piątek, 22 marca 2013

XVII

Harry

  Bum, bum, bum.
  Muzyka dudniła mi w uszach, czułem się wspaniale. W sumie trudno mi było określić, czy powodem mojej nagłej i jakże zaskakującej euforii była muzyka trans, która bez przerwy była puszczana przez klubowego DJa, dzięki któremu nocny klub w Bradford zamienił się w małe Miami, czy alkohol, którego tej nocy sobie nie żałowałem. Bo dlaczego niby miałbym?
  Poprosiłem barmana o kolejnego drinka, to był chyba piąty. Ale wszystkie były malutkie, więc nie byłem pijany. To znaczy, jeszcze nie byłem pijany na tyle, żeby zacząć mieć schizy czy coś w tym rodzaju. W moim organizmie jeszcze było spokojnie, czego nie można było powiedzieć o ludziach, którzy kręcili się na parkiecie. Kręcili?! Boże, to był istny kabaret! Prawie nagie dziewczyny robiły seksowne ruchy, a przynajmniej tak im się wydawało, mężczyźni... uhm, korzystali z tego, że nie były one do końca trzeźwe, a poza tym, to niektóre osoby leżały zdeptywane na podłodze, nikt nie wiedział, czy one tańczą, czy rzygają, czy robią jeszcze coś innego. Każdy był zainteresowany swoim nosem. I dobrze.
  Szczerze mówiąc, czułem się trochę żałośnie, siedząc na krzesełku przy barze, sam jak palec. Ogólnie to miałem wrażenie, jakbym miał z trzydzieści osiem lat i był alkoholikiem bez żony i bez dzieci.  Chciałem jeszcze bardziej rozgryźć ten aspekt, ale mój mózg buntował się przeciwko logicznemu myśleniu, więc postanowiłem odłożyć to na kiedy indziej.
  Barman postawił przede mną drink. Mruknąłem "dziękuję", czego pewnie i tak nie usłyszał, bo wszystko zagłuszało dudnienie muzyki house.
  Obok mnie usiadła jakaś dziewczyna w dosyć skąpej sukience o złotym odcieniu. Miała brązowe włosy, ogólnie rzecz biorąc, była ładna i zadbana, co szczerze mówiąc na takich dyskotekach jest rzadko spotykane. Widocznie byłem jednym z tych farciarzy, którym się to udaje raz na jakiś czas. Miałem jednak zamiar bez większego zainteresowania odwrócić swój wzrok i powrócić do kieliszka, ale owa dziewczyna nie spuszczała ze mnie wzroku. Starałem się to olać, ale po paru minutach nie było to tyle dziwne, co zwyczajnie irytujące. Ponownie odwróciłem swoją głowę w jej kierunku. Nie wydawała się być speszona, że ją przyłapałem na gorącym uczynku.
- Ej! - odezwała się wnet, co mnie tak zaskoczyło, że aż podskoczyłem na swoim krześle. Przez alkohol słyszałem chyba wszystkie dźwięki pięć razy głośniej i wyraźniej. Denerwujący lok wpadł mi do oka, ale byłem zbyt leniwy, żeby podnieść dłoń i poprawić swoją nieogarniętą czuprynę włosów. Loki były dla mnie przekleństwem, nie chciałem jednak ich ścinać, bo wyglądałbym jeszcze gorzej, niż zwykle. - Twój drink. - Kiwnęła głową w stronę mojego kieliszka.
- Co z nim? - odparłem, nie odwracając się w jego kierunku.
- Wylał ci się.
- Co? - spytałem. Zerknąłem w stronę kieliszka, który teraz leżał, a jego zawartość stworzyła dosyć imponujących rozmiarów kałużę na blacie. - Jak to się stało? - zdziwiłem się. Zacząłem oglądać swoje dłonie, jakby na nich był wypisany cały przebieg wydarzeń.
- Jesteś już tak uchlany, że nie pamiętasz, co robisz? - spojrzała na mnie z dezaprobatą. Otworzyłem usta, chcąc coś powiedzieć, ale zaplątał mi się język, przez co wyszło mi niezrozumiałe dla nikogo, nawet dla mnie samego, jakieś "aoeeaoesf".
- Nie jestem pijany, jeszcze nie, wiesz, imprezka jest - wykrztusiłem, ale bardziej to brzmiało jak "nje jeztem bijany, jeszszcze nje, fjesz, impresua jezt".
- Zatańczysz? - zmieniła nagle temat, przez co ponownie się zdziwiłem. Szczerze mówiąc, to tej nocy wszystko mnie wyjątkowo dziwiło.
- Co?
- Idziesz zatańczyć? - powtórzyła, zniecierpliwiona.
- Czy ty mnie prosisz do tańca?
- A co przed chwilą powiedziałam?
- Czy zatańczę.
- Rozumiesz to?
- Nie.
- Nieważne. - Dziewczyna wstała i poprawiła swoją sukienkę. Przez moment gapiłem się na nią, nie rozumiałem, o co jej chodzi.
- Dobra! - odezwałem się też niespodziewanie. - Idziemy zatańczyć.
- Alleluja! - mruknęła, ale po chwili uśmiechnęła się. - Tylko zaczekaj momencik, muszę do toalety.
- W porząsiu.
  Dziewczyna odeszła, zostawiając mnie na krześle przy barze. Powróciłem do wpatrywania się w tłum ludzi, który wyglądał teraz inaczej. Albo mi się tylko wydawało. W każdym razie, wszystko mi zaczęło wirować w oczach, tak w jednej chwili, zupełnie niespodziewanie, nagle, znienacka. Jakbym założył jakieś dziwne okulary. Wydawało mi się, że ludzie robią fikołki, czołgają się po podłodze i robią inne różne rzeczy, które można zobaczyć chyba tylko w filmach porno. Światełka skakały mi to tu, to tam, miałem wręcz wrażenie, że do mnie biegną, skupiają się przede mną, chcą mnie pogryźć czy coś. Spojrzałem na dłonie. Moje linie papilarne wyglądały jak niekończące się labirynty bez wyjścia. Czy one nie robiły się czasem zielone, jak liście rosnące na tym drzewie obok mojego dawnego przedszkola?
  Ktoś przede mną stanął, chociaż w rzeczywistości nic takiego się nie wydarzyło. Mówił coś do mnie. Szeptał jakieś bzdury. Czy ja mam schizofrenię?
  Poderwałem się ze swojego miejsca, poczułem, że wszystko, co przed chwilą wypiłem, koniecznie chce wydostać się na zewnątrz. Rozpychując się przez dziki i wrzeszczący tłum, pobiegłem w kierunku łazienek, powstrzymując torsje. Zataczając się, otworzyłem drzwi i ignorując ludzi znajdujących się w toalecie, wpadłem do kabiny, gdzie była jakaś dziewczyna z chłopakiem. Zwymiotowałem prosto do sedesu.
  Pochylając się nad kiblem, przez głowę przechodziła mi tylko jedna myśl.
  Jestem totalnie, totalnie, totalnie zachlany.
  Powoli wstałem i równie wolnym krokiem, podążyłem w kierunku umywalek. Odkręciłem kran, spłukałem twarz. Spojrzałem w lustro.
  Błyskawicznie się odwróciłem.
  Widok, który trafił do moich oczu, sprawił, że znowu zachciało mi się rzygać, ale nie miałem nawet czym.
  Na podłodze leżała dziewczyna.
  Ta sama dziewczyna, która mnie poprosiła do tańca.
  Była cała we krwi. Czerwień była dosłownie wszędzie. Miałem wrażenie, że nagle cały świat stał się czerwony. Czerwień, czerwień, odstraszająca, paskudna czerwień. W jednej chwili znienawidziłem ten kolor.
  Mimowolnie krzyknąłem, mój głos sam wyszedł z mojego wnętrza.
  Ta dziewczyna była martwa.
  Zabita.
  Obok niej klęczał jakiś chłopak. Brązowawe włosy, przerażona i nic nierozumiejąca twarz. Miał otwarte, zaschnięte usta, jakby też krzyczał, ale jego głos utknął gdzieś w krtani.
- Co ty robisz?! - wydarłem się, przerywając okropną ciszę, która bardziej dudniła mi w uszach, niż muzyka grana przez DJa na sali. - Co ty, do kurwy nędzy, robisz?! Co ty zrobiłeś?! Co to ma być?!
  Cały drgałem. Piekły mnie oczy. Dziękowałem Bogu, że mam zapchany nos z powodu kataru, bo odór krwi pewnie by sprawił, że i ja bym zemdlał, a cholera wie, co by zrobił ten chłopak.
- To... nie... - szeptał, kręcąc głową.
- Dlaczego jej nie pomożesz?!
  Miałem zamiar uklęknąć nad ciałem dziewczyny, ale po prostu wrosłem w zimne kafelki obskurnej ubikacji.    
  Jedna, wielka pustka. Prawdopodobnie nigdy nie poczuliście takiej pustki, jaką ja wtedy właśnie poczułem.
  Człowiek tak jakby myśli o wielu rzeczach równocześnie, ale potem zdaje sobie sprawę, że nie wie nic. Pojedyncze zdania skaczą mu w głowie, robią totalny bałagan w porządku, który tam układał przez całe swoje dotychczasowe życie.
  Odzywa się w nim strona racjonalna, która każe uklęknąć i zacząć reanimować dziewczynę, ale też jest druga strona, która działa pod wpływem emocji. Impulsywnie. I ona każe zaatakować tego chłopaka.
  A taki człowiek stoi i myśli o wszystkim, i o niczym. Przełyka tylko ślinę i zastanawia się, co się stało. I co się z nim stanie.
- No pomóż jej! Dlaczego nic nie robisz?! - krzyknąłem znowu, sam nie ruszając się ze swojego miejsca, szok mnie całkowicie sparaliżował.
  Ktoś nagle wszedł do toalety, nie zwróciłem uwagi, kto to był, bo gapiłem się jak zahipnotyzowany na tego chłopaka i na martwą dziewczynę. 
  Dlaczego on to zrobił?
  Dlaczego ją zabił?
  Dlaczego jest teraz zdziwiony?
  Dlaczego, kurwa, płacze?
  Ktoś mnie boleśnie złapał za ramiona i równie brutalnie uderzył w twarz.
  Jedyny dźwięk, który doszedł do moich uszu, był krzyk. Przeraźliwy, męski krzyk.
  Byłem pewny, że to był głos tego chłopaka. Tego mordercy.
- Nie!

  Raptownie się podniosłem na swoim łóżku na strychu Nicka. Serce biło mi jak szalone, cały się spociłem, nawet dłonie miałem okropnie lepkie. Oddychałem spazmatycznie, straciłem wręcz panowanie nad swoim ciałem. Wywróciłem się z łóżka, robiąc zapewnie hałas, ale nie dbałem teraz o to: fragmenty snu skakały mi szaleńczo w głowie, układając się w potworną całość.
  Najgorsze było to, że to nie był sen.
  Mój mózg w pewnym sensie przypomniał sobie to, co się wydarzyło na tamtej imprezie.
- Louis Tomlinson, kurwa, to był on! - zacząłem mówić sam do siebie przytłumionym głosem. Zataczając się jak pijany, chwyciłem w dłonie kawałek szkła, który traktowałem ostatnio jako nieduże lusterko.
  Moje włosy to była po prostu tragedia. Wielka szopa ciemnych loków, które prosiły się o litość w postaci szamponu, odżywki i grzebienia. Twarz miałem zarumienioną z powodu gwałtownych emocji, które się pojawiły w moim śnie-koszmarze. Oczy ze śpiochami, zaczerwienione, a pod nimi wielkie wory. Oblizałem suche usta.
  Odrzuciłem gdzieś za siebie to szkło. Zacząłem oglądać swoje drgające dłonie z obgryzionymi paznokciami z nerwów.
  Pierwszą zabitą dziewczyną okazała się ładna nastolatka, z którą zawarłem, co prawda pijany, znajomość.
  A kim był morderca?
  Cóż... może jednak Tomlinson nie jest taki niewinny, jakby się mogło zdawać.
  Czyli jednak go znam.
- Harry, spadamy stąd.
  Nick widocznie od dłuższej chwili stał na szczycie schodków i mnie obserwował.
  Po tonie jego głosu zrozumiałem, że coś jest nie tak.
  Bez zbędnych słów złapałem swoją torbę sportową.

- Radiowóz stoi jakieś cztery domy od nas na prawo.
  Liam wyglądał na zestresowanego, chociaż starał się ukryć ten fakt. Wyczułem jakieś spięcie między nim a Nickiem, musiało do czegoś dojść, ale miałem ani czasu, ani nawet chęci, żeby teraz rozwiązywać ten kłopot, chociaż trochę mnie to irytowało, bo praktycznie nie rozmawiali ze sobą, lecz na siebie nawzajem szczekali.
  Rodzice Nicka mieli wrócić do domu za jakieś dziesięć minut, policja odwiedzi go za jakieś pięć, co daje nam tylko pięć minut przewagi.
- Myślę, że musimy się udać do mnie - Liam znowu się odezwał. - Przenocuje tę jedną noc u mnie, potem...
- ...potem wepchnę go do naszego domu campingowego na przedmieściach - dodał Nick. - Tylko jak ty chcesz zatrzymać u siebie Harry'ego, geniuszu? Nie masz strychu ani nic!
- Nie rób problemu, Nick! - warknął Payne.
- Patrzę realistycznie. Chcesz, żeby Stylesa zobaczyła twoja mama? Wiesz, co by się potem działo?
- Nie zobaczy go, do cholery! Wejdzie przez balkon do mojego pokoju!
  Przysłuchiwałem się ich rozmowie, którą toczyli, jakby mnie w ogóle nie było i poczułem się bardzo niekomfortowo. Zdawałem sobie sprawę z tego, że przeze mnie mogą wpaść w niezłe tarapaty, o ile już to się nie stało. Pomimo to... wciąż mi pomagają, chociaż wiedzą, jakie mogą być tego konsekwencje. Przecież właśnie łamią prawo, wyciągając do mnie pomocną dłoń.
  Spojrzałem na Liama, który wykłócał się teraz z Nickiem. Zrobiło mi się trochę głupio, że go wcześniej nie doceniałem i traktowałem go z taką... wyższością. Mówiąc szczerze, to nawet nie wiem dlaczego. Ta cała sytuacja w pewnym sensie trochę mnie ocuciła i sprawiła, żebym ogarnął ten swój chudy tyłek i zastosował trochę empatii oraz żebym zrozumiał, że ludzie starają mi się pomóc, ale ja... ale ja tego nie doceniam.
  Nie doceniam tego, co mam.
  To wszystko było jak survival na najbardziej zaawansowanym poziomie.
- Dobra, Harry! - sprowadził mnie na ziemię Nick. - Zakładaj kaptur, zamaskuj się jakoś, idziemy.
- Ale... co?
- Nie pytaj, Styles. Jeżeli wyjdziemy z tego bez szwanku, wtedy... będzie, uhm, fajnie.
- Doprawdy? - mruknął Payne.
  Jasną sprawą było, że nie mogliśmy wyjść ot, tak, na ulicę, jakby nigdy nic. To byłoby istnym samobójstwem.
- Musimy iść w przeciwną stronę od glin, czyli w lewo, przez co będziemy do mojego domu szli trochę dłuższą drogą, ale potem bez problemu dostaniemy się do niego nawet publiczną drogą.
- Więc... jak chcesz to zrobić? Przecież jak wyjdziemy na ulicę, to na pewno nas złapią - chrząknąłem. Liam spojrzał na mnie, jakbym był idiotą, którym w sumie jestem i tak.
- Przez podwórka sąsiadów. To chyba logiczne?
  Zacząłem się nerwowo śmiać.
- Przecież ludzie mają okna. Zobaczą nas i opierdzielą, przez co zabiorą nam niezbędny teraz czas i policjanci nas zauważą na milion procent.
- Daj spokój, Harry, masz inne wyjście?
- No... nie.
- No właśnie. Mieszkamy na typowym amerykańskim osiedlu, tutaj każdy dom jest taki sam. Będziemy przechodzić tyłami, nikt nas nie zauważy, bo z tamtej strony są tylko dwa okna.
  Chciałem coś jeszcze dodać, ale radiowóz podjechał bliżej, co mnie jeszcze bardziej zestresowało. Dlatego podążyłem za Nickiem i Liamem, który jedną nogą był już na podwórku u sąsiada.
- Z przeskakiwaniem przez płot chyba już nie masz problemu, co? - uśmiechnął się lekko.
- W istocie, nie - odparłem.
  Trójką przebiegliśmy szybko przez pierwsze podwórko. Liam miał rację, nikt nic nie zauważał, co było w tej sytuacji tylko na naszą korzyść. Pomimo to wcale nie było to pocieszające ani poprawiające na duchu.
  Przechodziliśmy przez prawie ostatni ogród na tej przeklętej ulicy, kiedy Nick zatrzymał się nagle, zbijając nas z tropu..
- Co jest? - spytałem, wyprzedzając tym Liama, który już otwierał usta, żeby zapytać się o to samo. Nick skinął głową w stronę niedużego drzewka rosnącego na czyjejś posesji. A w zasadzie na coś, co było obok tego drzewka.
- To pies - odezwał się tym razem Liam.
- No.
  To był ładny husky, widocznie szczeniak, co z jednej strony było dla nas dobre, ale... zaczął przeraźliwie głośno szczekać.
- Cicho siedź! - warknął Nick. - Idź stąd!
- Uhm, Nick... to my raczej powinniśmy stąd iść - stwierdziłem cicho.
- Nick, chodźmy stąd, zanim narobi hałasu na tyle, że zbawi właścicieli!
  Nick przesunął się do nas jednak tylko o centymetr, a husky nie zamierzał przestać szczekać.
  Zauważyłem ruch w oknie tego domu.
- Ktoś nas zauważył! - krzyknąłem. Liam skarcił mnie za to wzrokiem, ale zaraz po tym znaczącym spojrzeniu odwrócił się w stronę okna, w którym poruszyła się firanka. Nick spoglądał to na psa, to na mnie, aż w końcu zrozumiał, co się dzieje, tak jakby w jego mózgu coś się odblokowało.
- Na co czekacie? - syknął.
- Na ciebie, idioto!
- To w nogi, kurwa!
  Zaczęliśmy szybko biec przez dosyć sporawą posesję, zdeptując po drodze rabatki. Na środku wypielęgnowanego trawnika znajdowało się oczko wodne, które cudem udało mi się ominąć, bo zauważyłem go w ostatniej chwili. Ku naszej irytacji, szczeniak zaczął biec za nami, robiąc hałas na tyle głośno, że poruszył chyba całe osiedle. Nick rzucał mu jakieś zabawki znalezione na trawie i próbował go nimi skierować w inną, przeciwną stronę, ale nic z tego. Z impetem przeskoczyliśmy przez drewniany płotek, prawie łamiąc sobie nogi, bo niski on nie był. Liam zaliczył bolesną glebę, ale zaraz wstał i nas dogonił. Pies został w tyle, a my wypadliśmy na, Bogu dzięki!, pustą ulicę.
- Nie zatrzymujcie się, biegnijcie w stronę domu Liama! - zawołał Nick. Poczułem bolesne ukłucie w klatce piersiowej.
- Jezu, kolka - wystękałem. Musiałem trochę zwolnić, na co naprawdę nie miałem żadnego wpływu, lecz Liam i Nick krzyczeli coś do mnie, zirytowani.
- Biegnę tak szybko, jak potrafię! - wydarłem się, co było niezbyt mądre z mojej strony, ale emocje mną zawładnęły do reszty.
  Wpadliśmy na podwórko domu Liama, który natychmiast zaprowadził mnie na tyły i wskazał palcem balkon, którym musiałem wejść do środka, bo jego mama była w domu, no a logiczne było, że nie mogła mnie zobaczyć.
  Resztkami sił zacząłem się wspinać, przeklinając z wysiłku.

Liam

  Bluzgając pod nosem, wpadłem jak burza do domu i nie ściągając nieco zabłoconych butów czy pogniecionej kurtki, pobiegłem po schodach na piętro.
- Liam? - mama krzyknęła do mnie, układając talerze w szafce kuchennej. Ta zwykła codzienna czynność wydawała mi się być śmiesznie odległa, jakaś z kosmosu. Chciało mi się krzyczeć, że to jakiś paradoks, ale pomimo wielkiego zmęczenia, mój mózg był jeszcze w stanie logicznie myśleć. Na szczęście.
- Minuta! - odpowiedziałem jej tylko, starając się przybrać normalny ton głosu. Nie miałem czasu na ocenę, czy mi się to udało, czy jednak wyszło mi to żałośnie i naciąganie.
  Otworzyłem drzwi balkonowe z takim impetem, że w pierwszej chwili wystraszyłem się, że je wywróciłem,  i natychmiast położyłem palec na swoich wargach, żeby pokazać Stylesowi, że ma siedzieć od tej pory całkowicie cicho, żadnego niepotrzebnego słowa, a nawet ruchu i gestu. Z trudem powstrzymywałem jednak śmiech, który niezbyt komponował się z naszą kryzysową sytuacją, bo chłopak wyglądał jak kupka nieszczęścia. Cały czerwony, z jedną, wielką szopą na głowie, a w dodatku w jego włosach zaplątały się liście, które spadły na niego prosto z drzewa podczas naszego niesamowitego sprintu.
 - Do mojego pokoju, już! - szepnąłem, wskazując palcem drzwi od mojego pokoju. Gdy tylko Styles zamknął je za sobą, już nieco spokojniejszy, zszedłem po schodach do mamy, która stała przed kuchnią, trzymając szmatkę w ręku.
- Co ty robisz? - była totalnie zdumiona.
- Ja... - zacząłem mówić, ale przerwał mi Nick, który wparował bez pukania do domu i głośno sapiąc, rzucił swoje buciory i zaczął pocierać czerwoną z wysiłku twarz.
- Nick?
- Dzień dobry - wymamrotał.
- Dlaczego jesteście tacy zmęczeni?
- Uciekaliśmy przed psem - odpowiedziałem szybko.
  Rozsądek kazał mi w końcu usiąść i opowiedzieć mamie całą prawdę. Z jednej strony wiedziałem, że mi pomoże, ale jednak ta niepewność ciągle była i za nic nie chciała zniknąć. Poza tym naprawdę nie chciałem jej dokładać na głowę jeszcze więcej problemów, od czasu "zaginięcia" Zayna jest kłębkiem nerwów, a nawet i to jest jeszcze delikatnym określeniem. Jej stan ducha było widać po zachowaniu, gestach i po wyglądzie. Po wszystkim. Serce mi się krajało na ten widok, bałem się razem z nią. Mogłem opowiedzieć jej o Zaynie i o Louisie i o ich dawnej znajomości oraz o moich i Nicka podejrzeniach, ale jednak czułem, że Malik nie byłby zadowolony. Zaufałem mu.
  A mojego zaufania nie można tak łatwo zdobyć.
  Poza tym zbyt długo w tym wszystkim tkwimy, żeby teraz na wszystko machnąć ręką i dać sobie spokój. Przecież nigdy nie można się poddawać, to wszystko w końcu kiedyś musi się skończyć. Prawda?
  I chociaż bardzo tego nie chciałem, powracając z Nickiem na górę do pokoju, gdzie był na ten czas bezpieczny Styles, miałem kolejne, świeże wyrzuty sumienia.
  Które w dodatku powiększyły się o długie kilometry, kiedy zauważyłem swoją siostrę, Nicki, stojącą w otwartych drzwiach mojego pokoju.
- Mam się śmiać, czy płakać? - mruknąłem pod nosem, pocierając dłońmi twarz.
- Liam, ona zobaczyła Stylesa? - Nick zaczął mi szeptać do ucha, nawet nie chciało mi się tego wszystkiego słuchać. Nie chciało mi się nic, marzyłem jedynie o spokoju ducha i o śnie, a jeszcze przed tym o długiej, gorącej kąpieli. Popchnąłem delikatnie Nicka i Nicki, która gapiła się na mnie, jakbym był papieżem czy coś w tym stylu. Nie powiedziałem nic, dosłownie nic.
  Nie skomentowałem nawet widoku Harry'ego Stylesa, który stał dokładnie pośrodku mojego pokoju, w którym panował wielki bałagan, trzęsącego się i szlochającego tak potwornie głośno, że nawet ktoś pozbawiony słuchu by go usłyszał.
  To był chyba najgorszy usłyszany dźwięk w całym moim dotychczasowym życiu.

cdn

edit kocham każdego z Was, pamiętajcie o tym. Każdy czytelnik siedzi w moim serduchu.

24 komentarze:

bizzlup pisze...

OMG KOCHAM KOCHAM KOCHAM TEN BLOG *O*. Piszesz go tak profesjonalnie że ja nie moge *o* . Też bym tak chciała :c. A właśnie na need dodałam nowy rozdział poczytasz ? http://www.needonedirectionlove.blogspot.com z góry thanks <3

just smile pisze...

Ś W I E T N Y ! ♥

Anonimowy pisze...

Nie jestem na swoim komputerze, więc nie mam czasu na wielkie mowy i tak dalej, ale cieszę się, że wreszcie pojawiła się tu Nicki :)
@knyycio

Anonimowy pisze...

To opowiadanie staje się coraz bardziej niesamowite :) xx

Unknown pisze...

Jesteś super-wnioskuje to po twoim super blogu.Kocham go *o* @pollystylinson

Anonimowy pisze...

Kocham to opowiadanie i kocham Ciebie, za to, że je piszesz. <3 <3 <3 (...) <3 <3

Anonimowy pisze...

Genialny. Dosłownie genialny rozdział.
Wreszcie (przynajmniej w 90%) wyjaśniła się sprawa morderstwa. Czekam wciąż z niecierpliwością kiedy w rozdziale wyjaśni się cała ta sprawa z Lou, Hazzą i imprezą. Piszę to już któryś raz, ale dzięki nagromadzeniu przymiotników i opisaniu emocji nadałaś takiego "charakteru" rozdziałowi i z każdym zdaniem wciągałam się w "lekturę" coraz bardziej. Podsumowując jesteś moją mistrzynią opowiadań i czekam jeszcze bardziej niecierpliwie na kolejny rozdział! :)
@justKJx

Anonimowy pisze...

Ale super rozdział *,* Jesteś genialna dziewczyno co tu dużo mówić. Akcja jest dynamiczna, a ja siedziałam cały czas w napięciu. Jestem ciekawa co będzie dalej no i jak skończy się ta cała historia. Najbardziej ciekawi mnie chyba wątek Louisa. Jest on nie winny, a ma takie problemy. Oby wszystko zostało odkryte. Drugi interesujący wątek to wątek Nialla. Tak naprawdę jest on niewinny, a jego życie skreśliła jego własna matka. Wątek trzeci to wątek Harrego i całej reszty. Jestem ciekawa czy mama Liama dowie się o Harrym i jeśli tak to jaka będzie jej reakcja.Ciekawi mnie też trochę historia Hanny. Ostatnio pokazałaś, że wcale nie jest tylko tempom i pustą lalą. Ciekawe czy uda się ją zmienić.
Niecierpliwie czekam na następny rozdział :)
Pozdrawiam i życzę weny xxx

PS jeśli masz czas wpadnij do mnie i oceń :)
1.http://youaresoobeautiful.blogspot.com/ - skończone
Albo
2.http://hurts-to-think-that-you-ve-ever-cried.blogspot.com/ - nowy :)

humant ☻ pisze...

OMG! To jest genialne! Piszesz tak profesjonalnie i szczegółowo! Omg! Kocham tego bloga! /@Requiem_

Anonimowy pisze...

Jak zawsze BRAK MI SŁÓW! Dziewczyno masz niesamowity talent. Mowie ci spokojnie moglabys to wydać jako książkę i byłaby światowym bestsellerem!

Forever me pisze...

JEZU TY TAK PIĘKNIE PISZESZ! PLZ DODDAJ NIEDŁUGO NASTĘPNY!
a JA ZAPRASZAM DO siebie
opowiadanie o Julii i Nialliu:
jakkochactojuznazawsze.blogspot.com
Cze będą kiedyś razem?
ps: kocham cię !pisz dalej!

Malwina pisze...

jejuuu chce następny rozdział ♥

FleeingDolphin pisze...

To jest cuudowne. Przepraszam ze tak rzadko komentuje ale zazwyczaj nie jestem w stanie. Wiedz tylko ze kocham twojego bloga <3

Natalia9954 pisze...

Piszesz tak fajnie, że czyta się to jak książkę! Zazdroszczę!! Rozdział jak zawsze cudowny :) @Tuska54

ClaudiaPayne pisze...

O WIDZĘ NOWY IMICZ ♥ rozdzial świetny nie mogę się doczekać reakcji Nicki i ciekawa jestem co tam u Zayna co chodzi mu po tej czarnej glówce @kllauduchy

Anonimowy pisze...

Swietnie, świetnie ! Jezu, takie emocje! :D Zaraz umre :D

Unknown pisze...

Świetny <3

Dżerr pisze...

przeczytałam...nareszcie.
Rozdział bardzo fajny, bardzo interesujacy.
cZEKAM NA KOLEJNY
Dżerr

Unknown pisze...

czytając to, cała się trzęsłam. i to już nie z zimna! ;_; tak cholernie bałam się o tą trójkę, omg, nie wyobrażasz sobie tego. każdy Twój rozdział powoduje w mojej głowie pustkę, nie wiem co napisać, co o tym sądzić. wiem, że większość rzeczy już się układa w jedną całość, ale ja nadal mam wrażenie, że niektóre sprawy mi się plątają, ale to chyba przez mój głupi mózg. nevermind.
a przede mną leży afisz, który mam na jutro. nienawidzę Cię. ale Ci to pisałam. i Cię kocham. a to też Ci już pisałam.
kiedy coś opisujesz, wszystko widzę przed oczami. piszesz tak świetnie, perfekcyjnie.. po prostu magia. myślałaś o wydaniu książki?
czekam na kolejne rozdziały. chcę mieć już wszystko czarno na białym, żeby wszystko było wyjaśnione.
chcę już 18! ;_____;
+ nominowałam Cię do The Versatile Blogger. więcej na moim blogu: http://hundred-percent-reason.blogspot.com/ :)
@makemewannadiex

greaseblow pisze...

Jesteś zbyt utalentowana, mówię ci to! UGH, jak ja ci zazdroszczę wyobraźni i talentu. dfhsuifhdsufk
Rozdział był zajebistym ale zawsze są zajebiste więc wiesz. Ucieczka przed psem była genialna, haha. Już sobie wyobrażam Harry`ego wyglądającego jak kupka nieszczęścia, hahaha. Co ja jeszcze moge napisac? To opowiadanie naprawdę zszarga mi nerwy, za bardzo to przeżywam! Co zrobi Nicki? Boję się, że może coś namieszać, a wtedy zrobi się nieciekawie. o.o
Okej, kończę, bo nauka wzywa. Hahaha, i tak się nie zabiorę do nauki, ale tak czy inaczej, muszę iść i nadrabiać kolejne zaległości w komentowaniu.
Życzę ci dużo weny, pozdrawiam ciepło i czekam na następny! x
A i serdecznie zapraszam na prolog mojego nowego opowiadania: http://sztuka-zemsty.blogspot.com/
@greaseblow

Pompon pisze...

OMFG *__* N I E S A M O W I T Y <3

Anonimowy pisze...

Bardzoooo fajny rozdział. Początek świetny, końcówka jeszcze lepsza. Czekam na kolejne wpisy. Pozdrawiam. :)

Unknown pisze...

Świetny tylko jedna uwaga.. Uczucia Harrego po alko opisałas jakby był po narkotykach :D
@agatahiraoka

Unknown pisze...

Świetny tylko jedna uwaga.. Uczucia Harrego po alko opisałas jakby był po narkotykach :D
@agatahiraoka