czwartek, 18 kwietnia 2013

XXI

Zayn

  Byłem z siebie zadowolony i nawet nie zamierzałem się z tym faktem kryć, bo zgaszenie ognia, które tliło się w duszach tych chłopaków, było nieprostym wyzwaniem. W duszy nawet chciało mi się śmiać, co niezbyt pasowało do naszej sytuacji, ale czy fakt, iż piątka zupełnie różnych chłopaków postanowiła połączyć swoje równie różne siły, nie był wystarczająco komiczny? Liam, jak zwykle, był na oko chłodnym racjonalistą, który jednak skrywał w sobie najróżniejsze emocje, począwszy od niechęci i skończywszy na miłości. Po moich dokładnych obserwacjach zdążyłem przez krótki czas stwierdzić, że Payne zawsze, ale to zawsze wszystko dokładnie analizuje w swojej głowie, nawet jeśli jakaś sytuacja wymaga spontaniczności i natychmiastowej reakcji, co nie znaczy jednak, że Liam zawsze robi to, co trzeba, bo wygląda na takiego faceta, który zazwyczaj chce naprawdę dobrze, ale mu się to nie udaje. Nie czyni to jednak z niego jakiejś życiowej fajtłapy czy lizusa. Harry- cóż, czułem po kościach, że ze Stylesem będzie najprawdopodobniej największy problem. Jasna sprawa, że nie zdążyłem go dobrze poznać, szczerze mówiąc, w ogóle nie zdążyłem go tak naprawdę poznać; ale jego nieodpowiedzialne zachowanie parę chwil temu dało mi do zrozumienia, że Harry działa impulsywnie i zazwyczaj wszystko robi po swojemu, często nie zważając na to, co ktoś inny chce powiedzieć czy zrobić. A jeśli już raczy posłuchać czyjąś opinię, i jeśli ona mu się nie spodoba, nie zamierza się z tym kryć. Będzie tak długo naciskał, aż w końcu owa osoba zdenerwuje się i da sobie spokój. Jeśli mu się to nie uda, nie zamierza kryć swojego niezadowolenia i fochów, co zazwyczaj jest cholernie irytujące. Jeśli chodzi o Nialla, to wiązałem z nim pewne obawy. Głównie zdrowotne, bo bałem się, że nie będzie w stanie za nami nadążyć, fizycznie i psychicznie; gdy my będziemy już dochodzić do końca planu, on w myślach będzie dopiero gdzieś w jego połowie. Jednak jeśli miałbym być szczery, Horan natychmiast wzbudził u mnie zaufanie, naprawdę. Posiadał mnóstwo empatii, potrafił się doskonale wczuć w sytuację kogoś innego. Może tego powodem był fakt, że sam był w nie najlepszej sytuacji i chciał za wszelką cenę pomóc innym, żeby ich nie spotkał taki sam los, jak jego. I to była jego najlepsza, najpiękniejsza cecha. Nie biorąc pod uwagę jego potyczek zdrowotnych, wiedziałem, że będzie chętny do współpracy z nami pod każdym względem. A Louis... czasem był zbyt emocjonalny, ale potrafił błyskawicznie się skupić. No cóż, prawda jest taka, że praktycznie przez całe swoje życie musiał skupiać się na wszystkim, co się dzieje wokół niego, inaczej by chyba naprawdę wyschnął w więzieniu. Tomlinson zawsze chciał jak najlepiej, podobnie jak Liam. A przede wszystkim: Louis nigdy nie ukrywał swoich emocji i zawsze mówił otwarcie to, czego się obawia i co go trapi, co było niemałą ulgą. Przed nim nie można było mieć żadnych tajemnic, tak jak on niczego w sobie nie chował, wiedząc, że to nie ma sensu i stworzą się tylko kolejne niepotrzebne konflikty, przez które stracimy czas przeznaczony na działanie.
  A ja? Cóż, wydawać by się mogło, że i ja najpierw robię, potem myślę, ciało myśli szybciej, niż rozum, ale nie żałowałem ucieczki policji w szkole, chociaż najpierw tak było. Miałem dużo czasu na przemyślenia i na rozmowy z Louisem i nawet nie chcę sobie wyobrażać na co, na jakie kroki zdecydowałby się Lou, gdybym nie postanowił mu pomóc i ponownie wyciągnąć do niego pomocną dłoń, której tak rozpaczliwie szukał i potrzebował. To niewątpliwie była jego czarna godzina.
  Dlatego cała nasza piątka była mieszanką wręcz niebezpiecznie wybuchową, ale w końcu przeciwieństwa się przyciągają, prawda? Co dwie głowy, to nie jedna, wszystko postanowiłem odwracać w taki sposób, żeby mieć same korzyści. W głębi duszy wiedziałem, że to i tak jest niemożliwe, ale w końcu raz kozie śmierć. Gorzej być nie mogło.
  Wszyscy zaczęliśmy truchtać w kierunku tylnej bramy pola campingowego, starając się to robić jak najszybciej i równocześnie najciszej. Co chwila odwracałem się w kierunku Stylesa, bo jednak bałem się, że chłopak tylko udaje naszego sprzymierzeńca i zamierza coś zrobić Louisowi, ale ten nawet na niego nie patrzył, tylko kierował swój wzrok albo na swoje zabłocone buty, albo odwracał się do tyłu, podobnie jak ja. Poprawiał ciągle kaptur i nerwowo strzepywał loki z czoła.
- Nie myślałeś kiedyś o tym, żeby je ściąć? - spytałem półszeptem, kiwając głową w kierunku jego loków z rozdwojonymi końcówkami. Harry tylko burknął coś w odpowiedzi, nic z jego wypowiedzi nie zrozumiałem, więc tylko wzruszyłem ramionami.
- Tylko cicho! - syknął Louis i zaczął wspinać się po niewysokiej starej bramie, z której zielona farba zeszła jakieś trzy lata temu.
- Dlaczego jej po prostu nie otworzymy? - szepnął Liam, który również zaczął się wspinać po drugiej jej stronie.
- Bo zacznie skrzypieć - odparł szybko Niall, wyręczając Louisa, który otwierał usta, żeby odpowiedzieć.
- Niall? Wszystko w porządku? - zaniepokoiłem się, gdy zauważyłem na twarzy farbowanego blondyna grymas bólu.
- Nie martw się, to tylko kolka, ostatnio bardzo często mnie łapie - przygryzł boleśnie wargę i zaczął się wspinać.
- Niall, nikt cię nie zmusza, możesz z kimś po prostu...
- Liam, nie jestem dzieckiem, do cholery! - warknął.
- To była tylko uwaga, nie denerwuj się.
- Nie, to była próba pozbycia się mnie.
- Och, zamknijcie się! - Harry zmarszczył brwi.
  Po niecałej minucie każdy z nas był poza polem campingowym.
- Plan jest taki! - zaczął mówić szybko Louis. Otoczyliśmy go ze wszystkich stron. - Musimy jak najszybciej znaleźć się w centrum miasta, żeby zgubić policję.
- Masz na myśli wycieczkę na Manhattan? - powtórzyłem.
- Dokładnie.
- To szaleństwo! - oburzył się Payne- w centrum miasta będą nas mieć jak na talerzu!
- Zgadzam się z Liamem - mruknął Harry. - Chcę jeszcze pożyć na tym świecie, ale nie mam na myśli siedzenia dupą w więzieniu.
- Nic nie rozumiecie! - zdenerwował się Louis. Wziął po chwili głęboki wdech i zaczął tłumaczyć nam swoją wizję jeszcze raz, gestykulując tak intensywnie, że pacnął stojącego obok Nialla w nos. - Musimy dotrzeć do samego centrum! - zaakcentował słowo "musimy" - wtedy nas zgubią! Tutaj nikogo nie ma i mogą nas znaleźć nawet przez najzwyczajniejsze ślady butów na błocie! - kiwnął w stronę brudnych buciorów Stylesa. - Biegnąc przez centrum między ludźmi, nie będą mieli takich dużych szans, jakie mają teraz.
- Dam sobie łapę uciąć, że policja siedzi i w centrum, jak w każdym normalnym, cywilizowanym mieście, tam jest jej najwięcej! I również tutaj, na obrzeżach miasta, jest ich w cholerę dużo, bo sprawdzają każdy jeden dom przy ulicy. Czyli morał jest prosty: nigdzie, kurwa, nie jesteśmy bezpieczni i najprawdopodobniej jesteśmy w dupie! - Harry wręcz wypluł ostatnie słowa. - I jeśli miałbym iść na taki układ, musiałbym być skończonym idiotą!
- Czyli jesteś skończonym idiotą. - Wtrąciłem się, urywając rozmowę.
- Nikt wam nie każe ze mną iść! - Louis miał zacięty wyraz twarzy. Zirytowany całą zaistniałą sytuacją, podszedłem do przyjaciela i zatkałem mu usta dłonią.
- Nie pieprz głupot, cymbale! - zmrużyłem oczy. - Idziemy do miasta.
- Idziemy? Z buta? Ulicą? Na Manhattan? - Niall, który do tej pory siedział cicho, zaczął kręcić swoją czupryną wypadających z powodu jego choroby włosów, jakby nie wierzył własnym uszom. - I co potem?
- Tak ich zmylimy, z Manhattanu uciekniemy jakąś inną drogą poza miasto.
- I jak sobie wyobrażasz to wszystko dalej? Będziemy żyć długo i szczęśliwie w lesie i będziemy udawać, że żyjemy w epoce kamienia łupanego, podczas gdy parę kilometrów od nas żyje i rozwija się jedno z największych miast na świecie?
- Twój plan jest głupi, Louis - Liam przygryzł wargę. - To nie wypali. Naprawdę.
  Louis westchnął ciężko i zaczął czochrać swoje włosy.
- Myślę, że najlepiej będzie, jeśli znajdziemy jakieś opuszczone, położone nieco dalej od tego pola campingowego miejsce, przenocujemy tam, a rano naszym celem niekrótkiego spaceru będzie Manhattan - odezwałem się, pocierając suchymi dłońmi zaróżowione policzki.
- W porządku - odparł Louis, przestępując z nogi na nogę.
  Niall tylko kiwnął głową, co oznaczało zgodę. Harry przewrócił oczami, ale nie odezwał się już ani słowem, widocznie nie chcąc wzbudzić kłótni, która byłaby stanowczo złym pomysłem. Liam wpatrywał się we mnie i na Louisa z zaciętym wyrazem twarzy, domyśliłem się, że w głowie znowu poddawał wszystko dokładnej analizie. Po paru minutach przełknął ciężko ślinę i mruknął, że się zgadza.
  Zaczęliśmy opuszczać niebezpieczny teren pola campingowego, zostawiając w tyle policję, która na pewno teraz nam nie odpuści. W oddali usłyszeliśmy sygnał karetki i radiowozów, co sprawiało, że klimat stał się taki sam, jak w jakimś kryminalnym filmie. W dodatku zaczęło się ściemniać, co zaskoczyło nas wszystkich, chociaż nikt nie skomentował tego ani słowem; na pewno duży wpływ na to miało zachmurzenie na niebie, ten dzień był wyjątkowo szary i ponury, jakby ktoś na górze nie zgadzał się na to, co dzieje się tutaj, na twardej, zimnej ziemi.
  Bite pół godziny zajęła nam "wycieczka" w celu znalezienia jakiegoś opuszczonego, starego budynku. Zdążyło się już ściemnić na dobre, co niezbyt było na naszą korzyść, chociaż można by rzec, że powinniśmy to odebrać jako coś dobrego, w końcu szanse, że ktoś przypadkowy mógłby nas zauważyć, zmalały do prawie zera. Powiem jednak szczerze, że nie miałem już ochoty bawić się w jakiegoś niegrzecznego faceta, w ninja, który chce uratować świat i wytknąć mu wszystkie popełnione błędy, czy coś w tym stylu. Marzyłem tylko o ciepłym łóżku w swoim-nieswoim pokoju u Payne'ów, ale przede wszystkim pragnąłem spokoju ducha. Chciałem, żeby każdy z nas, z Louisem na czele, mógł w końcu odetchnąć z ulgą i prowadzić normalne życie, a nie jego parodię, w której uczestniczyliśmy do teraz i nikt nie miał zielonego pojęcia, kiedy ten kabaret ma się skończyć.
  Louis, co nie było trudne do odgadnięcia, kroczył na samym przodzie, zachowując wszystkie środki ostrożności. Wiedziałem, że teraz chłopak czuł się pewniej i może nawet bardziej wierzył w to, że tak naprawdę istnieje jakaś szansa na normalne życie, chociaż na to się nie zanosiło, nikt nie chciał tego powiedzieć głośno, żeby czasem nie wykrakać.
  Przed nami rozciągał się niemały budynek, na oko dwupiętrowy, z prostokątnym, zarośniętym i niezadbanym dziedzińcem, który był otoczony ceglanym, większym do nas murem. Poszliśmy w stronę wejścia do środka, chociaż równie dobrze mogliśmy przejść przez otwory w ścianach, w których kiedyś były szyby, ale pewnie zostały zbite przez miejscowych dresiarzy szukających wrażeń. Drzwi albo zostały kiedyś wyważone, albo zwyczajnie rozleciały się z powodu starości, tak czy siak, leżały rozwalone na pękniętych płytkach.
  Staliśmy dokładnie pośrodku wielkiej sali. Wszystkie okna zostały zbite, szkło nadal leżało na posadzce. Ściany były oszpecone wulgarnym graffiti, jakby fakt, że z łatwością spadał z nich tynk, nie był wystarczający. Powoli przeszliśmy do drugiego, równie wielkiego pomieszczenia, mijając po drodze zdemolowaną klatkę schodową.
- Co to jest? - usłyszałem przerażony szept Nialla, który stał tuż obok mnie, jakby bał się, że zostawię go samego w tyle. Podążyłem wzrokiem w kierunku, gdzie farbowany blondyn wlepił swój i cały momentalnie zesztywniałem.
  Na środku sali stał dosyć spory, stary fortepian, a obok niego leżała pufa. Wszędzie na podłodze oprócz szkła, leżały stare gazety i wózki inwalidzkie, które przypominały raczej jakieś średniowieczne maszyny tortur, niż nasze dzisiejsze, które nie budzą większego zaskoczenia. Poza tym trzeba było uważać, żeby nie wpaść na stare, metalowe krzesła, do których przymocowane były jakby kajdanki na ręce i nogi.
- To opuszczony szpital psychiatryczny - odezwał się bez emocji Louis, jakby powiedział to sam do siebie. Powoli podszedł do fortepianu i przejechał po jego zakurzonej klawiaturze. - To chyba był jakiś pokój... wypoczynkowy.
- Wypoczynkowy? Boże! - Liam wzdrygnął się.
  Skierowaliśmy się do następnego pomieszczenia, ale już nieco mniejszego, niż dwa poprzednie. W tym stały stare, metalowe łóżka na kółkach, z okropnymi pasami. W jednym kącie na ziemi leżały dziwne butelki i pudełka z pewnie jeszcze bardziej zadziwiającą zawartością. Nie brakowało strzykawek z zastanawiającymi substancjami i zużytych rękawic jednorazowych, które powypadały z przewróconego śmietnika na odpady takiego typu. Najbardziej jednak zastanawiały mnie malunki i zdania napisane lub wydrapane na ścianach. Powoli, omijając "leki" leżące na ziemi, podszedłem do jednej ściany i odblokowałem swój telefon, żeby świecący wyświetlacz pomógł mi jako latarka.

  moja dusza jest poharatana
  w mojej głowie jest mikroświat
  i rządzi w niej szatan
  a szatan to mój brat

  Obok została narysowana zupełnie czerwona postać, która była cała zdeformowana i miała jeden róg na głowie, tuż nad czołem. Nie miała uszu ani oczu, ale za to dwa nosy i wielki, kpiący uśmiech. Postać ta trzymała w ręku planetę, która miała kształt klepsydry, a zaznaczone w niej wyspy, lądy i oceany spadały na jej dół, tak jak piasek. Obok tego obrazka znajdował się drugi, który przedstawiał niebo i ziemię, na której rosło wysokie, złote zboże, uginające się pod wypływem silnie wiejącego wiatru. W jego środku została wydeptana dróżka, na końcu której była ta sama dziwna, zdeformowana postać, odróżniająca się od pozornie spokojnej scenerii małego dzieła na ścianie, swoją krzykliwą czerwienią i obrzydliwym, szerokim uśmiechem. Trzymała klepsydrę jak torebkę.
  Odwróciłem się rozkojarzony do chłopaków, którzy osłupieni rozglądali się wokół siebie, ale stal zbici w tak ciasną grupkę, że Harry swoimi lokami łaskotał Nialla i Liama po policzkach. Zauważyłem, że zabrakło Louisa.
- Nadal stoi przy fortepianie - odezwał się Liam, który złapał moje pytające spojrzenie. Wróciliśmy do tamtego pokoju. Louis założył swoje bawełniane rękawiczki i kucając, przerzucał leżące na ziemi gazety i inne kartki papieru. Złapał jedną i z uwagą zaczął czytać zapisaną na niej treść. Podszedłem do niego i zajrzałem mu przez ramię. Była to kartka zawierająca jakiś artykuł.

 Schizofreniczna anarchia
W nocy z 26 na 27 listopada 1994 roku, w szpitalu psychiatrycznym znajdującym się na nowojorskich obrzeżach, doszło do strzelaniny, w wyniku której zginęło 234 pacjentów. W szpitalu znajdowało się ich łącznie 300, nie licząc personelu. Trwają poszukiwania zaginionych schizofreników. Powód wybuchu strzelaniny aktualnie nie jest znany.
Trzeba również zaznaczyć, że obecność ludzi chorych psychicznie w miejscach publicznych bez żadnej kontroli ani opieki nie jest bezpieczna i stwarza to poważne zagrożenie dla zdrowia i życia innych nowojorczyków korzystających z miejsc ogólnodostępnych w mieście.

 - Słyszałeś coś o tym? - szepnąłem. Louis pokręcił tylko głową i odrzucił skrawek gazety za siebie. Podniósł się i ostrożnie zdjął z dłoni rękawiczki, które również wyrzucił.
- Dlaczego to robisz?
- Cholera wie, jakie palce to dotykały. 
  Chłopak stanął między nami i westchnął głęboko.
- Czy tego chcemy czy nie, musimy przeżyć tę jedną noc w tym okropnym miejscu.
  Spojrzałem na Liama, Harry'ego i Nialla, ale ich twarze były nieodgadnione.
- Jesteśmy razem i usiądziemy tuż przy wyjściu, więc... nie będziemy musieli gapić się na te dziwne teksty i obrazki na ścianach - dodał, ale nie wyglądał na stuprocentowo pewnego. 
  Bez słowa wróciliśmy do wąskiego korytarza, na końcu którego znajdowały się drzwi, a w zasadzie otwór, w którym kiedyś te drzwi stały. Ostrożnie usiedliśmy, opierając plecy o ścianę, zbici w ciasną grupkę. Tuż przy moim kolanie zawirowała jakaś kolejna kartka, stary pergamin, którą kiedyś wymazała niestarannym pismem jakaś osoba.

drogi pamiętniku,
nie wiem, co się ze mną dzieje i co jest ze mną nie tak, ale głos w mojej głowie, ten dobry,  podpowiada mi, że to nic złego i staram mu się zaufać...

  Nie chcąc czytać tego dalej, podnosząc nogę, skopałem kartkę w kąt.
  Niall, który siedział cały czas obok mnie, położył swoją głowę na moim ramieniu i zamknął oczy, starając się zasnąć. Liam całkowicie "zatopił" się w kapturze swojej bluzy i przymykał oczy, ale po to, żeby zaraz je otworzyć i spatrolować teren oraz zbadać sytuację, czy wszystko na pewno jest w porządku.
  Louis siedział oparty naprzeciwko nas, tak, żeby mógł widzieć to, co dzieje się na zewnątrz. Jedną nogę miał luźno położoną na ziemi, a drugą zgiął. Na kolanie podparł swój łokieć i dłonią czochrał włosy, tak, żeby chociaż trochę były bardziej w górze, a nie, żeby były oklapnięte. Jego bluzka na krótki rękawek delikatnie opinała jego umięśniony tors, przez co naprawdę wyglądał jak jakiś seryjny morderca, który chował się po nocach w starych psychiatrycznych szpitalach, byle go policja nie dorwała w swoje sidła.
  Siedzieliśmy tak może z dziesięć minut, kiedy Harry cicho wstał ze swojego miejsca. Otworzyłem oczy, Louis spojrzał na niego pytająco. Styles gestem dał mu znać, żeby wstał. Louis, trochę zaskoczony, wstał i strzepał drobne kamyczki ze swoich spodni.
- Co chcesz? - spytał, szepcząc. 
  Harry tylko kiwnął głową w stronę wyjścia. Razem z Louisem ominęli nas i wyszli na zewnątrz.

17 komentarzy:

Anonimowy pisze...

dead ma się nigdy nie skończyć! i wszystko super @pollystylinson

Anonimowy pisze...

KC KC KC KC KC KATARZYNKO <3

Unknown pisze...

zajebiste! prawda że nie skończysz tak szybko DEAD'a porszę proszę :*

Anonimowy pisze...

jest niesamowity jak zawsze i dziekuje ze go dodalas bylo warto czekac : * tylko to "powoli zblizamy sie do konca" mnie naprawde zasmucilo :/ licze na to ze bedzie chociaz 60 rozdzialow, no ale i tak dziekuje bo odwalasz kawal dobrej roboty :D

humant ☻ pisze...

Dead ma sie nie kończyć :< jest świetny, serio

Natalia9954 pisze...

Nie kończ tak szybko!! Napisz jeszcze jakieś 20 rozdziałów! Przynajmniej tyle... @Tuska54

nikt ważny ._. pisze...

szybko, szybko, szybko!!! dlaczego w tym momencie??? super!!! dodawaj jak najszybciej! ;D

justynajustys1d pisze...

WOW... dziewczyno, to jest WOW

Anonimowy pisze...

A ja dalej jestem zła i smutna! @knyycio
Ps. co nie zmienia faktu, że mi się podoba <3 xx

Frimay pisze...

Powiem Ci , że to jest zajebiste !
Jeszcze nigdy takiego opowiadania nie czytałam , a było ich dość sporo.
Jakbyś mogła to pisz mi na tt o nowych rozdziałach na @MayenPoland1D

Anonimowy pisze...

jchvbcnjxkfhucjnxchfygrcbnjhfcbnjxbfhghcbn bfhghcbn hfcnfhcn nie dodało mi poprzedniego komentarza, uroki gooogle chrome -,-
jaki koniec? o czym ty do mnie mówisz w ogóle, bo ta wiadomość do mnie jeszcze nie dotarła.
a tak poza tym....czemu ty mi to robisz? czemu ty zatrzymujesz akcję w najciekawszym momencie? dlaczegooooooooooo? *o*
ale mam nadzieję, że następny dodasz niebawem, bo ja nie mogę się doczekać!
ciekawość zżera mnie od środka, bo chcę się dowiedzieć co będą robić i o czym będą rozmawiać!
a tak przechodząc dalej to znowu ci trochę posłodzę, bo muszę!
kocham ciebie, twojego bloga, twoje rozdziały, twoje rozkminy i te nasze na twitterze też.
kocham też to twoje trzymanie nas w niepewności, choć czasami wzbudza to we mnie straszną ciekawość to potem zostaje ona zaspokojona.
ejjjjj...a tak w ogóle, to planujesz zacząć jakiegoś nowego bloga skoro powoli kończysz tego? bo ja nie wyobrażam sobie życia bez żadnego twojego bloga, bo to by mnie zabiło :)
no chyba, że skończysz pisać bloga, zaczniesz pisać książkę, wydasz ją, a potem ja będę zapieprzać w mojej piżamce i papuciach do księgarni, żeby wykupić nakład. :D
KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM!
EJJJJJ....TU NIE MA ŻADNEGO LIMITU ZNAKÓW? XD
ALBO SPECJALNIE DLA MNIE GO NIE MA, DOBRA NIE WAŻNE, KOŃCZĘ BO GADAM OD RZECZY.
AAAA....NO I ŻYCZĘ CI DUŻO, DUŻO, BARDZO DUŻO WENY I CZEKAM NA KOLEJNY ROZDZIAŁ <3
POZDROWIENIA OD @SYSTEMSAMOWOLKA :)

Anonimowy pisze...

Boże *.* Ten blog jest zajebisty! Najlepszy jaki dotychczas czytałam! I błagam pisz to dalej :D. Bo jeśli nie to chyba będę ryczeć -,-

I wgl to informuj mnie o nowych rozdziałach https://twitter.com/Callmemaybe34 :D.

Pompon pisze...

jezu, ale mam ciary *__* jesteś niesamowita, strasznie się bałam na tym rozdziale <3

Anonimowy pisze...

Niesamowity nic dodać nic ująć masz wielki talent i proszę nie kończ tego bloga za szybko. Nie mogę się doczekać następnego <3

Anonimowy pisze...

Po co Styles chciał wyjść z Louisem na zewnątrz?! Kurcze no, gdzie jest następny rozdział?! Nie wytrzymam tego oczekiwania!
Jako, że sama nawet przyznałaś, że Dead zbliża się do końca, chciałabym ci powiedzieć, że to najlepszy blog jaki kiedykolwiek czytałam! Masz ogromny talent i życzę ci aby twoje marzenia się spełniły. Mam nadzieje, że nie przestaniesz pisać i jeszcze kiedyś o tobie usłyszę. Pozdrawiam. xx

Anonimowy pisze...

jest fantastyczny ciekawe o czym bedą rozmawiac :D

Anonimowy pisze...

DEAD nie może się skończyć. Nie, nie, nie, nie i jeszcze 7468762876876 razy nie! To jest jedno z moich najukochańszych opowiadań! Przecież możesz pociągnąć je dalej nawet jeśli zagadka zabójstwa się już rozwiąże. Mogłabyś pisać np o rozwoju miłości między Nicki i Niall'em i że ktoś im chce przeszkodzić w związku. Nie wiem sama bo nie jestem tak wybitną pisarką jak Ty chodź wyobraźnie mam bogatą :) x
Czekam niecierpliwie na dalszy rozwój sytuacji i mam nadzieję, że szybko się to całe opowiadanie nie zakończy.
Twoja wierna czytelniczka,
@mysexyirish69 (@justKJx)