiedziałem. Czułem obrzydzenie do niej i do swojej rodziny, która rozeszła się po świecie i nawet każdy żałował marnych groszy na kartkę, którą się do kogoś na święta wysyła. A Wigilia była zawsze nie do zniesienia. Byli rodzice i sami ich nadziani znajomi, takiego samego pokroju, jak moja matka, których również nie interesował temat o zwykłych, rodzinnych świętach. Woleli siedzieć przy idealnie wypolerowanej ławie, popijając drogi alkohol i rozmawiając o finansach.
   Zawsze zazdrościłem swoim znajomym tej magii, która pojawiała się w ich domach już na początku grudnia. Choinkę ubierali tydzień przed wieczerzą, piekli pierniki, które wszyscy ozdabiali lukrem, na kominkach wieszali wielkie skarpety, które wieczorem wypychali cukierkami dla dzieciaków, żeby sprawić im frajdę. Wszystkie domy były oświetlone kolorowymi światełkami. Mój ojciec ozdabiał tylko balkon, bo mieszkaliśmy w szpanerskiej kamienicy, więc żadnego ogrodu nie mieliśmy. Szczerze mówiąc, to więcej czasu spędzałem w święta ze znajomymi, których rodzice zawsze mnie przyjmowali z szeroko rozłożonymi ramionami, niż u siebie. Zresztą, nikt chyba nie zauważył w domu mojej nieobecności. Nie miałem rodzeństwa ani kontaktu z dziadkami, u których reszta rodziny zawsze się zjeżdżała, wiedziałem o tym, bo zawsze co rok wysyłają mi SMS-em albo na Twitterze życzenia od wszystkich. Wiedziałem, że piszą to prosto z serca i że chcieliby się ze mną spotkać, ale nie mają zamiaru toczyć kolejnych bitew z moją rąbniętą matką, której sodówka uderzyła do głowy. Była po prostu zepsutą kobietą, która uważała się za lepszą od wszystkich. Tak naprawdę to była przydatna tylko wtedy, gdy chciałem jakieś nowe buty, czy coś. Na to akurat narzekać nie mogłem, bo zawsze dostawałem to, co chciałem. Cóż, moi rodzice na brak finansów narzekać nie mogli. Najbardziej wkurzający był jednak fakt, że nie chcieli pomóc tym, którzy daliby się pociąć na kawałki za jakieś nędzne pięć dolarów. Omijali żebraków pod Starbucksem z pogardą w oczach, kiedyś matka pokazała jednemu środkowy palec. Następnego dnia podszedłem do tego mężczyzny i dałem mu pięćdziesiąt dolarów, matce powiedziałem, że to rata na szkolną wycieczkę.
  Dlatego nikt nie był zdziwiony czy nawet zszokowany, gdy widział, jak potwornie źle układają mi się relacje z rodzicami. Najczęściej po prostu się za nich wstydziłem i nic więcej. Nigdy nie usłyszałem od nich żadnej pochwały, jak już to tylko słowa, że nie ma ze mnie żadnego pożytku.
- Przepraszam za nią - wyszeptałem, klęcząc przed zdeptanymi przez nią pozostałościami po papierosie. Lekarze i pielęgniarki patrzyli się na mnie, totalnie ich zatkało.
- Nie dotykaj tego nawet - przerwała ciszę sprzątaczka, która ni stąd, ni zowąd, pojawiła się tuż przy mnie i zgarnęła ten śmietnik na szufelkę.
  Westchnąłem i wyprostowałem się. Ominąłem wszystkich i poszedłem do swojego pokoju. Stanąłem przy parapecie i zacząłem obserwować swoją matkę, która wsiadła do swojego Mercedesa i odjechała z piskiem opon.
- To jakaś komedia. Życiowy kabaret! - wymruczałem, chowając twarz w dłoniach.
  Nagle zdałem sobie z czegoś sprawę.
  Przypomniała mi się pewna sytuacja, która pojawiła mi się w głowie nie wiadomo skąd. Miała miejsce z jakieś sześć lat temu, ale wyjątkowo wbiła mi się w głowę, pewnie dlatego, że jest przesiąknięta negatywnymi emocjami, w sumie jak każda, jeśli moja matka brała w niej udział.
  Chris nie był kiedyś takim bogatym chłopakiem, jak dzisiaj, kiedy wyjątkowo dobrze mu się powodzi, co w sumie zaskoczyło wszystkich, bo mieszkał z rodzicami i z siostrą w jakimś starym, rozwalającym się domu, gdzie niegdyś nocowały największe pijaki. Pamiętam, że dorabiał grając na gitarze pod sklepami, zawsze ktoś rzucił mu jakąś monetę. Szczerze mówiąc, w takich wielkich miastach, jak właśnie Nowy Jork, jest to dosyć codzienny widok, nie budzący żadnej sensacji. Chris wtedy nie miał znajomych, każdy omijał go szerokim łukiem, również i ja, chociaż nie z powodu jego biedoty, ale krążyły o nim różne plotki, między innymi, że jest uzależniony od marihuany i te sprawy, a wiadomo- tacy ludzie bywają niebezpieczni. Nie chciałem się więc mu narażać, po prostu nie zamieniałem z nim żadnego słowa i jakoś normalnie z tym funkcjonowałem. Pewnego razu wybrałem się z matką do sklepu, wyszliśmy z niego totalnie obładowani. Pech chciał, że Chris przygrywał na swojej gitarze tego dnia właśnie w tym miejscu. Zamierzałem bez słowa ominąć go, tak jak zawsze, ale on się do mnie odezwał.
- Niall! - wychrypiał, niemal błagalnie. Przystanąłem, mierząc go wzrokiem. - Masz... parę dolców? Bo...
- Och, chodź Niall, będziesz z tym marginesem społecznym się zadawał? Naprawdę nie masz lepszych znajomych? - przerwała mu niespodziewanie moja matka, wzdrygając się na sam widok chłopaka. - Sam sobie zepsuł życie, tak to jest, jak cały czas się ćpa. Widać, że patologia w domu panuje. Idziemy, Niall!
  Powiedziawszy to, poszła w stronę auta, ciągnąc mnie za ramię. Zdążyłem tylko złapać spojrzenie Chrisa.
  To było niepokojące spojrzenie.
  Uniosłem gwałtownie głowę i jęknąłem głośno, przykuwając tym tylko uwagę pielęgniarek.
- Coś jest nie tak, Niall? - odezwała się jedna.
- Nie, jest wszystko w porządku - odparłem szybko. Ale w rzeczywistości nie było.
  Cóż, Chris już wtedy wypowiedział mi bezgłośnie wojnę, która teraz trwa. I prawda jest taka, że nie da się jej zakończyć bez ofiar, którą, znając moje szczęście, będę najprawdopodobniej ja. Chris po prostu się mści.
  Dzięki, mamo. Zawsze cię kochałem.

Liam

  Zdziwiłem się, że tak szybko pokonałem drogę z Central Parku, niedaleko którego znajduje się Mount Sinai Hospital, do domu. Widocznie moje rozmyślania tak mnie pochłonęły. A stres, który pojawił się w szpitalu i który nadal mnie paraliżował, doprowadził mnie do takiego stanu, że co chwilę odwracałem się do tyłu, patrząc, czy nie idzie za mną jakiś dresiarz czy Chris zwłaszcza, chociaż złapała go policja i będzie miał, krótko mówiąc, przesrane.
  Musiałem koniecznie pójść do Nicka i dowiedzieć się, czy wszystko ze Stylesem jest w porządku, i czy Nick ma już jakiś pomysł, co zrobić z Harrym. Miałem więc w głowie już jakiś początek mojego planu działania. A jego kolejnym punktem była próba kontaktu z Zaynem. Musiałem, po prostu musiałem się z nim skontaktować, do cholery! I naprawdę zacząłem się poważnie martwić, czy chłopak w ogóle żyje! Przez te pierwsze dni byłem jako-tako spokojny, bo po prostu zaufałem Malikowi, to nie jest głupi facet. W mojej głowie pojawiła się także myśl, że chce znaleźć Louisa.
  I jeśli Tomlinson jest normalny, to go nie zabił i dwa gołąbeczki się szczęśliwie przygruchały.
  Jeśli jednak Tomlinson jest nienormalny, bo samotność zamieniła go w zarośniętego żula, mogę zapomnieć o wszelkich próbach kontaktu z Malikiem i równie dobrze mogę biec na przedmieścia i spacerować po kanałach w poszukiwaniu ciała Zayna.
  Miałem nadzieję, że jednak ta pierwsza opcja jest prawdziwa, a druga wynikła z mojej troski o Mulata.
  Byłem już na ulicy Nicka, gdy zobaczyłem obok jednego domu policyjny radiowóz. A więc amerykańska policja doszła już tutaj.
- Cholera by to wzięła! - przekląłem i zacząłem grzebać w swojej kieszeni w poszukiwaniu telefonu komórkowego. Wyczułem jednak tylko pistolet, który zabrałem Chrisowi w szpitalu. Na śmierć o nim zapomniałem.
  Zauważyłem, że jakiś policjant mnie zauważył, powiedział coś do drugiego i zaczął iść w moim kierunku. Zrobiło mi się słabo.
  Jezu, a jeśli ten pistolet odznacza się w kieszeni moich jeansów?!
  Przełknąłem ślinę i zacząłem iść w przeciwnym kierunku, ale policjant chyba głupi nie był, na co tak liczyłem.
- Hej! - krzyknął. Coś przewróciło mi się w żołądku. Udałem, że nie słyszę. - Hej, ty! Zatrzymaj się!
  Dobra. To nie ma sensu.
  Stanąłem i udając całkowicie spokojnego, chociaż moje serce biło mi tak mocno i tak głośno, że pewnie ten facet to usłyszał, odwróciłem się w jego stronę.
- Taaak? - wystękałem, zaciągając moją bluzę tak najniżej, jak się dało.
- Mam parę pytań, niech pan się nie denerwuje, zabierze to panu góra pięć minutek.
- Ach!
- Zna pan Louisa Tomlinsona? Bo pewnie jak pan słyszał, trwa śledztwo i szukamy tego zbiega.
  Podskoczyłem nagle.
- Ou... tak! To znaczy, tak, słyszałem o tym wszystkim, ale nie znam gościa!
- A co pan o nim wie?
- No... że jest mordercą i że uciekł z lotniska, bo sfałszował dokumenty po ucieczce z więzienia. Dosyć kiepska ochrona, nie sądzi paaan?
- Przemilczę to. Szukamy jeszcze jednej osoby, na imię mu Harry Styles.
- O Chryste! - jęknąłem.
- Coś nie tak?
- Ach, głowa mnie boli i pilnie muszę do toalety, a jasne jest to, że nie znam chłopaka!
- A pan jak ma na imię?
- Ja? Ja jestem... Edward. Edward Edwin.
- Edward Edwin? - zdziwił się. - Edwin to nazwisko, czy drugie imię?
- Nazwisko, ehm, to przez mojego ojca.
- A ile ma pan lat?
- Ja... dwadzieścia mam.
- A dowodzik jest?
- Dowodzik? Dowodzik? - wyjąkałem. - Nie mam. Nie noszę. Został u mojego znajomego, jak ostatnio byłem na imprezie u niego!
  Boże, co ja gadam?!
- Ach, no tak. Nieważne. Dziękuję.
  W głowie skakały mi myśli, że niedługo naprawdę umrę na zawał, jeśli tak dalej pójdzie. Doszło do mnie dopiero teraz, w co tak naprawdę się wkopałem i z przerażeniem odkryłem, że to nie jest takie proste, jak mi się wydawało.
  Trzęsącymi się rękoma wyjąłem ponownie telefon, obserwując odchodzącego policjanta. Znalazłem w katalogu numer mojej mamy i wcisnąłem zielony przycisk, żeby do niej zadzwonić.
  Odebrała po trzech sygnałach.
- Mamo? - odezwałem się. - Czy była u nas już policja? - zapytałem, bez zbędnych wstępów.
- Tak, a co? Skąd wiesz? - zdziwiła się.
- Co chciała?
- Przecież wiesz, że do każdego domu policjanci wchodzą i sprawdzają wszystko i wszystkich, uciekły dwie osoby wmieszane w okropne morderstwa! Dlaczego pytasz, Liam? Co się dzieje? - zdenerwowała się.
- Czy mówiłaś coś o Zaynie?
- Chryste! - krzyknęła. - Na śmierć zapomniałam!
  Rozpoznałem jej płaczliwy ton.
- Dobra. Zaraz będę. Tylko najpierw wpadnę do Nicka.
- Ale Liam, jest późno, zaraz się ciemno zrobi, a ja jeszcze muszę do biura na chwilę jechać i nie mam komu kluczy zostawić, Nicki też do kogoś poszła...
- Jezu, mamo, będę dosłownie za parę minut. Zostaw klucze za doniczką w ogrodzie. Żaden złodziej nie wejdzie, bo policja krąży po osiedlu, musiałby być skończonym idiotą.
- Ale Liam...
- Kończę, mamo. Pa! - rozłączyłem się pospiesznie, nie chcąc tracić czasu.
  Zacząłem biec w kierunku domu Nicka, niczego nieświadomego.
  Zaczyna się. Cholera.

30 komentarzy:

A.♥ pisze...

Jest w porządku. Nie rozumiem tylko tego wątku z Chrisem, jest trochę naciągany. Pisz dalej, jestem ciekawa dalszego rozwoju akcji :)
@AStawicka

Forever me pisze...

a i się podoba! super!!!!

test pisze...

przpraszam, ale ja na poczatku tak sie smialam , wszystko przez 'PLASZCZ VOLDEMORTA' to jakos tak mi smiesznie zabrzmialo. ;D mi sie bardzo podoba, czekam na nexta / @Mikax333

Ollie pisze...

Mówiłam, że dwa ptaszki? Mówiłam.
Liam dobrze gada. "Zaczyna się." Mimo iż jest totalnym idiotą i gapą, dobrze gada. Dalej go uwielbiam.
Brakuje mi Nicki. Wiem, że ciągle marudzę, że kogoś mi brakuje, ale naprawdę się za nią stęskniłam.
Przepraszam. Lubię marudzić.
Co oczywiście nie zmienia faktu, że Cię przecholernie kocham!
@knyycio

Dżerr pisze...

No a mnie tam się rozdziałek podobał.
Zaczyna się :D
Niall ma naprawdę zrytą matkę.
Dawaj kolejny
Pozdrawiam
Dżerrka

Gabs. ∞ pisze...

To jest wspaniałe i coraz bardziej niebezpieczne! Kocham to! Boooże, boje się o nich wszystkich, naprawdę. Czekam na następny! Weny x
@AveHoran

greaseblow pisze...

Obiecałam długi komentarz i taki też będzie. Mam nadzieję przynajmniej.
Kuźwa, jak mnie matka Nialla, za przeproszeniem, wkurwia. Do ciężkiej cholery ona jest jakaś nienormalna. Nie dość, że jej syn ma anoreksję, to o mało nie został postrzelony, a ja to praktycznie nie obeszło. Niby udaje zatroskaną mamuśkę, która wydziera się na lekarzy, ale ja i tak gołym okiem widzę, że to gra. I tyle. Jej "troska" to jeden wielki bullshit. Biedny Niall, nie wyobrażam sobie co musi czuć. Przecież tak mało brakowało, a Chris by go zabił.
Ale dlaczego? Dlaczego ten świr chciał zabić niewinnego chłopaka? Co się między nimi wydarzyło? Bo ja wiem, że tej historii jest dużo więcej niż nam się wydaje. Całe szczęście, że Liam w porę wykazał się odwagą i wkroczył do akcji. Tylko teraz oni wszyscy mają problemy. Robi się nieciekawie.
Ło, słowa które Niall do niej powiedział były mocne ale boleśnie prawdziwe. Szkoda, że jego matka to taka suka.
Dowiedziawszy się trochę więcej o rodzinie Nialla, jest mi go jeszcze bardziej szkoda. Taki niesamowity i dobry chłopak, któremu tak ciężko w życiu. To przykre...
Czyli... To, że Chris pała taką nienawiścią do Nialla jest przez pojebaną matke blondyna? Kurde. Z jednej strony rozumiem, bo mógł sobie pomyśleć Chris. Uznał, ze Niall nie miał zamiaru mu pomóc i ubzdurał sobie, że Niall jest jaki jest. Jaka szkoda, że to wszystko jest winą jego matki...
Czytając część z perspektywy Nialla miałam łzy w oczach. Naprawdę... Nie wiem co jeszcze mogę powiedzieć oprócz tego, że Niall wzbudził moją wielką sympatię swoją siłą. Zaimponował mi tym, że mimo, że się poddał i wpadł w anoreksję, teraz postawił się matce.
Hahaha wiem, że nie powinno mnie to śmieszyć, ale rozmowa Liama, a może powinnam powiedzieć "Edwarda Edwina" z policjantem bardzo mnie rozbawiła. XD Biedny Liam o mało się w gacie nie zesrał. Co za jełop, zapomniał wyciągnąć pistoletu z kieszeni. Ech. Ale i tak go uwielbiam ♥
Akcja co raz bardziej się rozkręca. Nie wiem, czy moje nerwy to wytrzymają. Strzaskasz mi psychikę, pamiętaj! XD Ale i tak uwielbiam ciebie za to opowiadanie. Jesteś niesamowicie utalentowana i nawet nie waż mi się mówić, że ten rozdział był kiepski. Bo genialny. Jak każdy. Okej, rozpisałam się, tego jestem pewna. Bolą mnie palce i chce mi się siku. Takie tam moje wyznania. XD
Oczywiście czekam na następny i możesz mnie powiadamiać na tt: @Greaseblow
A i jakbyś miała wolną chwilę, to było by mi bardzo miło, gdybyś zajrzała do mnie. :3
http://brytyjski-akcent.blogspot.com/
Pozdrawiam ciepło! x

nikt ważny ._. pisze...

SUPER!! Czekam! czekam! extra! ♥ :3

pati pisze...

wjbneuiwgbruioernhgirttr jest cudowny ewnrohgirth czekam na następny<3

+nie potrafię pisać komentarzy :)

ewwta. pisze...

Boże ten rozdział jest taki dfkndjfrgvdfgfj *-* Wywołuje u mnie takie emocje, że mam ochotę przywalić tej tępej szmacie (mamie Nialla)- do czego ty mnie doprowadzasz dziewczyno? XD Nie mogę się doczekać następnego ^^ - JEBNIĘTE DZIECKO Z TWITTERA .__.

Domi209 pisze...

Przeczytałam wszystko! Poza tym mam nadzieje,że mnie pamiętasz :** Nie słucham 1D,ale przyznam,że to praktycznie nie o nich. A i bardzo fajnie,że dodajesz też swoje ulubione rzeczy (np. muzykę,muzyka ;)) Czekałam aż coś się pojawi na: Kości zostały rzucone i nawet nie zauważyłam,że masz nowego bloga! Jak się cieszę,bo myślałam,że już przestaniesz pisać,bo już sporo czekałam,ale teraz miałam coś do czytania.
Ogólnie wszystko się rozkręca,dziwią mnie czasami rozwiązania,ale to nie przeszkadza mi czytać tego wszystkiego. Wielki szacunek Kaśka! :) Czekam już z uciechą na kolejny rozdział!
A co do bohaterów to Niall bardzo mi przypadł do gustu. Daje przykład,że ludzie nawet gdy ''chodzi'' problem i dosłownie go widać,oni zasłaniają oczy,nie widzą tego,że ktoś ma problem. A potem taki człowiek Bóg wie co może zrobić. I to nie tylko opowiadanie. Lekki morał by się przydał na końcu. ;]

Natalia9954 pisze...

Jak zawsze rozdział jest super! Tylko ten wątek z Chrisem jakiś taki dziwny... @Tuska54

alekslloyd pisze...

Czyli to przez matkę Nialla, Chris prawie by go zabił. To ona była powodem tego, że ten pieprzony debil go dręczył w szkole! Jak można być tak okropnym dla swojego syna?! Nigdy tego nie zrozumiem. Po prostu żal mi tej kobiety i tyle.
Samo to, że Horan powiedział jej to, co o niej myślał sprawiło, że przez sekundę uśmiechnęłam się do siebie w duchu. Całe szczęście on taki nie jest. Jak ona. Jakby w ogóle nie pasował do tej rodziny… Jej się nie wybiera.
Jak mogłaś skończyć w takim momencie, cooo? Rozmowa rzekomego Edwarda Edwin’a była bardzo interesująca, a zwłaszcza odpowiedzi naszego Liama. Rozdziały złe nie są. Mi się osobiście podobają, więc ode mnie zastrzeżeń nie ma. Chociaż, gdybym miała wybierać która perspektywa jest ciekawsza, czy też lepsza – to wybrałabym Niallera. :)
Mhm, słabo coś dzisiaj u mnie z tymi komentarzami. Ugh, to chyba przez samopoczucie, czy cos. Sama nie wiem. W każdy razie, życzę Ci bardzo dużo pomysłów i weny na następne rozdziały!! <3
Czekam, Loooove, xoxo

Anonimowy pisze...

a mi się podoba :D zawsze jest super :D czemu kończysz w takim momęcie czy ty chcesz aby mnie ciekawośc zjadła .. nie ładnie :p czekam na nexta @kllauduchy

Unknown pisze...

Fajny.. Najbardziej mi się podobała ta cześć o Niallu :D

Anonimowy pisze...

Super jest co ty gadasz?! :* @paulencjaa

Anonimowy pisze...

Źle, że Ci się nie podoba. <3

Anonimowy pisze...

Ja bardzo lubię każdy rozdział. Ten też bardzo mi się podobał. Ciekawe co tam słychać u Louisa i Zayna. :D

Unknown pisze...

Witam. Nazywam się Anastasia i prowadzę blog z opiniami opowiadań.
Moja pierwsza opinia powstała na temat twoje bloga. Jeśli jesteś ciekawa mojej "recenzji: to zapraszam
http://opinie-anastasii.blogspot.com/

Anonimowy pisze...

SUPER♥ PISZ DALEJ:*

Candice pisze...

powiem ci, że to bardzo dziwne bo mi się bardzo, ale to bardzo podoba, tak zbieram się i zbieram, żeby nadrobić zaległości, ale nie mam kiedy, mam nadzieję, że niedługo znajdę chwilę, bo piszesz niesamowicie!!

Unknown pisze...

Historia strasznie wciąga . Brak mi słów. To najlepsze opowiadanie jakie czytałam. Jest takie inne ... wyjątkowe . Jedna rzecz mnie najbardziej intryguje, to takie prywatne pytanie: To opowiadanie całkowicie sama wymyślasz czy masz no nw styczność z coniektórymi wydarzeniami lub twoi znajomi np. anoreksja , prześladowanie w szkole. To bardzo interesujące xx

Unknown pisze...

Ja ja ja na prawdę nie wiem co napisać po prostu brak mi już słów... to jest po prostu magia, czary tylko że czarna magia! Niesamowita czarna magia...
@nikiwi2468

Malwina pisze...

Twoje opowiadanie jest strasznie tajemnicze ;D Nie moge sie doczekac wyjasnienia sprawy :) @MalwinaOfficial

Unknown pisze...

Boże to jest Ś.W.I.E.T.N.E !
Moglabym prosic o informowanie o następnycj rozdziałach na tt ? - Moj nick to : @Niaaler

Anonimowy pisze...

nawet nie masz pojęcia jak wciagnęła mnie ta historia. duzo tu tajemnic ale to chyba najfajniejsze. naprawde miałaś swietny pomysł. częsc jest świetna jak wszystkie pozostałe, czekam na kolejną ;) @Official_Alex24

Anonimowy pisze...

Niezłe imaginy... Już cię kocham

@Real_Justyna

Anonimowy pisze...

Genialne opowiadanie @polish_cabbage

ClaudiaPayne pisze...

jakby co to ja czekam na nowy rozdzial ♥ mam nadzieję że to nie brak weny :D @kllauduchy

Anonimowy pisze...

Powiadamiaj mnie na twitterze: @ilovemyloueh, dzięki xx