czwartek, 11 lipca 2013

DEAD: ALIVE- IV

Wszystkie pytania zadajcie w komentarzach pod tym rozdziałem, odpowiem na wszystkie pod kolejnym, czyli piątym. Oczywiście jeśli są. 

***

Nicki

  Byłam w centrum Nowego Jorku, ale pomimo tego faktu, było cicho, nic tego nie zamącało. Była to jedna z moich ulubionych ulic, rzadko tutaj przejeżdżały samochody, więc można było śmiało iść środkiem asfaltowej drogi. A jak już pojawiało się jakieś auto, to po to, żeby zaparkować przy krawężniku chodnika, bo ulica ta była między dwoma wielkimi blokami mieszkaniowymi. Gdy człowiek tamtędy przechodził, to miał wrażenie, że przeciska się przez dwa gigantyczne szczyty, gdy spoglądało się w górę, kręciło się w głowę. Bloki te były brązowe, z tej strony nie było żadnych okien, tylko mnóstwo schodów przeciwpożarowych, wyglądające jak labirynty. Kropił deszcz i powietrze pachniało kebabem, bo nieopodal była mała knajpka. W niezbyt dobrym stanie, ale jedzenie było w porządku, tak na marginesie.
  Zaczęłam powoli iść w kierunku centrum, delektując się chwilą ciszy, bo ta uliczka była naprawdę jak oddzielne miasto, oddzielny świat, oaza na pustyni. W wakacje zazwyczaj roiło się tu od chłopaków z deskorolkami, ale teraz była późna jesień, a w zasadzie wczesna zima, tylko, że nic nie wskazywało na to, że miałby w najbliższym czasie padać śnieg. A Nowy Jork w zimę jest jeszcze piękniejszy, zwłaszcza w święta. Jedynie odśnieżone były ulice, które przez cały rok były czarne, czyli tak, jak być powinno, chodniki i oczywiście dachy galerii handlowych i innych wieżowców. Na placach zazwyczaj znajdowały się karmniki dla ptaków, a właściciele pobliskich sklepów wrzucały tam jakieś okruszki. A w sylwester wszystko, dosłownie wszystko, nabierało kolorów. Nowy Jork łatwo potrafił wzbudzić miłość, ale też nienawiść.
  Byłam na końcu mojej "oazy", kiedy z jej końca usłyszałam krzyk, który momentalnie zepsuł atmosferę i zniszczył mój dotychczasowy spokój ducha. Odwróciłam się na pięcie i mrużąc oczy, starałam się dostrzec tą osobę, która krzyknęła. Nie był to kobiecy głos. 
  Zawróciłam. Spoglądałam wszędzie, na schody, nawet na dachy obydwóch bloków, ale nic nie widziałam. Krzyk powtórzył się niespodziewanie, podskoczyłam ze strachu w miejscu. Odetchnęłam głęboko, zacisnęłam pięści i starając zachować swój spokój, skręciłam w ślepy zaułek, na którego końcu ktoś leżał, druga osoba nad nim stała pochylona, a trzecia...
  Wtedy ktoś na mnie wpadł, a w rezultacie upadłam boleśnie na chodnik, cudem omijając głową wysoki krawężnik. Ta osoba mocno mnie ścisnęła, blokując moje ruchy.
- Puść mnie, ty...
- On nie żyje! - odwróciłam głowę w drugą stronę. Osoba leżąca na mnie starała się, żebym nie spoglądała tam, ale ugryzłam ją w palec, żeby zostawiła moją głowę w spokoju. 
  Harry Styles również był przytrzymywany przez faceta z czerwono-czarną chustą zaciągniętą na twarz, w taki sposób, że było widać tylko jego czarne oczy. Styles darł się jak opętany, wierzgał się coraz energiczniej, przeklinał jak nigdy i powtarzał jedno zdanie cały czas: on nie żyje, on umarł, on nie żyje, to już koniec. W jego stronę szła wysoka i szczupła blondynka. 
- Samantha, ty suko, obiecuję ci, że skończysz tak samo, jak Louis! - wrzasnął i poczerwieniał na twarzy. - Nigdy nie unoszę ręki na kobiety, ale dla ciebie zrobię wyjątek, dziwko.
- Arty, zabierz Tomlinsona.
- Chyba chciałeś powiedzieć: jego ciało.
- Teraz już wszystko jedno. Panie i panowie: koniec rewolucji!
  Stary facet podszedł do Stylesa. Zauważyłam, że trzymał w dłoni scyzoryk.
- Skoro tak ci szkoda Louisa, to się z nim zaraz spotkasz - przyłożył mu go do gardła. Wrzasnęłam, Harry się wyrwał, a ja dostałam czymś w głowę.

  Najbardziej irytujący dźwięk na świecie, czyli budzik, stał się moim wybawcą. Podniosłam się na łóżku.
- Boże święty - mruknęłam. Ospałymi ruchami wyciągnęłam zielony szlafrok spod łóżka, zarzuciłam go na siebie i zeszłam po schodach do kuchni. Mama miała wolne, więc nie zdziwił mnie jej widok, zabieganej przy garnkach od rana.
- Co robisz? - nalałam herbaty do i tak nieswojego kubka i spojrzałam przez jej ramię na patelnię. - Szpinak?
- Na obiad będzie makaron ze szpinakiem i innymi duperelami - powiedziała wymijająco i ziewnęła.
- Widzę, że nie tylko ja źle dziś spałam - mruknęłam i usiadłam przy stole, na miejscu, gdzie zazwyczaj siedział Zayn, chociaż specjalnie długo nie zdążył u nas pomieszkać, szczerze mówiąc.
- Coś ci się śniło złego?
- Nie. Tak po prostu - wzruszyłam ramionami. - Chciałabym na jakiś tydzień, ewentualnie dwa, pojechać do Manchesteru.
- Do Manchesteru? Po co?
- Do Emmy, tak jak rok temu. Wtedy chyba też przed świętami u niej byłam. Z Liamem. Z tą różnicą, że wytrzymał u niej dwa dni.
- Nie lepiej do Londynu? Będzie ci swobodniej...
  Parsknęłam śmiechem.
- Tak, na pewno przy piątce chłopaków będę czuć się swobodniej, niż przy przyjaciółce. Jestem tego pewna.
- Przestań z tym sarkazmem - westchnęła. - Może od razu chcesz makaron ze szpinakiem?
- Nie lepiej kupić pizzę? Fakt, że bawisz się w kuchni, trochę mnie przeraża. Wolałabym zapomnieć o twoich ostatnich truskawkowych sajgonkach.
- To był eksperyment - odparła.
- Zrób mi tosty. Kiedy bym mogła jechać do Manchesteru? 
- Kiedy chcesz. W szkole masz wszystko pozaliczane, prawda?
- Taa. To pojutrze pojadę.
- Rozmawiałaś wczoraj z Liamem? 
- Nie, a co? 
- Trochę się martwię. Codziennie dzwonił.
- Jezu, mamo. To nie dziecko, okej? Raz nie zadzwonił, a już siejesz panikę.
- Po pierwsze, nie sieję paniki, tylko się zapytałam. A po drugie, to jak będziesz miała w przyszłości własne dzieci, to zobaczysz, jak to jest.
- Co myślisz o Louisie?  - zmieniłam temat, spoglądając na nią uważnie. Uniosła brwi (które, swoją drogą, już potrzebowały henny) do góry.
- Louis Tomlinson wydaje się być w porządku - wzruszyła ramionami.
- No właśnie, wydaje się być.
- Teraz to ty przesadzasz. Wszyscy wiedzą, że jest sprawiedliwym człowiekiem.
- Naprawdę sądzisz, że siedział w więzieniu tyle lat, bez nawet najmniejszego powodu? Może ma coś na sumieniu, tylko nikt już na to nie chce zwracać uwagi?
- Czy ty nie widzisz, co teraz się dzieje? Ludzie dostali szajby, niedługo będą wybory na nowego prezydenta. Teraz to jest tutaj prawdziwa demokracja, lud rządzi dosłownie. I to wszystko zaczęło się od jednej osoby, od Louisa. Poza tym, to Zayn dużo nam opowiedział o jego rodzinie, przeszłości, o wszystkim. Skoro on mu zaufał razem z Liamem, nie mówiąc już o Harry'm i Niallu, to coś jest faktycznie na rzeczy. Przestań już być taka podejrzliwa, bo uwzięłaś się na niego. 
- Nie uwzięłam się, po prostu biorę wszystko pod uwagę!
- Jesteś okropnie do niego uprzedzona i zachowujesz się beznadziejnie. A co gorsza, takich ludzi jak ty, jest więcej. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jak Louis musi się teraz czuć? Co z tego, że jest wolny? Tak naprawdę to wciąż nosi ogromny ciężar na swoich barkach, a ty, między innymi, sprawiasz, że jest coraz słabszy i niedługo ugnie się pod tym ciężarem. Zamiast stopniowo to zdejmować, ty jeszcze bardziej dokładasz. Pomyśl o tym, Nicki. Zastosuj wobec niego trochę empatii i schowaj te pazury.
- Wiesz, trudno jest zaufać osobie, która tyle przeszła. To też powinnaś zrozumieć.
- Żeby komuś zaufać, trzeba z tą osobą po prostu rozmawiać, spędzać z nią czas. A ty nawet do Londynu, do nich nie chcesz jechać. Nie starasz się o to zaufanie. Bezpodstawnie go oceniasz.
- A nie boisz się, że jego obecność może również i na nas zrzucić ten ciężar i niebezpieczeństwo?
- Co masz na myśli, mówiąc: niebezpieczeństwo?
- Jak sama powiedziałaś, jest dużo ludzi uprzedzonych do Louisa. I sądzę, że będą się starać go wyemilinować. A teraz cały czas trzyma się z Liamem i Zaynen, a oni są powiązani z naszą rodziną. Z nami. To jest w pewnym sensie jakieś niebezpieczeństwo. Nie boisz się tych ludzi?
- Ludzi nie wolno się bać, Nicki. Wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Problem tkwi w tym, że nie wiemy, dokąd.
- A śmierci się boisz?
- Boże, Nicki, jedyną rzeczą, której się teraz boję, są twoje pytania.
- Ugh. - Dopiłam swoją herbatę.

Louis

  Ludziom brak taktu i zrozumienia, ale za to są niesamowicie bezpośredni i egoistyczni. 
  Myślimy o tym codziennie, ale nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że my też tacy jesteśmy. Też jesteśmy egoistyczni i brak nam zrozumienia w stosunku do innych. Czasami myślimy inaczej i sądzimy, że znamy siebie na wylot. Nigdy nikt nie pozna siebie na sto procent. Do tego potrzeba lat praktyki i doświadczeń. Przecież gdybyśmy tak dobrze siebie znali, wiedzielibyśmy, jak postąpimy w takiej i takiej sytuacji, a wystarczy tylko się nas zapytać, co zrobilibyśmy, gdyby coś się stało. Długo nad tym myślimy, ale odpowiedzi i tak pewni nie jesteśmy. Bo przecież nikt z nas nie jest jasnowidzem. 
  Nie jesteśmy w stanie określić, co my byśmy zrobili, ale ocenianie innych osób i ich zachowań, przychodzi nam zaskakująco łatwo, prawda? Gdzie tutaj jest sens?
  Prosty przykład: zadaj sobie pytanie: co byś zrobił, gdyby twój dom stał w płomieniach, a w środku byłaby twoja rodzina, twój dobytek, po prostu wszystko?
  Cóż, większość osób odpowiedziałoby, że pobiegliby na ratunek, ale nie jesteśmy tego jednak pewni na sto procent. Nie wiemy, jak dokładnie wyglądałaby sytuacja i co zrobiłyby z nami emocje.
  Ale jesteśmy bardziej pewni siebie, jeśli usłyszymy pytanie: co zrobiłby twój przyjaciel w takiej sytuacji? Ocenianie drugiego człowieka to coś, w czym jesteśmy wszyscy dobrzy. Albo tylko nam się tak wydaje.
  Jesteśmy również bardzo łatwowierni. Mówi się, że w plotki wierzyć nie można, ale często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że te wszystkie mówione nam tajemnice, również mogą być plotkami. Bo powtórzę pytanie: czy jesteśmy jasnowidzami? Czy wiemy, kto o czym teraz myśli? Nie. Tutaj tkwi ten problem. Nie możemy wierzyć we wszystko, co nam ktoś powie. Oczywiście nie znaczy to, że mamy być całkowicie nieufni i wszystkich ignorować, bo wtedy takie coś odwróci się przeciwko nam. I będziemy sami. A potem nie będziemy ufać nawet sobie. Brak samoakceptacji jest najgorszy, bo jeśli sami siebie nie zaakceptujemy, ludzie wokół będą mieć z nami również ten problem. Gdy nie czujemy się sami ze sobą swobodnie, gdy nie możemy spoglądać w lustro, sprawiamy, że inni ludzie wyczują nasze zdenerwowanie i będą tym po czasie zirytowani. Bo ile można się nad sobą użalać?! Jasne, że od tego są, by nam pomóc, w końcu człowiek jest dla człowieka, sami byśmy zwariowali, ale tak samo możemy oszaleć, gdy ktoś bezpodstawnie wmawia sobie jakieś głupoty, że jest taki i taki, chociaż to nieprawda. Ludzie potrzebują pochwał. Krytyka jest dla nich nie do przyjęcia. Nasze wyczuwanie ironii również jest kiepskie. Ogólnie sprawę biorąc, to człowiek jest najbardziej skomplikowanym gatunkiem na tym świecie. Nie możemy być nieufni, ale nie możemy również zaufać komuś na sto procent. Twierdzimy, że krytyka buduje, ale gdy się z nią spotkamy, zwala nas z nóg, bo osłonka pochwał okazała się być zbyt słaba. Jest w nas tyle sprzeczności, prawda? 
  Jak się ich pozbyć?
  Trzeba po prostu rozmawiać. Nie bać się ludzi, nie bać się rzeczywistości, nie bać się tego, co jest wokół nas. Potrafimy mówić, to wykorzystujmy ten fakt.
  Powinniśmy opanować do perfekcji przekształcania wszystkiego na swoją korzyść.
  Powinniśmy być wyrozumiali i słuchać. Bo jednak mówienie nie załatwi wszystkiego.
  Bo mówić możemy. Problem rodzi się wtedy, kiedy nie mamy do kogo.

- Joel Zatzmichen oficjalnie na wolności, czyli niedoszły morderca i przywódca grup o zastanawiających działalnościach, odsiedział cierpliwie swoją karę. Zdania ludzi są podzielone, lecz większość pytanych twierdzi, iż taki człowiek stwarza niebezpieczeństwo, nie tylko dla samych władz Stanów Zjednoczonych, ale również dla samego narodu. Amerykańskie ulice wciąż są przepełnione ludźmi, którzy chcą być na bieżąco z obecną sytuacją, powszechnie nazywaną współczesną rewolucją wywołaną przez Louisa Tomlinsona.
- W Londynie doszło natomiast do strzelaniny, ofiarą śmiertelną okazał się być młody chłopak. Miał dwadzieścia lat. Nie znaleziono sprawcy. Świadkowie mówili również o grupie zakapturzonych ludzi wykrzykujących hasła o rewolucji. Nazywali ją sektą. 
- Władze, zarówno amerykańskie jak i brytyjskie, zapewniają jednak, że była to jednorazowa sytuacja i nie zapowiada ona niczego większego czy poważniejszego, także nie ma się o co obawiać. Tymczasem w BBC Radio 1...
  Wyłączyłem radio i wstałem z łóżka, wzdychając ciężko. Dzień dopiero się zaczynał, a ja miałem ochotę zasnąć, żeby jak najprędzej się skończył. Na zewnątrz zaczęło padać, jakby anioły były załamane moją obecną sytuacją i chcąc wyrazić swoje kondolencje, zesłały na ziemię deszcz symbolizujący łzy. 
  Nie wiedziałem, co robić. Miałem świadomość, że w społeczeństwie będzie jakiś procent ludzi, którzy nie uwierzą w moją niewinność i na żadną sympatię z ich strony liczyć nie mogę, ale nie myślałem, że ten procent będzie aż tak duży! Poza tym, obawiałem się powrotu Joela Zatzmichena. Nigdy nie widziałem gościa na żywo i szczerze mówiąc, to nawet bym nie chciał. Facet miał stanowczo nierówno pod sufitem no i poza tym, to prawie zabiłby prezydenta. A gdyby on nim został, USA zamieniłoby się w istne piekło. Ludzie nie mieliby żadnej wolności osobistej ani słowa, nie istniałoby takie coś jak demokracja, byłby wręcz totalitaryzm. A co za tym idzie, Stany Zjednoczone nie byłyby już taką światową potęgą, do czego już tak wszyscy zdążyli się przyzwyczaić. 
  Często myślałem o swoich rodzicach. O tym, czy mi kibicują, czy wręcz przeciwnie- chcą, żebym zginął, najchętniej na jakimś wielkim placu wśród ludzi, na gilotynie. Ostatnio miałem z nimi kontakt, gdy wychodziłem z domu w Bradford, do Zayna. To właśnie do niego przyjechała policja i mnie złapała. A potem twarz matki mignęła mi jedynie na rozprawie, która zakończyła się dla mnie niepowodzeniem. Czułem do niej żal i wciąż nie mogłem się tego pozbyć. Nie chciała mnie wysłuchać, nie chciała pomóc. Wyrzekła się mnie. Wyrzuciła z rodziny na zbity pysk. 
  Ludzka nienawiść jest tak potężna, że nawet taki przeciętny człowiek nie jest w stanie sobie tego wyobrazić. Wszyscy, dosłownie wszyscy, są przeciwko tobie. I nikt nie ma zamiaru wyciągnąć do ciebie pomocnej dłoni. Każdy jeden człowiek się tobą wręcz brzydzi. I życzy ci śmierci.
  Siedziałem w więzieniu wśród prawdziwych zabójców. Parę metrów dalej spał mężczyzna, który zastrzelił swoje dzieci, po drugiej stronie inny, który zabił swoją żonę. A ja rzekomo miałem na sumieniu trzy niewinne kobiety. 

- Ty nie zabiłeś.
  Siedziałem na niewielkim placu, oparty o mur, na którego szczycie był drut, przez który przepływał prąd. Wpatrywałem się w niebo. Było jedyną rzeczą, z którą mogłem się dzielić innymi. Bo niebo jest jedno i każdy patrzy się na to samo.
  Przede mną stał jakiś inny więzień, miał na imię Joseph. Z nikim w więzieniu nie rozmawiałem, jedynie przysłuchiwałem się rozmowom innym. O tak, w słuchaniu zawsze byłem dobry. Joseph miał na swoim brudnym sumieniu parę niewinnych dusz. Nie obchodziło mnie nic więcej, czyli czy to byli mężczyźni, czy kobiety, i jak zginęli, w jaki sposób.
- Jesteś inny niż wszyscy.
  Wytarłem nos dłonią, którą z kolei wyczyściłem białą koszulką na krótki rękawek.
- Każdy człowiek jest inny - odezwałem się. - Każdy z nas jest nie do podrobienia.
- Nie zachowujesz się jak ktoś, kto zabił trzy dziewczyny.
- A jak powinien się zachowywać taki ktoś?
- Na pewno nie tak. Nie miałeś adwokata na rozprawie, prawda?
- Ja? Gdybym miał adwokata, gdybym miał pozwolenie na takie luksusy, nie siedziałbym tutaj.
- Czyli jesteś niewinny.
- I co z tego?
- Ucieknij. Załatw sobie lewe papiery, ucieknij ze Stanów. Najlepiej do Azji.
- Nic mnie nie czeka za ogrodzeniem tego więzienia. Nic. I nikt.
- Każdy z nas ma to samo- czyli nic. A jednak niemiło tu się siedzi. Zwłaszcza, jak nie ponosi się za coś winy. Bo większość ponosi, ale ty nie. 
- Ucieczka byłaby nie fair.
- To, że tutaj jesteś, też jest nie fair, świętoszku.
  Joseph odszedł, a ja odprowadziłem go wzrokiem.

  Wepchnąłem dłoń do kieszeni swoich spodni, kiedy wyczułem w niej jakiś papierek. Bez większego entuzjazmu wyciągnąłem go, licząc na jakiś paragon czy listę zakupów, ale nic z tych rzeczy.

Albo powiesz, że zabiłeś, albo będziesz sam.
ZR.

***
czytasz=komentujesz

11 komentarzy:

Anonimowy pisze...

jak zwykle nic a nic się na tobie nie zawiodłam...moja pisareczko <3 rozdział świetny @pollystylinson

Anonimowy pisze...

Ostatnio miałam napisany taki piękny komentarz, ale mój telefon się zawiesił, a potem mi się nie chciało, a potem zapomniałam................
Intryguje mnie Samantha i jej rola tu. I jestem ciekawa co się stanie jeśli sen Nicki jest proroczy. Ale co Louis i Harry robiliby w Nowym Yorku? Przecież mieli już do niego nigdy nie wrócić...
Ale jest Nicki, a po potęguje mój głód na mały romansik, szczególnie, że młoda wybiera się na wyspy, a nie sądzę, aby nie odwiedziła swojego braciszka. :)
@knyycio

Pompon pisze...

Świetny! :)
Uwielbiam twoją twórczość <3 x

alekslloyd pisze...

Boże, i znowu zadziwiasz,dziewczyno! Wystraszyłam się snu Nicki. Był taki.. prawdziwy i w ogóle. Ale, czekaj. Jakim cudem,we śnie pojawiła się Samantha ten ccały Joel itp. To na serio jest dziwne. Ale ja uwielbiam mieć te schizy po Deadzie. To jest coś, co lubię.;)
Napisałabym coś więcej, ale w tym momencie napiszę jedno: czekam na kolejny czwartek i nową dawkę czegoś nadzwyczajnego.
Po Deadzie, prócz Falling, zamierzasz coś jeszcze pisać? Nie wiem, kolejną część D? ( w zależności,jak skończy się ta ) Uwielbiam Twoje pomysły.
Looove,xoxo

Unknown pisze...

ostatnie zdanie i moja miną wygląda mniej więcej o tak "0.0" Ogólnie rozdział świetny jak zwykle, jestem ciekawa co teraz Louis zrobi. Kurcze zawsze gdy czytam twoje rodziły i te przemyślenia Louisa to czuje się jakby ktoś to mówił prosto do mnie i ja się potem tak zastanawia, czerpie jak najwięcej z tych słów i to jest piękne! Dziękuje ci za to.
Mam dwa pytania:
1. Ile masz zamiar mniej więcej napisać rozdziałów?
2. Czy to opowiadanie zakończy się "happy end'em"?

Natalia9954 pisze...

Rozdział jak zwykle cuuuudowny! Co Louis teraz zrobi? Ciekawe...
Ile masz zamiar rozdziałów napisać?
Czy będą jakieś powiązania miłosne?

P.S. Szablon jest super :)

Unknown pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Unknown pisze...

Świetny rozdział! (Nie będę się rozwijać, bo wszystko opisały dziewczyny u góry ↑↑↑ ) :P
Pytania:
1. Myślałaś nad stworzeniem konta na TT DEAD'a, by nie zaśmiecać swojego konta?
2. Czy masz zamiar uśmiercić któregoś głównego bohatera? (tak jak w śnie Nicki)
3. Gdy piszesz o zachowaniach, ludzi, przemyślenia te bierzesz ze swojego doświadczenia, czy z obserwacji?
4.Pojawi się ojciec Liam'a i Nicki?
5.Czy siostra Li będzie pojawiać się częściej niż w pierwszej części?
Miałam więcej pytań, ale większość zapomniałam.
PS: Cudowny szablon.. :)
smile1308

coto jest pisze...

o kurwa...

Anonimowy pisze...

Twój talent jest nieoceniony. Jest to najlepszy blog jaki kiedykolwiek czytałam. Kocham cię - nie zapominaj o tym! xx

Disneyland pisze...

Pierwsze słowo które mi się wymsknęło po przeczytaniu tego rozdziału to było: WOW!
SUPER! :D