czwartek, 30 maja 2013

FALLING- II


  Holmes Chapel całkiem niedawno było miasteczkiem mało znanym, nieważnym, taki samym, jakich było wiele na świecie, nie tylko na terenie Wielkiej Brytanii. W sumie było ono takie małe, że śmiało można było nazwać je wsią i jakoś nikogo szczególnie to nie ruszało. Spokojne miejsce, spokojni ludzie, każdy zna każdego, słowem mówiąc, miłe miejsce. Całkiem blisko do Chester, nie aż tak drastycznie daleko do Londynu.
  Codzienny porządek zaburzyła jedna osoba, młody chłopak zgłosił się do Xfactora. Oczywiście informacja ta rozniosła się po całym terenie wsi- zaczęło się od rozmów między rówieśnikami tego chłopaka, a skończyło się na plotkach starych kobiet, które codziennie o siedemnastej spotykały się na ławce przy niedużym sklepie. Jednak do ludzi ta wiadomość zaczęła docierać dopiero wtedy, kiedy chłopak stanął na Xfactorowskiej scenie przed publicznością i jury, w towarzystwie nieznanych chłopaków.
  Niestety, zespół, który od tamtego momentu nazywał się One Direction, nie wygrał programu. Co tu mówić- wszyscy byli w szoku, bo ten band, pomimo, że nie był prawdziwym zespołem muzycznym, był w Wielkiej Brytanii popularniejszy niż wiele innych zespołów, które na koncie miały już kilka płyt i teledysków. Jednak nikt nie pozwolił tym chłopakom odejść- zaopiekowali się nimi profesjonaliści, a od tamtego momentu zespół zaczął rozwijać swoje skrzydła, aż dotrwali do wydania trzeciej płyty.
  I na tym historia bandu się zakończyła.
  W Holmes Chapel większość domów była taka sama, niczym specjalnym się nie różniły od siebie. Szczególnie ładnym był jeden, w którym kiedyś mieszkał Harry Styles. Czasem ludzie go widywali, ale nie było jakichś sensacji, co rok temu, kiedy obecność tego chłopaka równała się z tłumami i hałasami do trzeciej w nocy. Cóż, bycie celebrytą nie jest do końca proste.
  Zadbany ogródek, luksusowe samochody zaparkowane przed automatycznie otwieraną bramą- już na pierwszy rzut oka było widać, że ludzie zamieszkujący ten dom, nie mieli problemów finansowych. Albo dobrze się z nimi kamuflowali. Chociaż patrząc realistycznie, brytyjskie władze nie pozwalały zwykłym, przeciętnym obywatelom umrzeć z głodu, nie to, co działo się w innych krajach europejskich, zwłaszcza w tych położonych na wschodzie.

Harry

  Miałem bardzo płytki sen. Budziłem się co chwilę, cały zdyszany, jakbym właśnie przebiegł stukilometrowy maraton. Nawet nie wiedziałem, co mnie tak stresowało, co sprawiało, że nie mogłem nawet podnieść kubka z herbatą, jak normalny człowiek- bo albo się zamyślałem, a po paru sekundach kubek leżał rozbity na podłodze, bo z powodu poparzenia upuściłem go- albo dłonie drżały mi tak bardzo, że zwyczajnie szklanka wyślizgiwała mi się z dłoni. Moja mama już kilkakrotnie chciała zabrać mnie do lekarza, przez jej głowę przechodziły nawet takie myśli, jak choroba Parkinsona. Kiedy mi to powiedziała, byłem wściekły. I nie interesowało mnie to, że darłem się jak idiota, bo chcą ze mnie zrobić kalekę. Do teraz nie byłem w stanie sobie poukładać w głowie, dlaczego w sumie tak nerwowo zareagowałem. Przecież to były tylko przypuszczenia, troska, zmartwienia. A może właśnie ta troska mnie dobijała i irytowała? Chociaż sam nie mogłem jej się pozbyć, sam obdarzałem ją innych, zazwyczaj zbyt mocno? Albo bałem się tego, że pojadę do szpitala. Szpitale zawsze mnie stresowały. Miałem z nimi złe wspomnienia. Raz, że za dziecka widziałem, jak reanimują w nim mojego dziadka (i najgorsze było to, że nie odniosło to żadnego dobrego skutku), a dwa, że w szpitalu ja i moi przyjaciele widzieliśmy się ostatni raz. A jeszcze przed tą rozłąką, wykrzyczałem paskudne słowa do jednej z osób, która chciała mi powiedzieć coś ważnego, widziałem to po jego twarzy, po jego oczach, bo zawsze, jak był zdenerwowany czy zrozpaczony, te oczy mu błyszczały, bo były załzawione, ale ja go zbyłem. Skopałem jak psa. Jego łzy były ostatnią rzeczą, jaką zapamiętałem. Bo wtedy sam nic nie widziałem, sam miałem rozmazany widok. Bardzo tego nie chciałem. Okazywać słabości. Bo czy jest w tym jakiś sens? Lepiej jest zachować nieodgadniony wyraz twarzy, wzruszyć ramionami, sztucznie się uśmiechnąć, niż gadać dziesiątej osobie to samo, a za każdym razem nasze słowa tracą sens, robią się bardziej obojętne, wyprane z emocji. Im dłużej coś analizujemy, tym bardziej zdajemy sobie sprawę z tego, że tak naprawdę te nasze problemy są nieistotne, czyż nie? Kogo to obchodzi, co my czujemy, co my myślimy, co my chcemy powiedzieć? Zanim znajdziemy taką osobę, to musimy się nieźle namęczyć. I sęk tkwił w tym, że ja znalazłem taką osobę. I wyrzekłem się jej.
  Powiedziałem, że nienawidzę. 
  Czasem ból, jaki ktoś nam wyrządzi, jest w stanie zrobić z nas egoistycznych dupków. Bo my, bo my, bo my, po cholerę nam wyjaśnienia innych ludzi, jak to my jesteśmy poszkodowani, my jesteśmy ofiarami, inni się nie liczą, bo oni nie czują tego, co teraz siedzi w nas! I gadamy bzdety, pierdoły, myśląc, że o to właśnie chodzi. Żeby wykazać swoją frustrację, otwarcie pokazać ludziom, że jesteśmy źli. Robimy z siebie żałosne ofiary, a potem dziwimy się, że ludzie są zirytowani tym, co mówimy, tym, co robimy, są zirytowani nami. Bo wiecznie się nad sobą użalamy i nie dopuszczamy do siebie myśli, że ktoś naprawdę może mieć gorzej od nas. Każdy z nas przechodzi osobistą kwarantannę. 
  Prawda, a jednocześnie słaby argument.
  Wywlokłem się z łóżka, co szło mi dosyć opornie, jak zresztą każdego rana. Sięgnąłem po grube skarpety, które leżały na dywanie i po dres. Wyszedłem z pokoju, a na korytarzu złapałem swoje zagubione spojrzenie w lustrze.
  Z niesmakiem spojrzałem na tatuaże, które pokrywały moje ciało. Wyglądałem jak żywy brudnopis i musiałem stwierdzić, że ten motyl, wytatuowany na brzuchu, zaczynał mnie powoli irytować. Gdyby chociaż był mniejszy...
  Westchnąłem ciężko, potrząsając lokami.
  W kuchni stała moja mama, oparta o blat i przeglądająca jakiś magazyn. Wymruczałem "cześć" i sięgnąłem po kubek leżący obok mikrofali.
- Dzisiaj ja to zrobię - odezwała się, wyciągając mi z rąk kubek. - Herbata?
- Kawa - mruknąłem. - Ale zimna.
- Okej.
  Sięgnąłem po jabłko.
- Co czytasz? - zerknąłem na gazetę. Wzruszyła ramionami.
- Babskie sprawy - odparła, uśmiechając się. Gdy zrozumiała, że nie zamierzam odwzajemnić uśmiechu, wzdychnęła ciężko, postawiwszy kawę przede mną. - Harry, zapomniałeś, jak się uśmiechać? To naprawdę nie jest trudne.
  Uśmiechnąłem się, ale zaraz przyjąłem swój zwyczajny wyraz twarzy.
- Nie o takie coś mi chodziło, stać cię na lepiej.
- Nie lubię tego - powiedziałem, pocierając dłonią oczy.
- Czego? - uniosła wyregulowane brwi.
- "Stać cię na lepiej". To my chyba wiemy najlepiej, na ile nas stać, a nie ktoś, kto udaje geniusza we wszystkich dziedzinach życia.
- Ostatnio stałeś się bardzo refleksyjny.
  Odgryzłem kęs jabłka.
- Dlaczego najgorsze rzeczy przychodzą do nas za darmo?
  Zaskoczyłem mamę tym pytaniem. Zmarszczyła brwi.
- A kto by płacił za coś, co sprawi nam ból?
- To dlaczego ten ból w ogóle istnieje?
- Cóż, nikt nie powiedział, że życie będzie bajką, z obowiązkowym dobrym zakończeniem.
- A czy Bóg istnieje?
- Harry?
- Pytam się, nic takiego.
- Dosyć zastanawiające te pytania.
- Ale nie udawaj, że nigdy nad tym nie myślałaś. Czy Bóg istnieje?
- Uhm, cóż, jestem chrześcijanką, więc... tak. Bóg istnieje.
  Parsknąłem.
- Sranie w banie.
- Harry, nie rozumiem...
- Ja też wielu rzeczy nie rozumiem, między innymi aspektu z Bogiem. Skoro jest dobry i tak się o nas martwi, to dlaczego pozwala na takie gówno, jakie nas codziennie spotyka? I co gorsza, dlaczego nie pomaga nam przetrwać tego wszystkiego? Dlaczego jest do dupy? Dlaczego ludzie chorują? Dlaczego przyjaciele odchodzą? Dlaczego komuś dobrze się powodzi, a ktoś inny ryczy w poduszkę, bo nie wie, na co wydać ostatnią kasę? Dlaczego Bóg nie interweniuje w te sprawy? Odpowiedź brzmi: bo ma nas w dupie. Albo nie istnieje! Ktoś kiedyś zrobił sobie jaja, a naiwni ludzie w to uwierzyli, bo chcą w coś wierzyć i chcą mieć na zło tego świata jakieś usprawiedliwienie, że jest diabeł i to wszystko jest jego sprawką. A diabeł w ogóle nie powinien istnieć, bo skoro Bóg jest taki wielki, to tylko palcem by pstryknął, i bum! Diabła nie ma! Wszyscy szczęśliwi! Pieniądze lecą z nieba! Choroby znikają, ludzie zdrowi, hulaj dusza!
  Zapadła cisza, którą czasem zamącałem swoim mlaskaniem. Mama patrzyła się na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, jakby to, co powiedziałem, było ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewała. Byłem sfrustrowany i w tamtej chwili robiłem wszystko, żeby ją zdenerwować czy chociażby zirytować, chciałem konfrontacji. Wiedziałem, że będę tego żałować, bo to mama, ale w myślach tylko wzruszałem ramionami na te myśli.
- Nie rozumiem twojej złości - odezwała się w końcu, przełykając ślinę i myśląc nad czymś. Oparła łokcie o blat. - Ostatnio jesteś nie do wytrzymania. Co gorsza, nie wiem, co ma na to taki wpływ.
  Roześmiałem się, nie szczędząc w tym ironii. Wydawać by się mogło, że to zignorowała.
- Również nie chcesz nic mówić o chłopakach.
- Co masz na myśli, mówiąc "chłopakach"?
- Liam, Zayn, Harry i Louis.
  Louis.
  Auć!
- Tu nie ma o czym mówić - fuknąłem. - One Direction zakończyło swoją jakże żałosną karierę. Czy jest w tym zdaniu coś niejasnego, coś, co budzi wątpliwości?
- Wątpliwości to co najmniej budzą twoje wieczne fochy, sarkazmy i frustracje! Jak kobieta podczas okresu, a nawet gorzej.
- Wiesz, mamo, pewnych rzeczy jest lepiej nie wiedzieć - wstałem, żeby wyrzucić ogryzek do kosza na śmieci. - Najważniejsze jest to, że masz teraz dzięki mnie tyle kasy, że możesz polecieć sobie na Hawaje, ot, tak, na kawę. Cieszysz się?
- Nie.
- Ja też się cieszę. Cholernie się cieszę, mamo. Życie jest piękne, co? Spełniłem swoje zasrane marzenia, hej, jestem spełniony! Mogę umierać, Jezusie! Jeśli mnie słyszysz, widzisz, cokolwiek, to wiedz, że dzięki twojej pierdolonej łasce, poznałem prawdziwych przyjaciół, a nawet miałem fanów! - wydarłem się. Spojrzałem na mamę, która siedziała przy stole, chowając twarz w dłoniach. - I zrobiłem sobie tatuaże! Jebany motyl na brzuchu, to jest to!
  Złapałem za kubek, czując, jak coraz bardziej drżą mi ręce. Wrzuciłem go do zlewu, obserwując, jak ciemny płyn spływa mi z dłoni, na którą przy okazji wylałem przypadkowo obrzydliwą, zimną kawę bez cukru i mleka. Chwyciłem za gazetę, którą przeglądała parę minut mama.
- Och, dlaczego nic o mnie nie piszą?!
  Cisnąłem ją na podłogę. Zostawiwszy cały ten bałagan i załamaną mamę, wyszedłem z kuchni. Wchodząc po schodach na piętro, miałem wrażenie, że stopnie skaczą mi przed oczami, jakbym wchodził na jakąś zakazaną wieżę. Było to nieprzyjemne uczycie i miałem chęć, żeby zwymiotować.
  Poczułem, jak łzy spływają mi po policzkach. Znowu. Nie potrafiłem sprecyzować, czy to były łzy smutku, wściekłości, czy bezsilności, najprawdopodobniej wszystko to się skumulowało, nie dając mi nawet sekundy spokoju, żeby złapać głęboki oddech. Straciłem totalnie widoczność, załzawione oczy wszystko wokół mi rozmazały i w dodatku opadła mi grzywka. Nie chciałem wracać do swojego pokoju, nienawidziłem tych czterech ścian, w ogóle nienawidziłem tego domu, nienawidziłem siebie.
  Nienawiść, nienawiść, nienawiść. W tamtej chwili mogłem zrobić wszystko.
  Wszedłem do pokoju Gemmy, której nie było w domu, siedziała w Londynie na studiach. Zamknąłem drzwi i rzuciłem się na jej idealnie pościelone łóżko, uderzając się przy okazji o coś w zęby. Boleśnie. Syknąłem, poczułem metaliczny smak krwi w ustach. Nie chciało mi się na to reagować. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że rozbeczałem się na dobre. Miałem drgawki, nie mogłem złapać powietrza.
  Poczułem się dokładnie tak, jak wtedy.

  Poczułem bolesny ból w brzuchu, potem na twarzy, a potem... potem dosłownie wszędzie.
  Leżałem na starym, dziurawym chodniku, oparty o jakiś mur, na którym ktoś stworzył obrzydliwe graffiti. Było ciemno i zimno. 
- Pedałów trzeba tępić!
  Szyderczy śmiech roznosił się echem w mojej głowie, nie miałem nawet odwagi, żeby otworzyć usta, unieść głowę. Nie miałem też na to siły. Czułem się... beznadziejnie. 
  Przygryzłem boleśnie opuchniętą i zakrwawioną wargę, byle nie poleciały łzy.
- Słuchaj, Styles - usłyszałem syk tuż przy prawym uchu. - Dobrze ci się powodzi, co? Nie bądź chamem, podziel się trochę.
- Ha, ty głupi jesteś! On ci nawet funta nie da!
- Jak faktycznie nie da, to to samo spotka kogoś ważnego dla tego gejucha.
- To znaczy? 
  Chłopak przy moim uchu tylko się śmiał. Po chwili inni też zaczęli się śmiać.
- Chyba sobie jaja robisz - zarechotał któryś.
- Ha, właśnie nie! Słuchaj, pedale, pięćdziesiąt tysiaków na za tydzień. Tutaj. Mam w dupie fakt, że pewnie będziesz w Tokio, żeby lizać dupy swoim fanom, którzy sikają w gacie na twój widok. Ale doceń to, że dałem ci tydzień, bo to dla ciebie żaden problem, mógłbyś nawet teraz to zrobić. Ale cóż... cały zakrwawiony i do banku... nie byłoby to na naszą korzyść. 
- A jak tego nie zrobisz, to ta twoja siostrunia-cnotka... nie będzie już taką cnotką! - usłyszałem śmiech. Serce mi zamarło.
- Odpierdol się - wysyczałem, próbując wstać. 
  Nie dało rady.
  Usłyszałem tylko przekleństwa i poczułem, jak ktoś uderza mnie w głowę.
  A potem było tylko ciemno.


- Hej, Hazza. 
  Louis zmarszczył brwi i zmrużył oczy, patrząc na mnie uważnie. Zilustrowałem go wzrokiem. Grzywka podniesiona do góry, uwaga w oczach, zaciśnięte usta, t-shirt odsłaniający jego ramiona pokryte tatuażami, podobnie jak moje, czy Zayna. Spodnie dresowe, czarne vansy. 
- Co jest? - zapytałem, przystając, bo stanął mi na drodze.
- Gdzie idziesz?
- Ja? - uniosłem brwi do góry. - Postanowiłem wpaść do mamy. Dawno się z nią nie widziałem. W Madrycie będę już z wami, dolecę samolotem.
- Ale do Madrytu lecimy za jakieś trzy godziny, jaki jest sens wpadnięcia do mamy na godzinę? Samolotem? 
- Jeśli chodzi o sprawy materialne, to raczej nie odniosę wielkich strat - spróbowałem się uśmiechnąć, ale Louis wciąż uważnie się na mnie patrzył. Nie spuszczał ze mnie wzroku, mrużąc oczy jeszcze bardziej. Złożył ręce na klatce piersiowej, stojąc w lekkim rozkroku.
- Kitujesz - powiedział tylko.
- Boże, Louis, mówię...
- Boże, Harry - zaczął naśladować mój ton, z tą różnicą, że ironizował, a ja mówiłem spokojnie. Jeszcze. - Co się z tobą dzieje, chłopie? Spędzasz z nami coraz mniej czasu. Masz nas dość, czy co? Chociaż szczerze w to wątpię, raczej bardziej prawdopodobne jest to, że coś przed nami ukrywasz. I w dodatku myślisz, że tego wcale nie widać. Już wspominałem, że kiepski z ciebie aktor? 
  Przewróciłem oczami.
- Ja też tęsknie za rodziną, jak zresztą każdy z nas, ale nawet nie chciałoby mi się telepać w samolocie dwa razy w ciągu jednego dnia, i to tylko po to, żeby powiedzieć mamie "cześć". Bo będziesz mieć aż tak dużo czasu na rozmowę z nią, że aż wcale. Nawet kawa nie zdąży zrobić się zimna.
- Nie piję gorącej kawy - pokazałem mu język. Tym razem to on przewrócił oczami. Doskonale znałem ten jego stan. Był zirytowany, miał zamiar dopiąć swego, ale pomimo tego, słuchał uważnie i chciał pomóc, nie zbywał. W sumie, to Louis nigdy nikogo nie zbywał. Nawet jak miał zły humor i był zmęczony, jeśli ktoś chciał mu coś powiedzieć, nie mówił czegoś w stylu "Ej, dobra, jutro, chcę spać, okej?", tylko pochylał się ku tej osobie i słuchał. Po prostu. To była jedna z dosyć wielu rzeczy, które w nim lubiłem. Dar słuchania. To znaczy, każdy z zespołu był dobrym słuchaczem, ale prawda była taka, że Louis najlepiej odgrywał tą rolę. Zayn, podobnie jak Liam, również potrafili udzielać rad i w ogóle, Niall na wszytko spoglądał optymistycznie, a Louis był realistą. Nie głaskał po główce, ale też nie chciał jakoś przesadnie dołować. Dlatego nie cierpiałem czegoś przed nim ukrywać, ale gdybym miał... miał to powiedzieć... Louis by mnie najprawdopodobniej zabił. I reszta bandu zresztą też.
  Czułem, jak z dnia na dzień to mnie przerastało, to samo pchało się na usta, że...
  ... że miałem wrogów. I oni chcieli mnie wykończyć.
  Louis westchnął ciężko i odszedł, kręcąc niedowierzająco głową. Chciałem powiedzieć: Wróć. Takie coś łamało mi serce.
  Ale nie mogłem tego zrobić. Bo wtedy byłoby jeszcze gorzej.

  Louis w Xfactorze.
  Louis na scenie podczas trasy Up All Night.
  Louis w studiu, śpiewający Over Again.
  Louis rozmawiający z rudym chłopakiem, przyjacielem zespołu, o trzeciej płycie.
  Louis, który się śmieje, bo leci dobra komedia w telewizji.
  Louis "bijący się" z Niallem.
  Louis tłumaczący Liamowi choreografię na trasę do Never look back.
  Louis podający Zaynowi talerz z kolacją.
  Louis naprzeciwko mnie, słuchający z uwagą tego, co mówię.
  Louis z uśmiechem, Louis smutny, Louis zły.
  Louis w szpitalu.
  Louis tchórz.

  Louis, pierdol się.

***
Wena wraca! *oklaski*
Chciałam powiedzieć/napisać tylko, że przez ten tydzień nie będzie nic nowego, bo wyjeżdżam! Dlatego bądźcie cierpliwi, nie denerwujcie się, chillout, lajt!
Przez głowę ostatnio przeszła mi myśl: A może coś z Deadem jeszcze? Druga część? Bo szczerze mówiąc, to moja wyobraźnia zrobiła mi niespodziankę i podsunęła pomysł na takie coś, ale, cóż, to byłoby dopiero po Falling, zresztą, niczego Wam nie obiecuję.
Kocham Was! Co zresztą już wiecie, więc...
PS. Kto nie oglądał Incepcji, nie wie, co traci. Na końcu rozbeczałam się jak dziecko. Mega inspirujący film.





13 komentarzy:

Ollie pisze...

jesteś za dobra. przez ciebie mam kompleksy, wiesz? kolejny foch? może...
Kocham Cię! <3
@knyycio

Junio pisze...

BOŻE HTIUHGTRIHRIHGI GENIUSZ, JAK TY TO ROBISZ? <3

Wiesz, że jak mama Harry'ego wymieniała imiona chłopaków to zamiast Niall powiedziała Harry? xD

Anonimowy pisze...

Druga część dead'a to by było coś!To opowiadanie też jest oczywiście świetne i kocham cię! :* x @pollystylinson

nikt ważny ._. pisze...

super.... ♥ dodawaj szybko ^.^ podoba mi się ! ;d

Anonimowy pisze...

O M G. Tyle po przeczytaniu. Piękny. *__* Myliłam się, że nie za prędko przekonam się do tej historii. Rozdział jest przepiękny, nic ciągle się nie wyjaśnia, ale jest ciekawie. Czekam na kolejny. *_*

yershi pisze...

Już tyle razy pisalam Ci na twitterze, że jesteś niesamowita i masz ogromny talent, że już nie wiem co napisać tutaj. Odebrało mi mowę. A to nie zdarza się często. Tyle w temacie. Czekam na kolejny rozdział!
@ahmyrihanna

Zapraszam do siebie, startuję z własnym opowiadaniem i liczy się dla mnie Twoja opinia :)
http://a-few-days-in-sky.blogspot.com

alekslloyd pisze...

Niesamowity rozdział!
- jak zawsze, zresztą.
Już ci kilka razy to piałam, ale napiszę jeszcze raz: Twoje opowiadania są nie-z-tej-ziemi. Nawet ja nie potrafię napisać czegoś aż tak dobrego!
O tej porze włączyłam specjalnie pana Laptopa, aby przeczytać rozdział Falling. I nie żałuję.
Co do fabuły: wypowiedź Stylesa, co do istnienia Boga była bardzo intrygująca. Po części chłopak miał rację, ale nie chce rozwijać tego wątku...
Bardzo podobała mi się sama końcówka rozdziału. Louis to, Louis to, Louis tamto i na końcu "Louis pierdol się!" ~ nadaje temu wszystkiemu charakteru. Twój blog ma charakter.
Druga część Deada? Jestem na TAK!
Miłej wycieczki. Obyś pogodę miała :]
Looove, xoxo

Carrie pisze...

"Czasem ból, jaki ktoś nam wyrządzi, jest w stanie zrobić z nas egoistycznych dupków. Bo my, bo my, bo my, po cholerę nam wyjaśnienia innych ludzi, jak to my jesteśmy poszkodowani, my jesteśmy ofiarami, inni się nie liczą, bo oni nie czują tego, co teraz siedzi w nas!"
mój ulubiony fragment :D

kurde dziewczyno, jak czytam twojego bloga to czuje jak robię się mądrzejsza. w tym wszystkim co piszesz czuje jakbyś czasami pisała o mnie i dzięki tobie zaczynam zastanawiać się nad sobą i myślę: "cholera, ona ma racje."
nie mam pojęcia jak ty to robisz ale robisz to zajebiście ! przeczytałam dużo książek, mam dużo ulubionych, ale chyba twoje opowiadania zajmują czołowe miejsca i muszę mieć twoją książkę !

piszę to już nie wiem ile razy. w każdym komentarzu piszę to samo. no ale jak mam tego nie pisać jak to prawda ? JESTEŚ GENIUSZEM ! uwielbiam cię i kocham cię normalnie ! oddałabym wszystko żeby pisać tak jak ty !

a co to drugiej części DEADa.. JESTEM NA TAK ! :D
uwielbiam cię do cholery no i masz wydać tą książkę :D

Carrie.

Natalia9954 pisze...

Co się wtedy stało w szpitalu? I co za debile napadli Harrego? Jak zawsze fajnie i tajemniczo. Czekam na następny. @Tuska54

smile131008 pisze...

Cieszę się, że wena wróciła. Rozdział niesamowity. Emocje bohaterów były opisane w każdym detalu. Okropnie wciągnęłam się w to opowiadanie, mimo że to dopiero drugi rozdział.
Uważam, że kontynuacja DEAD'A to genialny pomysł!
Życzę miłego wyjazdu:D

Anonimowy pisze...

Jesteś cudowna. kolejne opowiadanie zdaje się być tak samo dobre jak DEAD! Kurde... Uwielbiam cię! Kontynuacja DEADa - czemu nie! Skoro polecasz Incepcje to jutro sobie ją obejrzę. Pozdrawiam. :)

Pompon pisze...

niesamowty <3

coto jest pisze...

o łał