piątek, 1 marca 2013

XIV

Liam

  To zabawne, jak nagle, zupełnie nieoczekiwanie, człowiek może zostać postawiony w takiej sytuacji, gdzie śmierć stoi tuż za nim. A może i przed nim, jak w moim przypadku.
  Nie odczuwałem strachu, nie powstrzymało mnie wahanie czy wszelkie inne wątpliwości. Byłem świadom tego, co robię, również tego, jakie mogą wyniknąć konsekwencje. W końcu biegnięcie prosto na uzbrojoną osobę nie jest zwykłym, codziennym wydarzeniem, prawda?
  Niall upadł na zimną podłogę razem z Martinem, który oszołomiony go złapał. Obydwoje nie wiedzieli, co się dzieje i co wyprawiam, dopóki nie spojrzeli w kierunek, gdzie zmierzam. Zauważyłem, że gdy Niall zobaczył czającą się postać, momentalnie zbladł, wyglądając jeszcze gorzej, niż zwykle. Otworzył usta, coś powiedział, ale go nie usłyszałem. Nie mogłem się skupić na jego słowach, one w porównaniu do śmierci, są niczym, błahostką, głupotą.
  Rozległy się wnet jakieś krzyki, ktoś coś mówił, ktoś inny, całkowicie zdenerwowany, próbował opanować sytuację, ale zapomniał o tym, że sam nie jest dostatecznie spokojny. To wszystko tworzyło paradoksalne tło dla sytuacji, która miała teraz miejsce.
  Prawda jednak była taka, że chociaż zachowałem pokerową twarz, w środku moje organy były totalnie splątane w jeden wielki supeł, miałem wrażenie, że zaraz zemdleję, a ten wariat mnie zastrzeli, kończąc swoje zaczęte już dzieło. Tyle, że owe dzieło rozpoczął już z rok temu, uczepiając się Horana. Żywił do niego jakąś nienawiść, to negatywne uczucie zrodziło w nim całkowicie pogrążonego mężczyznę, który powinien udać się do psychiatryka.
  Chris skierował swoją broń prosto na mnie. Byłem wręcz przekonany, że za parę sekund strzeli do mnie, a kula w przeciągu ułamków sekundy wbije mi się w serce, które ostatni raz dobrotliwie zabije. Dlatego chwyciłem stojący obok na stoliku szklany wazon z kwiatami, rzuciłem go prosto na niego, a sam gwałtownie ukryłem się za ścianą.
  Rozległ się kolejny strzał, tak jak przypuszczałem, a zaraz potem niezbyt przyjemny odgłos stłuczenia się czegoś. Pojawiły się iskry. Kula trafiła w telewizor, na którym chwilę temu widniał kucharz radzący, jak odpowiednio przyprawić kurczaka, a miała widocznie wycelować w moją głowę, a nie w klatkę piersiową.
  Zaraz potem rozległ się kolejny hałas; Chris dostał szklanym wazonem, przez co raptownie stracił równowagę i wywrócił się na schodach. Wtedy pobiegłem w jego stronę, żeby uniemożliwić mu kolejne czynności.
  Leżał na środku klatki schodowej, mokry od wody z wazonu i od krwi, bo dostał w końcu szkłem w głowę. Próbował wstać, ale nie dał rady, bo prawie się na nim położyłem, żeby powstrzymać go przed kolejnymi ruchami.
- Po co, do kurwy nędzy, wpierdoliłeś się między mną, a tego anorektyka? Miałeś szczęście, bo już byś nie żył, kurwa! - zaczął przeklinać. Wtedy walnąłem go z pięści w twarz, nie oszczędzając swojej siły. Warknął coś i zaczął się jeszcze bardziej wierzgać, ale nic mu to nie dawało.
- Wypierdalaj stąd, dobrze ci radzę. - Szepnąłem mu cicho do ucha, wpychając mu palce prawie w gałki oczne. Chwyciłem jego pistolet skrawkiem bluzy, który leżał na ziemi, i wepchnąłem do kieszeni spodni.
  Wstałem i ledwo powstrzymałem się przed potężnym kopniakiem w jego żołądek, ponieważ zauważyłem dopiero teraz ludzi- pacjentów, a przede wszystkim biegające pielęgniarki i lekarzy. Roiło się od policjantów, którzy natychmiast zza moich pleców wpadli na Chrisa, podciągając go do góry i krzycząc coś do niego, wściekle. Po chwili ten cały wariat wstał, zakuty w kajdanki i policjanci zaczęli go spychać na parter po schodach.
  Odwróciłem się już, kiedy usłyszałem wściekłe wrzaski Chrisa, które chciałem zignorować, ale... po prostu nie dało się tego nie słuchać.
- Zabiję was trzech, rozumiecie to, kurwa? Zdechniecie jak psy, dziwkarze! Pięść wam już kurwa nie pomoże, kiedy zakopię was żywcem na jakiejś pustyni w trumnie, wtedy będziecie mogli dusić się w tej skrzyni i ryczeć, możecie już się, kurwa, na to przygotować!
- Zamknij się, gówniarzu! - wrzasnął policjant.
- Liiiaaaaam!
  Wpadła na mnie pielęgniarka, a właściwie to ja wpadłem na nią. Czułem się, jakbym zamotał się we mgle, która nie wiadomo skąd pojawiła się na upalnej Saharze.
- Wszystko w porządku? Musisz teraz... czekaj, ja...
  Kobieta coś do mnie mówiła, chciała mi zrobić jakieś badania, wyjęła dziwne strzykawki, ale ja, dosyć niegrzecznie, bez słowa ją ominąłem i wspiąłem się powoli po schodach na górę. Omijałem lekarzy, policjantów, którzy coś do mnie mówili, powinienem się zatrzymać, odpowiedzieć. Nie leżało to jednak teraz w moim interesie.
  Stanąłem naprzeciwko Nialla, obok którego siedział Martin i jakaś lekarka. Na korytarzu było totalne zamieszanie.
  Pół-blondyn spojrzał na mnie.
- Liam...
- Li, ja...
- Liam!
- Czy tylko ty masz takie zajebiste szczęście, Niall? - przerwałem wszystkim. Mój smutny wzrok wwiercał się wręcz w duszę Nialla.
- Liam, ja nie mam na to słów. Rozumiesz? - po jego policzkach ciekły łzy. Tak jakby to całe zamieszanie wokół nie dotyczyło nas, jakbyśmy byli wszyscy duchami i prowadzili zwyczajną, codzienną pogawędkę. Jakby łzy Nialla były czymś normalnym. Zresztą, ostatnio łzy stały się nudnym porządkiem dziennym, coś takiego, jak śmiech. Tylko kiedy ja ostatnio widziałem szczerze śmiejącą się osobę? Zdawać by się mogło, że radość, ubaw i beztroska zniknęły gdzieś, wręcz umarły, jakby optymizm przegrał ostateczną bitwę z pesymizmem, a może ze zwyczajnym realizmem, który w dzisiejszych czasach jest chyba najpopularniejszy. A najgorsze było to, że zaprzeczenie tej hipotezie, byłoby zwyczajnym kłamstwem.
- Co zrobiłeś Chrisowi? - cedziłem słowa, nadal cicho mówiąc. Miałem wrażenie, że gdzieś cyka bomba, która za parę sekund ma wybuchnąć.
- Liam, ja nie skłamałem. Opowiedziałem wam prawdę! Ja...
- Cokolwiek się stało, Niall, dobrze ci radzę- przytyj i uciekaj.
  Zapadła cisza.
  Albo tylko mi się wydawało.
  Bo chociaż niektóre osoby zamilkły, w mojej duszy była prawdziwa burza. Dopiero teraz odczułem strach. I to nie zwykły strach, taki jak przed sprawdzianem czy przed wyjściem jakiegoś drobnego kłamstwa na jaw. Strach, który objął mnie całego, od czubka głowy, do palców u stóp. Cały się trząsłem. Nie wiedziałem, czy ze złości, czy ze stresu przed tym, w co się wpakowałem. Oczywiście nie żałowałem tego, że uratowałem Nialla, tylko jakby sprawa ze Stylesem nie była wystarczającym problemem, do tego doszedł nienormalny Chris. A takich ludzi jak on, nie wolno pod żadnym pozorem ignorować.
  Chciałem coś jednak dodać do swojego ostatniego słowa, żeby chory chłopak nie odebrał tego jako groźbę, jako proroctwo czegoś, co się zbliża, dotknie nas i pogrąży, opustoszy. Coś, co na zawsze wymaże pokrzepiające uśmiechy ludzi, którzy co noc kładą się spać, pocieszając się w myślach, że jutro będzie lepiej.
  O ile to jutro będzie.

Louis

  Nadzieja umiera ostatnia.
  Dopiero teraz doszło do mnie, jak potężną siłę ma to jedno słowo.
  Nadzieja.
  Zrozumiałem to, klęcząc w błocie w strugach deszczu, słuchając odgłosów burzy, szlochając.
  Tego nie można było nazwać zwykłym załamaniem, ot, takim, które dotyka każdego. Czułem się jak ktoś chory psychicznie, emocje mi się totalnie zmieszały, krzyczałem, płakałem, przeklinałem. Odczuwałem wściekłość, szczęście, smutek, irytację i nie wiem, co jeszcze.
  Co miało na to taki wpływ? Moje życie w wiecznym ukryciu i biedzie, czy fakt, że osoba, z którą kiedyś byłem nierozłączny, wstała ze zdemolowanej ławki i chwiejącym się krokiem, ruszała w moim kierunku?
  Zayn Malik.
  Miałem zbyt rozmazany widok, żeby określić, czy płacze tak samo jak ja, czy to krople deszczu ześlizgują się po jego delikatnych policzkach.
  Gdy tylko w myślach przetrawiłem jego imię, poczułem ciepło na sercu, które zaraz zniknęło, bo od razu przypomniała mi się jego przerażona twarz na wieść, że ponoć zabiłem trzy kobiety i zostałem skazany w więzieniu na dożywocie. Kręcił tylko głową, usta miał otwarte, wyglądał wręcz kretyńsko.
- Louis, to jest jakaś pomyłka, ty nawet "dziwka" nie umiesz wypowiedzieć.
  I tak parę lat minęło bez wiedzy o nim. Męczyło mnie cholernie mnóstwo pytań, bo nie wiedziałem, czy on w ogóle zawracał sobie mną głowę. A może to ja dałem sobie z nim spokój?
  Ostatnio widziałem go w jego domu, gdy wyprowadzała mnie policja, a ten zaczął na nich się drzeć, że powinien być proces, że Louis powinien mieć dobrego adwokata.
  Ale ktoś, kto stworzył to bagno, był milion razy silniejszy i sprytniejszy. I przede wszystkim nadziany.
  I oto Mulat się pojawił, w pozornie zwykły dzień, taki sam, jak każdy inny, a wszystkie zlewały się w jedną całość, tak jakby Bóg gotował zupę i dodawał po kolei składniki do swojej mieszaniny. Czy to nie jest absurdalne?
  Poderwałem się gwałtownie, wdeptując w kałużę, tym samym mocząc sobie dodatkowo buty i skarpetkę. Cofnąłem się do tyłu, unosząc ręce tak, jakbym się przed czymś lub przed kimś bronił, zacząłem kręcić głową. Prawie się wywróciłem, gdy chodząc do tylu, nadepnąłem na jakiś sporawy kamień. Stanąłem. On również.
  Tkwiliśmy w swoich miejscach, deszcz nie padał już tak intensywnie, ale jednak coś z nieba jeszcze leciało. Rozległo się złowrogie grzmotnięcie, a niebo nad blokami przecięła wielka błyskawica, jakby Opatrzność nie zgadzała się na to, co właśnie miało miejsce.
- Ty sukinsynie! - wrzasnąłem, przerywając ciszę, próbowałem opanować drgawki.
  Kątem oka zauważyłem, że ktoś odsunął firankę w jednym oknie najwyższego bloku. Normalnie w mojej głowie zapaliłaby się ostrzegawcza lampka i uciekłbym w bezpieczniejszą kryjówkę, ale teraz dosłownie było mi wszystko jedno. Miałem gdzieś, czy ktoś zawoła policję, czy zaraz rzucę się na Zayna, czy on sam wyjmie pistolet z rękawa i mnie zastrzeli. Wiedziałem tylko jedno: to wszystko nie miało żadnego sensu i ta wieczna melancholia i dramat zaczynał mnie kurewsko denerwować, doprowadzał mnie do pasji.
- Jakim prawem tutaj stoisz?! Jakim prawem mnie znalazłeś?! Czy ty jesteś całkowicie pojebany?! Pierdolony naiwniak! - kontynuowałem krzycząc, naprawdę wściekły. Wszystkie moje tłumione emocje zaczęły się wylewać na i tak już mokrą powierzchnię.
- Louis... włos - odezwał się. Położył swój palec powoli obok ust. - Masz tu włosa.
- I co z tego, idioto?!
  Podszedłem do niego bliżej. Jego komentarz był na pewno nie na miejscu, co mnie jeszcze bardziej zirytowało. Zayn stał jednak bezruchu, tylko jego zaczerwienione i podpuchnięte oczy skakały to tu, to tam. Najprawdopodobniej wyglądałem tak samo, podobnie bynajmniej.
- Jesteś kretynem!
- Wiedziałem, Louis. To nie mogłeś być ty - odezwał się niespodziewanie, przymykając lekko oczy. - Morderca musi mieć stalowe nerwy. Ciebie potrafi wyprowadzić z równowagi byle co.
  Zacisnąłem usta, tak mocno, że zaczęły mnie boleć.
- Pamiętam, jak się zdenerwowałeś, gdy rozsypałeś w kuchni całą torbę płatków śniadaniowych. Na litość boską, drzesz się wtedy, gdy zacina ci się laptop!
  Albo mi się wydawało, albo Zayn uśmiechnął się leciutko.
- Mogą mnie zabić, ale to nie ty stoisz za tymi morderstwami. I to nie jest tak, że zapomniałem. O tobie się nie da zapomnieć. Twój uśmiech zbyt mocno jest w stanie wbić się w pamięć. Twoje próby rozśmieszania, sposób, w jaki rozmawiałeś z matematyczką na lekcji przy tablicy, żeby tylko więcej czasu upłynęło, a ty nie musiałbyś odrabiać równania, którego po pięciu latach byś nie zrobił. Albo to, jak przyłapano cię raz na ściąganiu na sprawdzianie z fizyki. Gdy brałeś udział w szkolnym musicalu i całowałeś się tam z Violette. Nie, Louis - pokręcił wolno głową. - Gdy zobaczyłem w telewizji informację, że uciekłeś, wiedziałem, że muszę ci pomóc, bo zostałeś sam. Jak ja.
  Przełknąłem ślinę.
- Dlaczego sądzisz, że zostałeś sam? - odezwałem się chrapliwie. Podniósł na mnie swój wzrok.
- Umarł mi tata. Tak naprawdę to z siostrą kontaktu nie mam. Przeprowadziłem się do przyjaciółki mojego ojca, która ma dwójkę dzieci. Liama i Nicki. Ale chociaż starali się mi pomóc, nie potrafiłem zapomnieć o wydarzeniach, które kiedyś miały miejsce.
- Twój ojciec nie żyje? - wyszeptałem, zszokowany.
- Tak. Wszyscy ode mnie odchodzą.
  Spojrzał na mnie swoimi zaszklonymi oczami.
- Nie zdziwiłbym się, gdybyś teraz odwrócił się na pięcie i poszedł. Sam bym tak na twoim miejscu zrobił.
  Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale Zayn nie pozwolił mi dojść do słowa.
- Masz rację, jestem sukinsynem, popierdolonym idiotą i kretynem. Brzydzę się samego siebie. Tego, jak zrażam do siebie ludzi, tego, jak każdy po jakimś czasie ma mnie dość, a ja nie wiem, co mam zrobić. Uciekłem policji, żeby ci pomóc, ale jestem bezużyteczny, byłbym tylko wrzodem na dupie. Nie jestem ci do niczego potrzebny.
  Złapał gwałtownie oddech, jak małe dziecko, które zamierza zaraz rozbeczeć się na dobre.
  Zrobił krok do tyłu.
- Przepraszam, Louis - gwałtownie wytarł rękawem swoje policzki i oczy. - Powinienem był znaleźć cię już jakieś dwa lata temu. Jak zwykle spierdoliłem sprawę. Nie zachowałem się jak godny przyjaciel. Nie możesz na mnie polegać, Lou. A fakt, że nie mogłem przez cały ten czas spokojnie spać po nocach, nie jest żadnym usprawiedliwieniem i dowodem na to, jak bardzo jesteś dla mnie ważny.
  Przechyliłem głowę na bok.
- Zrobiło się totalne gówno, Louisie. Bałem się, że zapomnę barwy dźwięku twojego głosu. Miałem w głowie ułożony scenariusz, co zrobię, ale nie umiem zrobić nic. Nie jestem w stanie ci pomóc. Przepraszam za to.
  Zapadła całkowita cisza. Burza przeszła, zostawiając po sobie mokrą powierzchnię ziemi i zatykając każdą dziurę lub nierówność w chodnikach wodą.
  Złapałem haust powietrza. W mojej głowie biły się myśli, toczyły zaciętą walkę między sobą, a ja nie wiedziałem, co zrobić.
  Fakt, że Zayn mnie zostawił w bardzo ciężkim okresie mojego życia, bolał. A nawet więcej, niż zwyczajnie bolał. Może nie chodziło tutaj o fizyczny ból, o siniaki, złamania, zwichnięcia, tylko o coś więcej. O taki psychiczny ból.
  Ale wrócił. Czyż nie? Nie zapomniał o tobie, chociaż tak się wydawało przez cały ten czas.
  Mógł mieć cię całkowicie w dupie.
  Wrócił.
  I był gotów znowu się cofnąć, ale tylko dla twojego dobra. Żebyś już więcej nie cierpiał.
  Niczym Edward z oklepanego Zmierzchu, o Boże.
  Zayn wyglądał jak ostatnia sierota. Szczerze mówiąc, nigdy nie widziałem go w gorszym stanie, niż teraz. Jego ciężkie buty wbiły się w mokrą, grząską ziemię, bo zszedł z chodnika na trawę. Jego kolana trzęsły się, dłonie schował w rękawach swojej przemoczonej bluzy, która była ubrudzona lekko piachem. Kruczoczarne włosy były całkowicie mokre, podobnie jak jego rzęsy od łez. A oczy, które kiedyś cały czas błyszczały, teraz były niezmiernie smutne, przygaszone i można było z nich śmiało wyczytać całą prawdę o Zaynie.
  A te oczy nie potrafią kłamać.
  Powoli zacząłem iść w jego kierunku. Zayn pociągał nosem, nie miał przy sobie chusteczek, więc wytarł go niedbale rękawem.
  Po dobrych dwóch minutach stanąłem nim twarzą w twarz, której mogłem się teraz dokładnie przyjrzeć, ale widok ten naprawdę rozdzierał mi serce, do tej pory zniszczone, poszarpane, złamane na miliony kawałeczków, które chciał, tak jakby, połączyć jakąś nędzną taśmą klejącą. Ale chciał. Podjął ryzyko.
  Bez słowa go przytuliłem. Na początku niepewnie, z dystansem, jakbym tulił kogoś obcego.
  Dopiero po jakiejś chwili zaczęliśmy się ściskać, płacząc, nic nie mówiąc, tak jakby łzy były dostatecznie gadatliwe.
  Jakbyśmy tym jednym uściskiem chcieli wynagrodzić sobie lata bez kontaktu i równocześnie wybaczyć sobie nawzajem wszystkie popełnione błędy.

(...) Uderzenie za uderzenie. Cios za cios. Przezwisko za przezwisko. Przekleństwo za przekleństwo. Oszustwo za oszustwo. Wyrównanie rachunków- co do ostatniego grosza. Na czysto. Jak ty mnie- tak ja tobie. Nie więcej- nie mniej. Tyś zły- ja też zły. Nie gorszy- taki jak ty.
Spirala zła. Droga samozniszczenia. Uratować możesz siebie i swoich braci tylko miłością. A więc nie oddawaj złem za złe, uderzeniem za uderzenie, ironią za ironię (...)
 bo ani się spostrzeżesz, jak staniesz się tacy jak ci, którymi byłeś tak niedawno przerażony.
(...)
Każdy człowiek musi kochać kogoś albo coś. Miłość jest postulatem rozwoju człowieczeństwa. Masz takie życie, jakie sobie budujesz. Jesteś jednością od urodzenia aż po grób. Sam siebie karzesz i sam siebie nagradzasz. Twoja godność osobista. Twoja godność. Ty sam.
(...)
Jeszcze zedrzesz kilka ubrań, kupisz kilka książek. Jeszcze wyjedziesz kilka razy nad morze czy w góry.
  A potem śmierć.
Nie daj się popychać, potrzeba, żebyś choć od czasu do czasu zobaczył swoje życie w wymiarach ostatecznych.
Tyle w nas zaciekłości, nieprzejednania, zazdrości, wstrętów, pogardy. Tyle smutków, strachów, zahamowań, uprzedzeń, gwałtowności, chamstwa, nieopanowania. Tyle w nas podejrzliwości, kłamstwa, obłudy, przewrotności.
Jak dalece jesteś normalny, jak dalece jesteś nienormalny? Co to znaczy być normalnym? Coś ty z siebie zrobił? Co ty z sobą robisz?
Czy wiesz o tym, że możesz się wściec, że rozleci się twoja osobowość, posypią się twoje zasady, zwyczaje, sposoby bycia? Przestaniesz panować nad swoimi myślami, słowami, ruchami i porwany falą szaleństwa narobisz straszliwych głupstw, zranisz ludzi. Może nawet przekreślisz na zawsze swoje życie. I nic nie pomoże, że za chwilę będziesz rwał włosy, tłukł głową o ścianę i mówił: "Jak ja mogłem to zrobić".
Na wszystko będzie za późno. Już niczego nie odwołasz, już niczego nie odmienisz. Nic nie powróci do stanu pierwotnego. Czy ty wiesz, że się potrafisz wściec? A jeżeli już wiesz, to naucz się wsłuchiwać w pomruki rozpoczynającej się w tobie lawiny, żeby powstrzymać ją, póki jeszcze czas. Bo za moment będzie na wszystko za późno. Niezależnie od tego, czy jesteś dzieckiem, młodym człowiekiem czy starcem.
(...)
A tak naprawdę to żyjesz sam. Na pustyni. I nie udawaj, że jest inaczej. Nie zaludniaj jej na siłę. Bo tak naprawdę, nikt nie potrafi ci do końca pomóc. Ty sam decydujesz o wszystkim.
I ty bierzesz odpowiedzialność za wszystko, co jest w twoim życiu. 
Tylko nie bój się swojej pustyni. Od ciebie zależy, jaka ona jest.
Może być ciemnością- pełną jaskiń, niebezpiecznych skał, wysokości i przepaści.
Zrób wszystko, żeby była pełna słońca, przyjazna, przytulna, żeby ci na niej było dobrze.
(...)
Nawet w ciemności możesz zobaczyć światło. Nawet na pochmurnym niebie możesz ujrzeć gwiazdę. Nawet w koszu ze śmieciami możesz znaleźć skarb. Nawet na śniegu możesz spotkać różę. Nawet gdy przyłożysz ucho do głazu, możesz usłyszeć bicie serca.
Jeśli zechcesz.


cdn
***
Słowa na końcu pochodzą z książki Elementarz autorstwa ks. Mieczysława Malińskiego. 




18 komentarzy:

Forever me pisze...

super!!! Zaraszam do siebie opowiadanie o Niallu
"jakkochactojuznazawsze.blogspot.com
Historia Julii i Nialla

test pisze...

o jeju*.* kocham ten rozdzial. normalnie wielbie ;D @Mikax333

A.♥ pisze...

zadzwoń, jak przestaniesz tak dobrze pisać, bo już nie znam słów, które mogłyby wyrazić moje uwielbienie względem twojej twórczości! ♥
@AStawicka

humant ☻ pisze...

Ciekawy cedek c: czekam na kolejny, robi sie coraz ciekawiej c: // @OfficialPasek

nikt ważny ._. pisze...

SUPER!! Dodawaj jak najszybciej :) @1D_Room94

Anonimowy pisze...

Brak słów żeby opisać jak bardzo utalentowaną autorką jesteś... Podoba mi się część o Louisie i Zaynie.
Czekam co dalej z Harrym, Niallem i resztą.
Poinformuj mnie o następnym rozdziale
@justKJx

Anonimowy pisze...

boże jak ja kocham twojego bloga! jest poprostu swietny! nie mam słow, dziewczyno pisz nastepny jak najszybciej <3

alekslloyd pisze...

Twoje rozdziały są po prostu nadzwyczajne. Nie mam słów, aby je określić, a akcja związana z Chrisem... Czytając ten rozdział, wczułam się w sytuację Liama. Co on musiał czuć, kiedy uchronił swoich przyjaciół przed tym kolesiem. To się nazywa prawdziwa przyjaźń. Dla mnie Martin, Niall i Liam już tworzą paczkę przyjaciół,mimo tego, iż mogą nie zdawać sobie o tym sprawy. Czytając perspektywę Payne'a zdałam sobie sprawe z tego, że musi przeżywać katusze; nie codziennie ktoś wymierza w ciebie pistoletem,nie codziennie ratujesz prawie obcego ci chłopaka przed brutalną śmiercią podczas pobytu w szpitalu.
Idąc dalej; perspektywa Louisa. Jestem...Za każdym razem, kiedy czytam w tym opowiadaniu jego perspektywę, czuję, że pękam. Nie rozumiem siebie,dlaczego to, co piszesz w jego imieniu sprawia, że chce mi się płakać albo zasmuca. Nie czuć niedosytu po Twoich rozdziałach. W innych wypadkach chce się więcej - tutaj, fakt, chcesz dowiedzieć się,co wydarzy się dalej, ale nie masz chcicy, która zżera cię od środka. Chociaż ja to się już tak przywiązałam do DEAD'A, że czasami wchodzę tutaj, kiedy nie dodajesz nic i przelatuję wzrokiem wczesniejsze wpisy. Piszesz tak zrozumiale, łatwym przekazem, że człowiek się uzależnia. Wiem,że znowu się rozpisałam (tym razem nie w Wordzie xd), ale zwykłe "świetny rozdział" nie potrafiłoby wyrazzić tego wszystkiego,co teraz czuję. A czuję na prawdę bardzo dużo: począwszy od radości (ponieważ dodałaś dzisiaj nowy rozdział), skończywszy na smutku (gdyż właśnie dochodzę do końca tego komentarza).
Nie wiem skąd czerpiesz inspiracje na to opowiadanie,ale wiedz, że kocham cię za to, że Twój spam do mnie dotarł i zdecydowałam się czytac tego bloga.
Nic wiecej nie napiszę, poniewaz i tak jest tego dużo i za pewne nie ma to większego sensu...
Czekam na następnny z niecierpliwoscią.
Looove,xoxo

Olivia . pisze...

Wspaniały rozdział. Podoba mi się bardzo Twój styl pisania. Umiesz opisać wspaniale sytuację, a rzadko, kto umie. Kochana, Twoje opowiadanie jest wspaniałe. Życzę weny. Pozdrawiam, @WorldWithMagic

Zapraszam do mnie ---- > http://justletmebeee.blogspot.com/

Dżerr pisze...

Rozdzial, byl naprawde cudowny.
Wczulam sie w kazdego bohatera
Bgrawa

Anonimowy pisze...

Tylko jedne słowo przychodzi mi do głowy : cudowne, cudowne, cudowne...

ewwta. pisze...

Wszystkie twoje rozdziały są niesamowite, co ja mówię - ta historia jest niesamowita! Po prostu idealnie napisane. Nie mogę się doczekać następnego.

Anonimowy pisze...

Niesamowite! @paulencjaa

Natalia9954 pisze...

Cudowne! Zresztą zawsze jest cudownie... Nie umiem się doczekać następnego :) @Tuska54

Unknown pisze...

Ja nie wiem co napisać gdybym teraz mówiła do ciebie prosto w twarz prawdopodobnie bym się jąkała i miała łzy w oczach bo, bo nie wiem jak ująć to w słowa... bo po prostu gdy czytam twoje opowiadanie targaja mną emocje tak niesamowite że z jednej strony jestem przerażona, z drugiej ciekawa a z trzeciej wzruszona! Na prawdę podziwiam to co robisz i jak to robisz bo widać że wkładasz w to całe serce! I chcę ci tylko powiedzieć że jeśli wydasz książkę to przysięgam ci że ją kupię. Ba! Nawet przyjdę do ciebie po autograf

Dziękuje i pozdrawiam @nikiwi2468

Ollie pisze...

Wiesz, że ty powinnaś to robić zawodowo?
Rzuciło mi się w oczy "milion małych kawałeczków" - dla ciebie porównanie, dla mnie niesamowita książka.
Są moje dwa ptaszki. Mały kolejny element układanki. Nikt nie zginął. Nie jest banalnie. Jest wręcz cudownie! A mi się kończą pochwały ;D
Dzisiaj będzie krótko, bo nie mam zbytnio czasu ;/ Po prostu Cię kocham całym moim ogórkowym serduchem ;)
@knyycio le wielki łokieć

A.♥ pisze...

Hejka! Zostałaś nominowana do "The Versatile Blog Awards!" żeby sprawdzić co i jak, wpadnij na mojego bloga: http://lovecarrotslikelouis.blogspot.com/ :)

Aniia.;) pisze...

NOMINOWAŁAM CIĘ DO LIBSTER ADWARD : 3 WIĘCEJ TUTAJ ---> http://one-direction-blog-belive-in-magic.blogspot.com/p/blog-page.html