czwartek, 25 lipca 2013

DEAD: ALIVE- VI

Pięć dni potem.

Louis

  Siedziałem na plaży, na samym jej końcu. A może początku. Było już wietrznie i nieprzyjemnie, ale ja uparcie dotykałem gołymi stopami zimnego piasku. Przed wiatrem chroniły mnie jedynie czarne spodnie i biała koszula. Paliłem już trzeciego papierosa. Nie miałem przy sobie żadnego telefonu, byłem poza zasięgiem. Nieosiągalny. Jedynym towarzyszem były moje wiecznie bijące się myśli. 
  Wpatrywałem się w morze i niebo, które przybrało pomarańczowy i delikatny różowy kolor, słońce już zaszło, w oddali wracał statek do portu, który był nieopodal. 
  Lubiłem to miejsce, a jednocześnie nienawidziłem. Zawsze siadałem na wydmie, na końcu plaży, gdzie już nikt nie chodził, bo teren był zagrodzony w związku z bezpieczeństwem- jak wcześniej wspomniałem, obok był port morski. Nieduży, ale jednak był i jakieś zagrożenie też było. Z tamtego miejsca widziałem wszystko, górowałem nad chodzącymi niżej ludźmi, chociaż oni woleli siedzieć na środkowej części plaży, gdzie toczyło się jakieś życie, były dyskoteki, było nawet cieplej od ludzi. A nie to, co tutaj. Całkowite wyludnienie. Nie rozumiałem nawet samego siebie, bo chociaż nie cierpiałem tam przesiadywać, to zazwyczaj właśnie tam szedłem. Może chciałem się zdołować, nie wiem. 
  Tak więc siedziałem na tej wydmie, próbując ignorować zimny powiew. Obserwowałem. Myślałem. Patrzyłem na ludzi, którzy chodzili nad brzegiem morza. Była tam też grupka jakichś młodych, pewnie dobrych znajomych i jak na złość usiedli naprzeciwko mnie. Siedzieli tuż przy wodzie, rozmawiali, śmiali się, pili coś ze szklanych butelek, oglądali kolorowe niebo. Z mojej prawej strony zaczęli schodzić się ludzie i ku mojemu zdziwieniu, zaczęli puszczać jakieś lampiony. Ciemne worki ze świeczkami w środku leciały po niebie. Było coś w tym magicznego, ale też melancholijnego. Wszyscy byli szczęśliwi, jakby w ogóle nie mieli żadnych problemów. Pozowali do zdjęć, ojcowie nosili swoje dzieci na barana albo grali z nimi w piłkę, a matki im dopingowały. Każdy miał uśmiech na twarzy.
  Welcome to the inner workings of my mind, so dark and foul, I can't disguise.
  Can't disguise.
  Wdeptałem papierosa w piasek i zacząłem się kierować ku wyjściu z plaży. Oczywiście nie publicznym, tylko moim. Nie chciałem krążyć wokół szczęśliwych ludzi, kiedy ja czułem się źle.
  Bo ludzi nienawidziłem. Siebie zresztą też.

  Byłem, delikatnie mówiąc, wściekły na Zayna, ale on nie chciał mnie słuchać.
- Nie jadę do żadnego Manchesteru, rozumiesz?! - warknąłem, ciskając jeansową kurtkę na podłogę, którą wrzucił mi do rąk. Pomimo mojej złości, byłem totalnie bezradny. Spojrzałem zirytowany na Liama, który z nieodgadnionym wyrazem twarzy stał naprzeciwko mnie, opierając się o ścianę z założonymi rękoma. - To ty powinieneś jechać, a nie ja! Okej, Zayn niech sobie jedzie, bo się zabujał w twojej siostrze, ale ty jako właśnie jej brat, sam powinieneś tam jechać! Po jaką cholerę ja?!
- Nie zakochałem się w Nicki - burknął Malik i zszedł po schodach. - Chodź i przestań marudzić, bo mam cię dość.
- Skoro masz mnie dość, to najlepszym wyjściem z sytuacji będzie, jak...
- Zamknij się i wsiadaj do samochodu - przerwał mi Liam i wskazał ręką na schody. - No już!
  Wydałem jakieś dziwne jęknięcie, które miało podkreślić moją irytację i złość, i jak naburmuszone dziecko zszedłem na parter, a za mną Payne.
- Zachowujecie się beznadziejnie! Niall, dlaczego Niall nie jedzie?!
  Usłyszałem jego bezczelny śmiech.
- A co mi po spotkaniu z siostrą Liama? Ha, ja z nią, o ile dobrze pamiętam, miałem dobry kontakt, więc pewnie nie uległo to zmianie. Spokojna głowa, ja się z nią jeszcze zobaczę, ale w swoim czasie. Poza tym, to zamówiłem sobie pizzę i mam zamiar ją zjeść.
- Możemy na nią zaczekać i pojechać razem.
- Nie.
- Niall zostaje - westchnął Liam. - Ja też.
  Zacząłem panikować, co było okropnie niemęskie.
- Nicki mnie nie lubi.
- Czas najwyższy, żeby polubiła. No idź!
- Nienawidzę cię, Payne.
  Usłyszałem jego cmoknięcie. Drzwi się za mną zamknęły.
- Karoca czeka - mruknął Zayn. - Przestań się burmuszyć jak dziecko.
- Harry! Weź coś zrób! - krzyknąłem do przyjaciela, który z szerokim uśmiechem na twarzy oparł się łokciami o płot i zaczął mi teatralnie machać dłonią.
  Westchnąłem ciężko i opadłem na swoje siedzenie. Zayn zapalił silnik i po piętnastu minutach opuściliśmy Londyn.
- Wiesz, dlaczego na siłę cię tam ciągnę? - odezwał się. - Ty koniecznie musisz w końcu z nią pogadać i wyjaśnić sobie parę spraw. Nie lubicie się, a na dobrą sprawę to nawet nie wiecie, dlaczego. I po co to wszystko? Jest okazja, to trzeba ją wykorzystać, bo potem będą same nieprzyjemności.
- Kto powiedział, że jej nie lubię? To ona sobie coś ubzdurała! - zirytowałem się.
- Odezwał się ten, co ostatnio założył kamery przed domem i twierdzi, że to inni ludzie sobie coś ubzdurali.
  Zacisnąłem wargi.

- Tak właściwie to co ty robisz? - zszedłem z drabiny, a Niall spojrzał na mnie zaskoczony. - Po co ci... kamera?
- Przezorny zawsze ubezpieczony.
- Ale to nie ma sensu, czego ty się boisz? Złodzieja? - prychnął. - Trzeba było kupić amstaffa. Byłby lepszy niż jakaś kamera. Bo co? Zobaczysz, że jakiś dziwny koleś wchodzi ci do ogródka i co zrobisz? Zastrzelisz go? Począwszy od tego, że ty nawet broni nie masz.
  Uniosłem brew do góry i wyjąłem pistolet ze swojej tylnej kieszeni jeansów. Nialla zatkało.

  Nie powiedziałem ani Zaynowi, ani nikomu innemu o tym, że ktoś podrzucił mi liścik z dziwną treścią. Nie chciałem ich martwić, a poza tym, to nie było nawet żadnego powodu do zmartwień. Próbowałem przywyknąć do nienawiści, z którą się spotykałem. Bałem się jedynie tego, że ta nienawiść przejdzie na mnie. Czasem nawet wątpiłem, kim tak naprawdę jestem i czy faktycznie nie stwarzam jakiegoś niebezpieczeństwa, czy nie jestem psychicznie chory, czy więzienie było jednak słuszne, czy Chris dobrze robił, chcąc mnie zabić, bo wiedział, że ja też jestem w stanie to zrobić. Bałem się siebie, dosłownie. Bałem się tego, że jestem impulsywny i że chociaż wszystko analizuję, to może mnie ponieść. Z jednej strony nie chciałem nosić broni ze sobą, bo ktoś by to zauważył i pomyślałby, że jestem walnięty i że mam niezbyt przyjazne plany. Ale bez niej czułem się jak bez ręki. Robiłem to dla przyjaciół.
  Albo powiesz, że zabiłeś, albo będziesz sam. Będziesz sam. To brzmi jednoznacznie. Musiałem mieć pewność, że nic nikomu się nie stanie. Nie chciałem zostawiać Nialla, Liama i Harry'ego, ale też nie chciałem puszczać Zayna samego i byłem rozdarty, tak jakbym miał wybierać między matką, a ojcem, uczucie nie do opisania, cholernie paskudne. Wszędzie były jakieś sprzeczności, utrudnienia, przeszkody, coraz bardziej się męczyłem, czułem, jak się starzeję i każdy kolejny krok jest coraz większym ciężarem. Przyjaciół miałem tylko teoretycznie, może oni czuli się inaczej, ale ja nie mogłem nic im powiedzieć, bo by zginęli. A co gorsza, oni o tym nie wiedzieli i brali mnie za szaleńca. I nie byłem w stanie nic z tym zrobić.
- Louis, czy ty mnie słuchasz?
- Ta.
- Po jaką cholerę ci kamery? I pistolet, który masz w kieszeni?
- Niall ci powiedział? - westchnąłem.
- Kamery zauważyłem sam, a o broni mi powiedział. I dobrze. Jest fair i martwi się o ciebie, zresztą jak każdy z nas. Czegoś nam nie chcesz powiedzieć, przecież to po tobie widać.
- Mówię wam o wszystkim - skłamałem. - Dlaczego miałbym tego nie robić? Przecież razem jesteśmy silniejsi, niż osobno, co nie?
  Boże, Louis. Ty perfidny kłamco.
  Zayn spojrzał na mnie uważnie. Czasem jak ten chłopak na kogoś zerknął, to się człowiek aż czerwony robił ze stresu. Malik był mądrym i wpływowym facetem, miał w sobie jakąś nieopisaną siłę i empatię, ale kłamstwa wyczuwał na kilometr, tylko często nie dawał tego po sobie poznać. W tym przypadku wręcz modliłem się, żeby chociaż raz uwierzył w jakiś kit, bo zawsze wydusi prawdę i rozmawia z ludźmi tak, że sami plączą się w tym, co mówią. Wielokrotnie mu proponowałem pracę prawnika, ale tylko się śmiał.
- Teoretycznie tak, ale w praktyce wygląda to nieco inaczej.
- Cóż, na ten temat się nie wypowiem, bo nie mam w tym doświadczenia.
- Ale w paru kwestiach oszukujesz sam siebie, a kłamstwo to kłamstwo, czyli jakieś doświadczenie w tym masz.
- Zayn, sprawiasz, że nie wiem, co odpowiedzieć.
- Zawsze tak mam ze wszystkimi, nie martw się.
- Mógłbyś się skupić na drodze, a nie na gadaniu o moich problemach? Nie chciałbym wylądować na drzewie.
- Po pierwsze, ty jesteś ważniejszy, a po drugie: to jest autostrada. Zazwyczaj nie rosną tutaj drzewa. Powiedz mi prawdę i dam ci spokój.
- Powiedziałem ci prawdę.
- Boisz się.
- Boję się.
- Czego?
- Ludzi. Teraz rozumiesz?
- Każdy z nas boi się ludzi. Głupie, co? Sami nimi przecież jesteśmy. Człowiek zna wiele sytuacji z własnego doświadczenia, ale jednak nie chce pomóc innym, żeby oni tego nie doświadczali, bo to przykre. Nie ostrzegają ich, kiedy widzą, jak robią coś debilnego, tylko jeszcze tego nie rozumieją. Ludzie są cholernie złośliwi i egoistyczni, to fakt. Ale ten strach, który każdy z nas odczuwa, to jednak nie ma sensu. Sam staram się go wykasować ze swojego umysłu, bo problem tkwi w nim. W umyśle. Tutaj wszystko się zbiera i roi, czasem czegoś nie rozumiemy i wyciągamy błędne wnioski i dłubiemy w nich, ktoś to na pewno widzi, ale nie zwróci nam uwagi, że popełniamy błąd za błędem. Dlaczego? Bo chce, żeby inni ludzie poczuli to zło, które dotknęło ich. Nie chcą być sami. Tak się to powiększa i na dobrą sprawę, to ono jest w każdym z nas. Powinniśmy je z naszego wnętrza zlikwidować, ale zazwyczaj jesteśmy zbyt leniwi i to błędne koło się powiększa na zasadzie: mi nikt nic nie powiedział, to ty też na to nie zasługujesz.
- Zayn, boję się samego siebie.
- Zazwyczaj tak jest. W pewnym sensie, to każdy nienawidzi samego siebie. Za to, że działał pod wpływem emocji, za to, że źle podjął decyzję, za to, że coś niepoprawnie zrobił. Obwinia siebie i jaki to ma sens, Louis, powiedz mi: dlaczego boisz się siebie? Dlaczego sobie nie ufasz? Dlaczego siebie nie akceptujesz? Ty wciąż siedzisz w więzieniu, a tym więzieniem jest twój umysł. Wpadłeś w swoją własną pułapkę. Jesteś zdany tylko na siebie, nie pomoże ci w tym ani ja, ani Niall, ani Liam czy Harry. Musisz zrozumieć siebie, zaakceptować czasy, w których jesteś zmuszony żyć. Jeśli nie zaczniesz czuć się swobodnie ze sobą, ludzie tego też czynić nie będą. I przestań żyć przeszłością. Wyciągaj z niej jedynie wnioski, ale nie pogrążaj się w niej. Nie pogrążaj się w swoich popełnionych błędach. Już nic nie naprawisz. Jest za późno.
- Na naprawienie błędów nigdy nie jest za późno.
- Ale czasem trzeba to przyjąć z honorem. Unieść brodę i powiedzieć, że każdy je w końcu popełnia, być nawet z nich dumny, bo to świadczy o tym, że się starałeś, ale to czasem zwyczajnie nie wychodzi. Jesteś tylko człowiekiem, nie podnoś sobie poprzeczki zbyt wysoko, bo się kiedyś wykończysz.
- Powiedz mi, dlaczego Liam nie pojechał z nami? Przecież to jego siostra.
- Pokłócili się. Liam ma dosyć jej wiecznej troski, ich role się zamieniły - zaczął się śmiać. - Kiedyś to Liam nie dawał jej spokoju, a teraz jest odwrotnie. Nicki jest zdenerwowana między innymi z twojego powodu, bo ci nie ufa. Naszym dzisiejszym celem jest chociaż minimalne zbudowanie zaufania między tobą, a nią.
- Nicki wydaje się być tchórzliwą dziewczyną, która się tylko wieczne martwi, co?
- Wydaje się być - przyznał po chwili. - Ale taka nie jest. Nie ma się też co dziwić, obydwoje mieli ciężkie dzieciństwo, którego podłożem był wieczny strach i stres przed chorym na umyśle ojcem, który dawał w twarz z powodu zbitej butelki.
- Wiesz, co się z nim teraz dzieje?
- Pewnie odsiaduje wyrok za znęcanie się nad dziećmi, czy coś w tym stylu - wzruszył ramionami. - Ten rozdział Nicki i Liam zamknęli na dobre i dobrze. Nie ma co rozdrapywać ran, prawda?
- Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Czasem wspomnienia same cię atakują i nie wiesz, jak się przed nimi bronić. Dlaczego te najgorsze najbardziej wbijają nam się w mózg, a te dobre się wkrótce ulatniają?
- Na to ci już nie odpowiem. Sam chciałbym to wiedzieć.

cdn

Co do opisu Louisa z plaży- w Lou wcieliłam się ja, to miejsce, port i w ogóle istnieje, wczoraj tam, jak zazwyczaj, siedziałam i byłam wściekła na wszystko, dosłownie. To moje uczucia. Od początku do końca moje. W ogóle coraz częściej jestem zła i sprzeczności we mnie nie potrafię ująć w słowa, ale jest coraz mniej fajnie z moim łbem. Byłam kompletnie zdołowana i jak jeszcze zaczęli puszczać ludzie te lampiony, to poszłam, musiałam. Nie polecam takiego humoru.
Dziewczyny, też nie mam pojęcia, dlaczego jest tak mało komentarzy, na serio, lol2. Czytelników jest dużo, przecież widzę. Ale nie będę błagać o parę zdań, bo czy to ma już jakiś sens?
Został użyty tekst piosenki Hurricane.

9 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Świetny.Lou i te wydmy,po prostu to widziałam @pollystylinson

Unknown pisze...

Piękny rozdział. Naprawdę. A fragment o tym, ze każdy z nas boi się ludzi, był prawdziwy, szczery. Opisałaś w nim wszystko, całą prawdę.
PS: Mam nadzieję, że kiedyś wydasz książkę, a i jeśli, tak się stanie to daj znać;).
Pozdrawiam. :)@smile131008

Ollie pisze...

Przyznam się, że pierwszy raz przeczytałam, bez powtórek i zatrzymywania się.
Zayn, ten cichy Zayn, wziął i się naprodukował. I naprodukował się słusznie, bo wszystko co powiedział to prawda...
Podejście Lou do życia jest... Toksyczne. Z czasem może stać się uciążliwe i dla niego i dla chłopców. Tak bardzo chciał się wyrwać z więzienia i oczyścić z win, że wpadł w pułapkę swoich wspomnień. Dobrze to ujęłaś: On wciąż jest w więzieniu.
@knyycio

Anonimowy pisze...

suuuper rozdział... nie mam słów... po prostu fantastiko!
Pozdro @gaba540

Anonimowy pisze...

Dość krótki rozdział, ale bardzo się wciągnęłam. Uwielbiam twoje przemyślenia. Nakłaniają mnie one do rozmyślań na światem. Zawsze czytam i komentuje wszystkie rozdziały. Pozdrawiam. ;*

Natalia9954 pisze...

Super rozdział! Niecierpliwie czekam na następny :)
@Tuska54

alekslloyd pisze...

Bardzo ładny rozdział.Jestem nim zachwycona. Te opisy, wewnętrzne myśli, przeczucia Louisa (Twoje) są wręcz takie... takie realistyczne. Muszę przyznać, że za to kocham Twoje opowiadanie, ponieważ stawiasz przed sobą cel,realizujesz go i wychodzi z tego coś niesamowitego. Poczułam się jakbym była tam,obok niego i przeżywała to wszystko, co on.
Podobały mi się słowa Zayn'a. Widać było,że cholernie mu zależy na przyjacielu, a przyznaję, Louis cierpi,a bynajmniej jak to ujął Malik jest więźniem samego siebie.
Kochamm Twoje opowiadanie i czekam na dalszy rozwój akcji.
Looove,xoxo

Unknown pisze...

TWÓJ BLOG ZOSTAŁ PRZEZE MNIE(@AnitaPirog z www.perfect-harry-fanfiction.blogspot.com) NOMINOWANY DO: THE VERSTILE BLOGGER
WIĘCEJ INFORMACJI NA: http://perfect-harry-fanfiction.blogspot.com/2013/07/the-verstile-blogger.html

Anonimowy pisze...

Super rozdział :D Jestem ciekawa czy będzie coś pomiędzy Zaynem a Nicki ^^ :D Szkoda mi Louisa czuje się taki zagubiony :( Czekam nn :*