środa, 1 maja 2013

XXIII

Niall

  Nogi odmawiały mi posłuszeństwa w zasadzie od chwili, gdy Louis wpatrzony w bramę do opuszczonego szpitala psychiatrycznego, wysyczał, ale jednak dobitnie, że gonią nas psy policyjne oraz same gliny. Już wtedy czułem, że w przytomności wytrzymam jakąś marną godzinę, ale nie miałem wtedy na myśli sprintu przez zdemolowane chodniki. Gdy tylko usłyszałem, że będziemy musieli znaleźć się na Manhattanie, głos w mojej głowie podpowiedział mi, że dla mnie nie ma żadnych szans. Albo rozbijemy się na dwie grupy, z czego jedna ze mną ukryje się w jakimś miejscu, albo w ogóle  Manhattan przestanie być naszym celem. I jeśli miałbym być szczery, to żadna z podanych wizji mi nie odpowiadała, ale tak naprawdę to nie miałem nic do gadania.
  Może to dziwne z mojej strony, ale poczułem ulgę, gdy Louis wpadł na pomysł kradzieży czyjegoś samochodu. Normalnie, gdybym oczywiście był zdrowy, popukałbym się w czoło i powiedział, że wolę już przejść te parę kilometrów na własnych nogach, ale teraz ta idea byłaby jeszcze głupsza niż sama kradzież. Ironia losu, prawda?
  Louis i Zayn podbiegli do jakiegoś gościa, który był w trakcie wsiadania do swojego samochodu i go odepchnęli. Zauważyłem, że Louis zajął miejsce kierowcy. Bez zbędnych ceregieli ja, Liam i Harry wpakowaliśmy się na tylne siedzenia. Usłyszałem tylko, jak Liam wymamrotał do wściekłego kierowcy wyjmującego telefon w celu zadzwonienia na policję, jakieś "przepraszam, oddamy, postaramy się, żeby był w całości". Rozhisteryzowanego faceta nie uspokoiło to jednak ani trochę, zaczął jeszcze głośniej przeklinać i machać rękoma, żeby ktoś go zauważył. Ucieszył się, gdy zza tylnej bramy wybiegła policja z ogromnymi wilczurami, chociaż na początku wyglądał na dosyć zaskoczonego, aż w końcu spojrzał jeszcze raz na Louisa, który wsadzał klucz do stacyjki i skojarzył zadziwiające fakty. Ledwo zdążył się odsunąć, a Louis z piskiem opon wyjechał na środek ulicy, na której, Bogu dzięki, nikogo nie było.
  Wszystko to stało się tak błyskawicznie, że nawet nie zauważyłem, iż leżałem głową na Liamie, a moje nogi spoczywały na kolanach Harry'ego.
- Ups, przepraszam - wymamrotałem i się podniosłem, ale w tym samym momencie Louis gwałtownie zahamował, czym zaskoczył nas wszystkich. Skręcił w jakąś wąską, ale prawie pustą uliczkę.
- Jeszcze pamiętasz, jak się jeździ? - Zayn wyglądał na rozbawionego. Siedział na przodzie obok Tomlinsona i rozglądał się na boki. Louis, jakby chciał potwierdzić ten fakt, ponownie zahamował, po czym znowu się rozpędził i wyprzedził wolno jadące srebrne porsche przed nami.
- Ma porsche, a zachowuje się jakby wiózł jajka - burknął Louis. Gdy usłyszał, jak kierowca owego samochodu zatrąbił na niego, wystawił tylko dłoń z wyprostowanym środkowym palcem przez szybę.
- Chcesz nas pozabijać, czy co? - Liam miał skwaszony wyraz twarzy.
- Ja? Nie, to aktualnie jest zajęcie Chrisa, nie moje.
- Co? - Payne wyglądał na skołowanego.
- Liam, rozgryźliśmy sytuację podczas gdy ty i Zayn spaliście - zaczął szybko wyjaśniać Harry i pochylił się ku Liamowi, w związku z czym byłem zmuszony zmienić swoją pozycję. Payne otwierał usta, żeby zacząć komentować, ale szturchnąłem go na znak, żeby siedział cicho. Zayn również się do nas odwrócił i zmarszczył brwi. - Chris, tak, ten z naszej szkoły, Chris Campbell, jest schizofrenikiem, jednym z tych, którzy uciekli podczas strzelaniny w dziewięćdziesiątym czwartym. Miał wtedy zaledwie rok, ktoś go złapał i trzymał w ukryciu jakiś czas, potem, gdy ów opiekun zmarł, oddano Chrisa do domu dziecka, zaadoptowało go małżeństwo, które aktualnie pełni rolę jego rodziców. Chris przywalił się do Louisa, bo odbił mu kiedyś dziewczynę, chce zabić Nialla, bo czuje się zagrożony- nic dziwnego, skoro Niall odnowił kontakt z tobą, Liam, a ty z kolei przyjaźnisz się z Zaynem, który jako przyjaciel Louisa mógł ci wszystko opowiedzieć.
  Louis ponownie ostro zahamował.
- Przestań! - warknął do niego Liam.- A ty, Harry? Jaką rolę w tym wszystkim odgrywasz?
- Ja? Cóż, mnie wrobiła pewna... Diana, która stwierdziła, że pomogłem zabić Louisowi tamtą dziewczynę w łazience.
- Ale...
- Teraz nie mam co do tego żadnych wątpliwości- została zaszantażowana.
  Zapadła cisza.
- Zmiana planu - odezwał się niespodziewanie Louis. - Nie jedziemy do Downtown.
- Mieliśmy jechać do centrum, Louis - Zayn nie zrozumiał.
- Piąta Aleja będzie lepszym pomysłem.
- Czyli Midtown?
- Ja bym polecał Times Square - zabrałem głos. - Jeśli koniecznie chcemy znaleźć się w miejscu, gdzie ludzi jest, uhm, mówiąc delikatnie... całkiem sporo - zacząłem się plątać, gdy tylko złapałem pytające, aczkolwiek uważne spojrzenie Louisa w lusterku.
- Gdzie jest to Times Square? - zapytał cicho, tak cicho, że praktycznie zabrzmiało to, jakby pytał się sam siebie.
- Jedź w kierunku Siódmej alei, to jest skrzyżowanie jej i Broadway'a - odpowiedział Harry, wpatrując się w coraz bardziej zapełnione ulice.
- Jeszcze jedno pytanie - Zayn znowu się do nas zwrócił. - Skąd wy to wszystko wiecie? O Chrisie? Nagle jeden z was wpadł na pomysł, że jest schizofrenikiem i wszystko ułożyło się w piękną całość?
- To nam pomogło, Zayn. - Harry podsunął Zaynowi pod nos zwitek papieru. Jak się domyśliłem, była to lista osób, które uciekły tamtego pamiętnego dnia.
- Cóż... zastanawiające - mruknął Malik.
- Pokaż! - Liam wyciągnął rękę po kartkę i zaczął analizować jej treść.
  Od tej pory nikt się nie odezwał, ciszę tylko co jakiś czas przerywały ciche przekleństwa Louisa albo pisk opon. Czułem, jak to wszystko zaczyna mnie naprawdę przerastać. W tym momencie wszelkie żarty się skończyły i prawdę mówiąc to byliśmy w kropce. Tkwiliśmy w martwym punkcie. Chociaż mieliśmy uzgodniony i ułożony, chociaż byle jak, jakiś plan, to nie wiedzieliśmy, co zrobić. Naszym celem było zgubienie policji, co graniczyło z cudem, ale nawet jeśliby się to nam udało, nasza "przygoda" dobiegłaby końca, bo przecież nie mogliśmy opuścić, ot tak, tego miasta, nie mówiąc już o USA czy samej Ameryce. Ja miałem na karku swoją walniętą matkę i anoreksję, czułem, jak moje samopoczucie robi się coraz gorsze, a energia i siła niebezpiecznie maleją, Liam również nie mógł zostawić swojej rozhisteryzowanej teraz mamy i zwłaszcza swojej siostry. Zastanawiałem się, jak chłopak musi się teraz z tym wszystkim czuć. Byłem pewny, że Zayn nie opuści Louisa i tutaj kółko znowu się zakręcało, bo żeby udowodnić władzom, że Tomlinson jest niewinny, musieliśmy mieć prawdziwe i niepodważalne dowody, zwitek papieru nie był w stanie nas uratować. To wszystko zrobiło się mega skomplikowane i zacząłem się nawet zastanawiać, jakbym wyglądał w więzieniu w pasiastej pidżamie, które oczywiście już nie funkcjonowała, ale mimo to nadal była nieodłącznym elementem mojej wizji więzienia. Zresztą, nieważne.
- Broadway.
  Czułem się, jakbym nie był w Nowym Jorku, ale w Las Vegas, na wakacjach ze znajomymi. W sumie to chciałbym, żeby tak było. Skończyły się spokojne uliczki, które leniwie wstawały ze snu, a zaczęły się dzielnice, na których panował poranny ruch. Ludzie krzątali się po chodnikach, skupieni w dużych, ciasnych grupkach czekali na zielone światło przy przejściach dla pieszych, niektórzy z nich trzymali papierowe, ciepłe kubki z kawą, niekoniecznie ze Starbucksa, którego logo pojawiało się co parę metrów na bannerach.
  Wydawało mi się, że jestem z jakiejś innej czasoprzestrzeni, że wcale tutaj nie pasuję, a może nawet mnie tutaj nie ma i pełnię rolę jakiegoś zbłąkanego obserwatora zastanawiającego się, gdzie jest właściwie jego odpowiednie miejsce w życiu, gdzie ma się podziać.
  To wszystko było jednym, ogromnym paradoksem. Zawsze sądziłem, że Nowy Jork jest miejscem, w którym się urodziłem, wychowałem i najprawdopodobniej tutaj też umrę w jakimś sędziwym wieku. A w sumie to nie ja tak sądziłem, a moja matka, która miała już ułożony plan mojego funkcjonowania. Najprawdopodobniej posiadała już przyszykowane numery kontaktowe do zakładu pogrzebowego, które mi odda po ewentualnym ślubie. Powie coś w stylu "nie życzę ci źle, ale wiesz, trzeba być przygotowanym na wszystko", a ja się sztucznie uśmiechnę i schowam je do koperty, którą spalę w kominku. Co niedzielę byłyby rodzinne obiady, a w zasadzie pseudo-rodzinne, bo w moim przypadku rodzina nie istniała i szczerze wątpiłem, czy kiedykolwiek istnieć będzie. Rodzina. Co człowiek ma na myśli, mówiąc, że pochodzi z takiej i z takiej rodziny? Czy myśli o niej z dumą i z ciepłem na sercu, czy czuje wręcz obrzydzenie do tych ludzi, wśród których musiał dorastać?
  Zawsze odczuwałem wściekłość, kiedy widziałem, jak ktoś z moich znajomych odzywał się do swojej matki czy ojca, a nawet do babci czy chociażby do dziadka, bez żadnego szacunku, ze wstrętem, z wiecznymi pretensjami. Miałem ochotę powiedzieć wiele na ten temat, ale nie mówiłem nic. Przygryzałem tylko wargę i czekałem. Czekałem, aż ta osoba zrozumie, co właśnie traci. Co właśnie niszczy. Do czego dąży. Nieświadomie, ale dąży.
  Chciałbym, żeby ktoś mi wytłumaczył, jakie uczucie rodzi się w nim, kiedy przychodzi do domu ze szkoły, ściąga buty, rzuca niedbale kurtkę na wieszak i idzie do swojego pokoju, czasem mówiąc "dzień dobry", "cześć" czy coś w tym stylu. Potem wraca do kuchni, gdzie czeka na niego obiad, przyszykowany przez mamę, która stoi przy kuchence i pyta się:
- Co tam w szkole?
  Wzrusza ramionami, mówi, że nic.
  Dostał piątkę z matmy, pierwszy raz w tym semestrze mu się to udało. Trochę gorzej z historią, ale jakoś trzyma swój poziom. Pokłócił się z przyjacielem. Albo się pogodził. Strzelił gola podczas gry w nogę na wuefie. Zrobił zadanie z chemii przy tablicy.
  Ale przecież nic się nie stało dzisiaj ciekawego.
  Mama tymczasem tylko wzdycha, bo chciałaby pochłonąć jak najwięcej takich informacji. To mama. Ma-ma. M, a, m i a. Dla nas to przecież nic zadziwiającego, na litość boską, każdy w końcu ma mamę, prawda? Co w tym takiego zaskakującego? Przecież każda matka pyta się swojego dziecka, co się działo w tej idiotycznej szkole.
  Wyobraź sobie, że nie.
  Niektórzy wracają ze szkoły sami, wyciągają z kieszeni klucz, wchodzą do domu, tak samo jak ty rzucają buty i kurtkę na swoje miejsca, idą odłożyć plecak, a potem kierują się do kuchni.
  Na ciebie zawsze czeka mama z obiadem.
  Na kogoś nie.
  Bo może jego mama nie żyje.
  Pamiętasz, jak byłeś wściekły na swoją matkę, bo nie kupiła ci nowych butów Nike na nadchodzący rok szkolny? Nie przewracaj oczami, dobra? Zastanów się, dlaczego ich ci nie kupiła. Nie, nie dlatego, że nie chciała. Chciała, nawet bardzo. Ale widzisz, żeby kupić, trzeba mieć pieniądze. Trudne jest wyciągnięcie pięćdziesięciu dolarów na biurko i powiedzenie: masz. Kup je sobie. Nasi rodzice chcieliby dla nas jak najlepiej, uwierz, ale są tacy... osaczeni. Przez szarą rzeczywistość. Przez długi, rachunki, kredyty, ludzi, fałszywych przyjaciół, a nawet i przez rodzinę, która nie chce pomóc, bo sobie coś uroiła, bo jej się wiedzie lepiej, niż twoim rodzicom i ona nie jest w stanie zrozumieć, dlaczego, do ciężkiej cholery, spłacała rachunki na czas i mogła kupić swoim dzieciakom pięćdziesiąt takich par butów Nike, a twoi rodzice szczypią się z tą jedną, jej kupno muszą sobie, kurwa, planować miesiąc przed ostatecznym kupnem. Pod koniec każdego tygodnia liczą sobie godziny spędzone w pracy, ale i tak ich szef nie zapłaci im sprawiedliwie za wszystkie, bo woli sobie kupić garnitur od Armaniego żeby do kościoła na mszę pójść, przecież po co miałby dawać zasłużone pieniądze jakiemuś biedakowi, prawda? Niby jesteś tego wszystkiego świadomy, że świat jest okrutny, że nic nie jest perfekcyjne, że czas, który upływa jak szaleniec, policzkuje nas praktycznie codziennie. Jesteś tego świadomy? Tak? Odpowiedziałeś sobie właśnie na to pytanie? To dlaczego nie jesteś w stanie zrozumieć sytuacji, w której znajduje się twoja matka i twój ojciec? Przeklinasz na nich, że to ich wina, że się dla nich nie liczysz? Gdyby tak było, nie zastanawialiby się, do jakiej szkoły po ukończeniu bieżącej cię wysłać. Nie robiliby ci tego żałosnego obiadu. Nie pytaliby się, czy masz problem z matematyką, bo przecież mogą znowu zrezygnować z przyjemności dla siebie, a dać tą kasę na korepetycje, żebyś wyszedł na porządnego człowieka. Nie zadawaliby tego nudnego pytania: jak było w szkole.
  Moja sytuacja była nieco inna od tej przedstawionej wyżej, ale tylu różnic dopatrzeć się też nie dało. Zawsze brakowało mi matczynego ciepła i ojcowskiej opieki, troski. Obydwoje od dziecka próbowali mi wpoić, że jesteśmy lepsi. Z wyższych sfer. Inni wręcz powinni nam się kłaniać na ulicy. Powtarzam: próbowali. Nie udało im się to i nie pozwolę, żeby kiedykolwiek takie coś doszło do skutku. Miałem dosyć tego wszystkiego, czułem, że matka codziennie skreśla kolejne punkty swojego planu dotyczącego mojego życia. Niedzielne obiadki z jej znajomymi, Boże, jakie to wszystko było sztuczne, zerwanie wszelkich kontaktów z rodziną, która prowadziła inny tryb życia, niż my... miałem ochotę podczas takich spotkań po prostu wstać i odejść. Złapać wcześniej przyszykowany plecak i wyjść z domu, poszukać szczęścia, żyć na własną rękę, co byłoby trudniejsze, ale jednak lepsze.
  Wszystko było takie... żałosne.
  Nienawidziłem Nowego Jorku. Tego miasta. Gryzącego nozdrza zapachu spalin. Wiecznego tłumu ludzi i wrzasku, śmieci na drogach, bannerów Coca-Coli, logów Starbucksa, taksówek i radiowozów.
  Stop!
  Radiowozów?
- Kurwa mać! - Louis uderzył w kierownicę, naciskając jednocześnie na klakson.
- Nie przewidzieliśmy jednego - Harry gapił się ponuro w gigantyczne telebimy reklamujące filmy lecące aktualnie w kinach - że zazwyczaj o tej porze są korki.
  Wyprostowałem się na siedzeniu, rozglądając się wokoło. Albo miałem już jakąś psychozę, albo faktycznie gdzie nie spojrzeć, tam stały radiowozy.
- Macie jakiś pomysł? - Liam wyglądał na poddenerwowanego.
- Owszem - Louis przymknął oczy. - Biegniemy.
- Co?!
- Gdzie?
- Parę metrów i jesteśmy na Times Square. Nie mogą nas złapać, do ciężkiej cholery!
- Ale chyba nas nie widzą, bo... - zacząłem mówić, ale zobaczyłem paru policjantów zmierzających do nas. - Ups.
- Ewakuacja! - wrzasnął Harry i wyskoczył z samochodu, jakby naprawdę miał zaraz wybuchnąć, czy coś. Przez ułamek sekundy wpatrywaliśmy się w krzyczącego Stylesa i w otwarte drzwiczki, aż w końcu nasze mózgi przetrawiły to, co właśnie się działo i również wyszliśmy z auta.
  Zaczęliśmy biec wśród samochodów, które co chwilę wolno się poruszały do przodu, środkiem ulicy.
- Nigdy nie sądziłem, że to kiedyś zrobię! - krzyknął Zayn i odwrócił się do mnie. - Wszystko w porządku? Niall?
  Machnąłem ręką, przygryzając wargę i pochylając się ku asfaltowi.
- Niall! - krzyknął Liam. Jego przerażona twarz zaczęła mi się rozmazywać, zresztą jak wszystko. Kolorowe telebimy, bannery i plakaty zamieniły się w jeden wielki, kolorowy miks.
- Nie zemdlejesz! Nie teraz, Niall! - ktoś mną mocno potrząsnął. Jego głos zmieszał mi się z trąbieniem setek samochodów i piosenkami, które leciały z każdego z nich.
- Stole a key.*
  Ktoś mnie wziął na ręce, po czym przerzucił przez ramię, jak wielką maskotkę.
- Took a car downtown where the lost boys meet, I took a car downtown and took what they offered me.
- Niall? Co z nim?!
  Nic.
  Przecież żyję.
  Jeszcze.
  Czułem się, jakby mi ktoś odciął dostęp do tlenu, zacząłem kaszleć.
- Boże, Niall, przestań, bo mnie doprowadzisz do zawału! - rozpoznałem ten głos. To Louis trzymał mnie, wciąż szybko biegnąc.
- Louis, uważaj! - wrzask Harry'ego.
- Kurwa. - Przekleństwo Louisa.
- To set me free...
- Liam, samochód!
- W prawo!
- Saw the lights go down at the end of the scene, saw the lights go down and standing in front of me.
- Przecież tam stoi policja, idioto!
- Policja jest wszędzie.
  Poczułem, że Louis przystanął. Jego ciężki oddech był dla mnie rytmem podobnym do kołysanki.
- Niall, usiądziesz tu? - szepnął do mnie.
- We'll run wild, we'll be glowing in the dark.
- Będziemy biec, będziemy błyszczeć w ciemności - szepnąłem.
- Co? Niall, muszę cię tu posadzić - Louis sprawił, że delikatnie się z niego ześlizgnąłem, po czym posadził mnie na zimnym asfalcie. Otworzyłem oczy.
  Na początku pomyślałem, że mam jakieś zwidy, ale... cóż.
  Harry, ja, Louis, Zayn i Liam, staliśmy dokładnie pośrodku wielkiego skrzyżowania na Times Square. To znaczy, ja siedziałem, bo Louis, zresztą nie tylko on, martwił się, że stracę zaraz przytomność, do czego właściwie byłem bardzo blisko. Wokół nas stały samochody, których kierowcy przyglądali nam się, jakbyśmy co najmniej byli zwierzętami, które uciekły z zoo z Central Parku, mnóstwo skołowanych przechodniów, ale przede wszystkim policjanci. Przed nami zahamowały z piskiem trzy radiowozy, w których odbijały się kolorowe światła z telebimów.
  Wydawać by się mogło, że cały świat zamarł w oczekiwaniu. Jakby zaraz miał objawić się Jezus, czy coś w tym stylu, to wszystko przypominało szalony sen. A może to wszystko faktycznie było snem? Może zaraz się obudzę w swoim łóżku, na którym, jak zwykle, będzie leżeć Bear? Będę normalnym nastolatkiem, bez żadnej anoreksji, Tomlinson i Zayn będą w Bradford toczyć normalne życie...
  Z radiowozu wyszedł potężnie zbudowany mężczyzna z pistoletem w ręku, to samo zrobił każdy za nim. Zastanawiałem się, czy od razu będą chcieli nas zastrzelić, czy po prostu nas wsadzą do więzienia.
  Louis w tamtym momencie wyglądał jak jakiś heros. Dosłownie. Stał dokładnie naprzeciw uzbrojonego policjanta, pewny siebie, wyprostowany i z uniesioną głową. Napiął mięśnie, jakby szykował się na to, że zaraz zjawi się jakiś mistrz karate. Wyraz twarzy miał natomiast nieodgadniony. Zaciśnięte usta, zmrużone oczy.
  Coś analizował. Jakąś myśl rozkładał na czynniki pierwsze.
  Z radiowozu wyszła ostatnia postać, jakby policjanci czekali tylko na nią, na jej rozkaz, jedno słowo.
  Z samochodu wyszedł chłopak, którego twarz nawiedzała mnie w koszmarach każdej nocy.
  Chłopak, który by mnie prawie zabił w szpitalu.
  Chłopak, którego pięść poczułem na swojej twarzy tysiąc razy.
  Schizofrenik mający nieciekawą przeszłość.
- Chris Campbell - odezwał się Styles. Zacisnął pięści. - Cóż za urocze spotkanie.
  W jednej chwili Harry zamienił się w chłopaka, którego znała cała szkoła i na widok którego dziewczyny mdlały, dosłownie. Przyjął swój kpiarski ton głosu i nawet jego spojrzenie było ironiczne. Harry zamienił się w tego podrabianego Stylesa, którego nie cierpiałem.
  Chris stanął obok najbliżej nas stojącego policjanta.
- Tato, nie denerwuj się tak - odezwał się do niego i uśmiechnął się.
- Taki z pana policjant? - wtrącił się nagle Louis. Wszystkie spojrzenia zwróciły się na niego. Chłopak wręcz rósł w oczach, zaczął wolno iść w kierunku policjanta, który był ojcem Chrisa. - Wnioskuję więc, że próba zabicia i znęcanie się nad rówieśnikiem, jest sprawą normalną i niekaralną. Nie mówiąc już o tym, że przez niedojrzałość i niewiedzę obywatela, mogło zginąć więcej osób, niż jedna - cedził słowa.
- Nie będziesz nas pouczać, Tomlinson - warknął tamten. - Do radiowozu. Każdy z was. Migiem! - wrzasnął.
  Louis uśmiechnął się i uniósł brwi do góry, przybierając w ten sposób swój kpiący wyraz twarzy, który potrafi wyprowadzić nawet najspokojniejszego człowieka na tym świecie w jakieś dwie, trzy minuty.
- Co mi pan opowie o swoim synu? - zapytał, poprawiając swoje włosy i zaczynając wokół niego krążyć. - Albo... co mi pan opowie o tym, co się dzieje w jego głowie?
- Tomlinson, to moje ostatnie ostrzeżenie.
- Może w końcu czas zakończyć ten kabaret i powiedzieć światu, że odsiedziałem nieswój wyrok?
- Tomlinson, wiedziałem, że z tobą jest coś nie tak, ale że aż do tego stopnia zwariowałeś? - odezwał się Chris, siadając na masce radiowozu. - Może chcesz powiedzieć, że to nie ty stoisz za tymi zabójstwami?
- Powiem nawet, że to ty - Louis podszedł do Chrisa i pochylił się nad nim tak nisko, jakby miał zamiar go pocałować. - Opowiesz, co tam się dzieje w twojej schizofrenicznej wyobraźni? Hm? A może tobie też wstrzyknęli za dużo trucizny, jak mi tamtej nocy? - zaczął szeptać mu prosto do ucha.
- To wygląda, jakby go uwodził - mruknął Zayn.
- Nie będę słuchać tych bzdur! - wrzasnął nagle Chris i odepchnął Louisa, idąc w stronę Harry'ego. Louis szybkim krokiem go dogonił i złapał za ramiona, gdy zauważył, że Campbell chce zrobić to samo Harry'emu. Styles cofnął się, marszcząc brwi.
  W tym samym momencie dwójka policjantów podbiegła do Louisa i go szarpnęła, tak gwałtownie, że upadł na asfalt. Chris złapał Stylesa za szyję, jakby chciał go udusić, Harry zaczął się bronić, w ułamku sekundy pojawił się tam także Zayn, którego zablokował kolejny gliniarz.
- Co ty robisz, psycholu?! - krzyknął Harry, odpychając go. Podszedł do czarnoskórego policjanta, który trzymał Louisa i podsunął mu pod nos kawałek listy osób, które uciekły z psychiatryka.
- Niech pan to przeczyta! Niech pan to, kurwa, przeczyta! Czy to nie jest dostateczny dowód na to, że Chris Campbell jest jednym z chorych psychicznie ludzi, którym udało się uciec podczas strzelaniny w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym czwartym roku?! - zaczął krzyczeć i podchodzić do kolejnych gliniarzy. - Dlaczego nikt nas nie chce wysłuchać?! Dlaczego Louis Tomlinson nie miał żadnych szans na obronę na rozprawie, na koniec której zapadł wyrok, że musi odsiedzieć swoje w więzieniu?! - stanął między policjantami, a między nami. - Dlaczego Chris Campbell, ten, który stoi tu z nami, w ogóle tutaj teraz jest? Czy fakt, że został zaadoptowany przez wysoko stojącego policjanta, broni go przed wszelkimi kontrargumentami?! Prawda jest taka, że to nie Louis zabił. To Chris zabił. Wrobił Tomlinsona, bo chciał się zemścić za to, że Lou kiedyś odbił jego dziewczynę. Typowe zachowanie psychola, co nie? Podczas strzelaniny w dziewięćdziesiątym czwartym, ktoś go uratował i się nim zajmował, bo Chris wtedy miał ledwo rok. Opiekun zmarł, odesłano dzieciaka do domu dziecka, do którego po jakimś czasie przyszło młode małżeństwo i zaadoptowało chłopaka. Jego ojciec stoi tu, przede mną, i właśnie celuje we mnie pistoletem. Prawda wyszła na jaw. To - podniósł rękę z kartką - jest dowodem. To kawałek starej gazety, w której opublikowana była lista ludzi, którzy uciekli wtedy z psychiatryka. Widocznie Chris Campbell miał wrodzoną wadę genetyczną, skoro od dziecka tam się znajdywał. Dlaczego jego ojciec, który jest policjantem, nie pisnął o tym słówka? Cóż, widocznie się wstydzi dzieciaka.
- Nie macie na to żadnych konkretnych dowodów. Myślisz, Styles, że skrawkiem papieru uratujesz świat? - syknął Chris.
  Harry otwierał usta, żeby coś powiedzieć, kiedy głos niespodziewanie zabrał Liam.
- Tak się składa, że mamy konkretny dowód - powiedział.
- Liam? - Zayn wyglądał na zdziwionego, jak zresztą każdy z nas.
  Liam zbliżył się do Chrisa i wyjął z kieszeni swoich spodni... pistolet.
  Zrobiło mi się ponownie słabo, a serce zaczęło mi bić, jakbym miał za parę sekund dostać zawału. Byłem pewny, że każdy z nas miał tak samo.
- Chyba coś zgubiłeś w szpitalu podczas ataku na Nialla - Payne uśmiechnął się triumfalnie.

cdn

***
Dwie sprawy:
Zerknijcie na zakładkę "Informowani" i przeczytajcie wszystko uważnie, dobra? Bo przy informowaniu Was mnóstwo nicków jest nieaktualnych i nie wiem, czy Wy je zmieniliście, czy konta na Twitterze pokasowaliście, naprawdę. Jestem skołowana.
Za wszelkie błędy geograficzne- przepraszam! Dokładnie analizowałam plan Manhattanu, ale za nic nie mogłam się w tym połapać. Mam jednak nadzieję, że jest wszystko jako-tako poprawne.

 * Coldplay- Charlie Brown


35 komentarzy:

pancakes_x pisze...

mxnzxnjkljfdsdklfhkdslfhkldsfh genialne *______* mój tt: @pancakes_x

Sweetdream pisze...

Wow super *__* czekam na kolejny :** Zapraszam do mnie :)http://pozytynie.blogspot.com/

Anonimowy pisze...

ahh świetny rozdział <3

Unknown pisze...

o. mój. Boże. chyba miałaś rację, że za jakiś czas padnę na zawał, czytając Deada. serio. Jezusie brodaty. nie mogłam ogarnąć, co się dzieje z moim sercem, kiedy czytałam końcówkę, kiedy złapała ich policja. jezus. i jak uciekali. CO TY ZE MNĄ ROBISZ, DZIEWCZYNO, JA JEBIE ;___________; ano i wszystko się wyjaśniło, tatuśko broni syneczka, bo jest policjantem i się wstydzi, żeby przyznać sie, że jego dziecko jest pojebanym idiotą, który myśli tylko o zabijaniu :-) sorry, za wyrażenia, ale i tak mam tyle wyzwisk na tych idiotów, że masakra xd Boże, to jest opowiadanie.. stop, to nie jest opowiadanie. znaczy się jest, ale ty tak piszesz że czuję się, jakby to nie było opowiadanie.. O BOŻE, ADA, STOP. ;_;
zanim wszystko się wyjaśniło, podejrzewałam (i dobrze podejrzewałam, haha pamietasz naszą rozmowę, w której rozkminiałam a ty "dobra nic nie pisze, bo za duzo już powiedziałam"? :DD) a teraz, za cholerę nie mogę się domyśleć, jak się to skończy. i nawet nie myślę. bo: 1. nie chcę końca Deada 2. chcę mieć suprajsa. haha. mam nadzieję, że będzie hepi end, i będzie kolorowo, chrisa wpakują do więzienia, a chłopcy będą dalej sobie żyć, no i Niall wyjdzie z anoreksji.:>
czekam na następny!
@thebelieverx

Ollie pisze...

Za to co się dzisiaj, znaczy w tym rozdziale stało, mogę ewentualnie się na ciebie od obrazić. Widocznie moje plany na wciśnięcie tu Nicki na niewiele się zdały. Ale wciąż mnie zastanawia to dziwne zachowanie Zayna w stosunku do niej, więc... ksjdfhjdhfjdhffhjqerbqjr!
Kłania się nisko, bardzo zły człowiek.
łokieć Kamila

Anonimowy pisze...

o Boże jesteś świetna ! brakuje mi słów, rozdział jest taki sdjfhaghazsj *.* zreszta jak cały blog , niecierpliwie czekam na następny rozdział xx

Anonimowy pisze...

Masz talent preacherki, więc do części tych "bogatych dzieciaków", które mają rozum, ale jeszcze nikt go nie rozbudził, coś dotrze.

Poza tym,

jest pięknie, ponieważ umiesz rozwijać akcję tak, by była dynamiczna, ale by można było się w niej łatwo połapać.

Poza tym,

adaksuwdfeuiafdczx.


Anonimowy pisze...

Niesamowity ! Mój ulubiony z całego opowiadania *.*

Anonimowy pisze...

W końcu! Mam nadzieję, że będzie wszystko po myśli chłopców! Rozdział jest świetny! Zakochałem się w tym opowiadaniu! Świetnie opisujesz całe sytuacje!
Pozostaje mi się tylko modlić, że szybko nie zakończysz tego opowiadania.

Pozdrawiam! @OneMomentTo

Carrie pisze...

o cholera ... WOW. jacieniepiernicze ... to było genialne ! to chyba był najlepszy rozdział na świecie ! masakra ! ta cała akcja kiedy złapała ich policja ! myślałam że mi serce zmasakruje całą klatkę piersiową tak się zestresowałam ! myslałam że postrzela Louisa albo coś ale na szczęście tak się nie stało :D niesamowite. no normalnie to było niesamowite. cholera. ty musisz wydać książkę ! no po prostu MUSISZ ! boże i jeszcze Liam z tym pistoletem ! no nie mogę !
brak mi już słów. kłaniam się przed tobą nisko bo masz wielki talent i cholera zazdroszczę ci go ! jesteś zajebista i chyba się posram z tych wrażeń. dodawaj szybko rozdział bo już się nie mogę doczekać ;p

PS. sory że tak piszę jak jakaś potłuczona ale to przez ciebie ;p po prostu za dobrze piszesz :D

Życzę weny !
Carrie.

nikt ważny ._. pisze...

o kurde... super!!! ;D nie no dodawaj szybko bo muszę to przeczytać!!! ♥

Anonimowy pisze...

Na początku w ogóle miałam wrażenie, że pomyliłam blogi XD ale nie no fajnie, fajnie to teraz wygląda <3
Jej *__* powoli wszystko się wyjaśnia, oczywiście Chris jest niewinny, bo tatuś ma wysokie stanowisko i nikt nie może mu podskoczyć, Boże jak ja nie lubię takich ludzi. Szczerze to teraz jeśli coś czytam i jest tam imię "Chris" to od razu kojarzy mi się to z psychicznym chłopakiem który mści się na wszystkim co żyje.
Dziewczyno ty chyba nie jesteś świadoma co robisz z moim sercem i umysłem. Czytając twojego bloga odłączam się w ogóle od rzeczywistości i wyobrażam sobie to wszystko tak samo jakbym tam z nimi była, jakbym była w to zamieszana i cholernie im kibicuję. A jak przeczytałam policja i radiowozy to serce mało nie wyskoczyło mi z piersi, wszystko czytałam z zapartym tchem, wiedziałam, że muszą w końcu ich spotkać, bo byłoby to za łatwe gdyby udało im się uciec, ale nie spodziewałam się też, że ich spotkanie z policją nastąpi tak szybko :)
Ale w sumie jak masz gdzieś wtyki, to możesz wszystko robić, bo po znajomości wszystko ujdzie ci płazem.
Widzisz do czego mnie skłaniasz? Ja zwykle długo drążę temat i wszystko rozkminiam, ale twojego bloga i całą akcję to wyjątkowo długo.
Jestem strasznie ciekawa co tam się stanie, czy dadzą im to wszystko wyjaśnić, czy zostaną ułaskawieni, czy ktoś sprzeciwi się ojcu Chrisa? Ale mam mętlik w głowie od tego wszystkiego ale i tak cię kocham <3
Jesteś najlepsza razem ze swoim blogiem! Czekam na twoją książkę jak już mówiłam od początku...zbieram pieniądze na sponsoring, moja skarbonka powoli się zapełnia :D
Mam nadzieję, że kiedyś jakiś mądry producent postanowi wydać twoją książkę, a potem na jej podstawie zrobić film, który pewnie byłyby hitem!
Czekam na kolejny rozdział z ogromną ciekawością! :)
Pozdrawiam naszą polską, najwspanialszą pisarkę pod słońcem, która na pewno w przyszłości będzie dumą naszego narodu! @systemsamowolka

Pompon pisze...

ahhh! Niesamowity <3

Anonimowy pisze...

Jeeeejku! Jakie to cudne! Chyba zbliżamy się do końca :c buuuuu! Ale super rozdział.Co do nick'ów to ja byłam @paulencjaa ,ale jestem już @pollystylinson :)xx

Anonimowy pisze...

wow, wow i jeszcze raz WOW! brak słów po prostu. czytałam wszystko z zapartym tchem, rozdziawioną "gębą" i szeroko otwartymi oczami czytając każde następujące zdanie.
nie wiem ile ty musiałaś w życiu filmów obejrzeć i przeczytać książek że masz tak bardzo bogatą wyobraźnię. nie mam nic więcej do dodania prócz tego że masz ogromny talent i jak Ci już kilkakrotnie mówiłam liczę, że kiedyś usłyszę o Tobie w mediach i będzie mi dane przeczytać jakieś Twoje dzieło <3
informuj mnie w dalszym ciągu o kolejnych rozdziałach na Twitterze ♥
Twoja "fanka" (lol jak to brzmi XD)
@mysexyirish69

Anonimowy pisze...

dfkdfklfdsklfsdfdjndfjklfdufduhrekrjklrfuhfgjkfnjfddffdnfdfdjkrmnrnrfnhknjkjkfdjkfjjnfflknfdlkfdklnf

Natalia9954 pisze...

Dlaczego przerwałaś w takim momencie?! Przez Ciebie teraz będę się ciągle zastanawiać co będzie dalej! Ale i tak Cię uwielbiam :) Rozdział jak zwykle akjhakjdhakhaskdjga :P @Tuska54

Anonimowy pisze...

BOSKI! Kiedy następny? Co się stanie z Chrisem? I z Lou? I z Niallem? I Liamem? I Harrym? I Zaynem? I ze wszystkimi? kahdkjnkwe

Unknown pisze...

Ja nie żyje ty mnie zabijasz, ty mnie zabijasz swoim chlernie wielkim talentem, ludzie czemu tu jest tylko 18 komentarzy?! Targają mną chyba wszystkie możliwe emocje! Nie wiem co ty ze mną robisz ale rób tak dalej! Kocham cię, Kocham Dead. Nie wiem jak przybrać w słowa to co czuje... Czekam na następny i mam pytanie. Ile będzie wsumie rozdziałów¿
Pozdrawiam @nikiwi2468 xx

yershi pisze...

Jesteś niesamowita, ale już Ci to wcześniej pisałam. Jak na razie nie potrafię niczego innego napisać, odebrałaś mi "mowę" @ahmyrihanna
<3

Anonimowy pisze...

o mój boże ten rozdział jest poprostu genialny! dziewczyno ty masz taki talent. ta historia jest świetna, trzyma w napieciu i uzależnia ;D nie moge sie doczekać kolejnego rozdziału! @Official_Alex24

Anonimowy pisze...

To jest świetne! Uzależniłam się od tego, naprawdę! To jest takie genialne, ty jesteś genialna! Na prawdę masz talent. Kocham ten nowy szablon na blogu :)

Anonimowy pisze...

kocham tooooooooooooooooooooooooooo :)

Anonimowy pisze...

Ajjbjskdjd to jest geniaalne *.*
@trolololo__69

ewwta. pisze...

to. było. zajebiste. NAPRAWDĘ NAJLEPSZE OPOWIADANIE JAKIE W ŻYCIU CZYTAŁAM, DZIĘKUJĘ ♥

Anonimowy pisze...

Jak zawsze genialnie!! Jak ty to robisz? Nie wiem co będę robić jak skończywszy już to opowiadanie :( Nie nigdzie doczekać żeby się dowiedzieć jak to się wszystko rozwiąże. Będzie jeszcze coś o siostrze Liama?

alekslloyd pisze...

Wszystko to, co piszesz sprawia, że popadam w kompleksy , co do swoich opowiadań. Zawsze, kiedy czytam Twoje rozdziały mam wrażenie jakby dana sytuacja, wydarzenie, osoba, jej charakter – istniały naprawdę. Nie wyobrażam sobie życia bez DEAD’A, a co dopiero bez twoich opowiadań. Mimo tego, iż nie czytałam tego opowiadania od samego początku, przywiązałam się do tej historii i jestem pewna, że wiele czytelniczek podziela moje zdanie.
Czytając któryś rozdział w szkole, na lekcji niemieckiego dotarło do mnie, że każda z twoich postaci ma w sobie coś, co w pewnym sensie przypomina mnie. Wiem, mam dziwne rozumowanie, ale jestem przekonana, że cząstka po cząstce charakteru Louisa, Zayna czy Nialla była tworzona przez Ciebie z zaangażowaniem i precyzją, której, niestety, niektórym bloggerkom brak. Ostatnio zatraciłam się w czytanie jakiegokolwiek bloga, gdyż byłam i teoretycznie nadal jestem odcięta od sieci, ale zdaje sobie sprawę, że niektórzy piszą opowiadania po to, aby pisać. Nie przykuwają wagi do niczego. A ty to robisz – analizujesz mapę Nowego Jorku, aby czytelnik czytając twoje prace, czuł się jakby był w tej miejskiej dżungli. To jest zaleta dobrej pisarki!
Kocham w tym opowiadaniu wszystko: zironizowane teksty Louisa, analizującego wszystko Liama, dosłownie wszytsko. Nawet cholernie debilnego idiotę zwanego Chrisem, który wplątał w swój rozjebany świat Tomlinsona, Horana, Malika, Stylesa i Payne’a.
Mam nadzieję, że po tym projekcie – stworzysz coś równie niepowtarzalnego i równie fascynującego i wiedz, że ZAWSZE będę czytała Twoje opowiadania.
Czekam na rozwiązanie całej tej akcji,
Twoja czytelniczka <3

coto jest pisze...

moj nick chyba mowi o wszystkim

Anonimowy pisze...

Niesamowite,muszę to przyznać.

Anonimowy pisze...

Genialny rozdział... nie mogę doczekać się kolejnego..<3

potter pisze...

ŚWIETNY !!Kocham ten blog choć zaczełam go czytać wczoraj .Mam nadzieję że szybko napiszesz kolejny rozdział

else_007 pisze...

WOW! Więcej na razie nie jestem w stanie powiedzieć :)

xmar.y pisze...

CHCIAŁABYM BYĆ INFORMOWANA ;) @REBELLIOUSXOXO

greaseblow pisze...

O. MÓJ. BOŻE. ndcjgbvfuydg
jesteś genialna, serio! ubóstwiam to opowiadanie. Każdy rozdział mnie zaskakuje i wywołuje u mnie kolejną dawkę emocji. Zdecydowanie jest to jedno z lepszych opowiadań jakie miałam okazję przeczytać. No i ta boska fabuła, Jezu. bvjkdfvbhise
Akcja wciąż pędzi, moje nerwy ledwo wytrzymują, a tetaz jeszcze dowaliłaś policję. Oh God. Rozdział zajebisty, nie mogę doczekać się kolejnego, chcę kolejny! Ale jednocześnie nie chcę,bo wiem, że historia zmierza ku końcowi. :c
Ściskam! x
@greaseblow

Anonimowy pisze...

Jesteś moją boginią! Kocham DEAD-a! Z pewnością będę czytać twoje nowe dzieło - FALLING. :D