Harry
Poczułem, jak ktoś z otwartej dłoni plasnął mi w policzek. Natychmiast otworzyłem oczy. Nie znajdowałem się już w pomieszczeniu, gdzie przeprowadzano przesłuchiwania, ale na krześle w korytarzu, na którym panował lekki tłok. Policjant, który kucał przede mną i najprawdopodobniej to on mnie lekko uderzył, wstał, gdy zobaczył, że się ocknąłem.
Od razu wstałem, właściwie zerwałem się ze swojego miejsca. W moich uszach okropnie dzwoniło. I bolał mnie tyłek, tak na marginesie.
- Tak się nie robi - mruknąłem. Zauważyłem, że ściągnięto mi kajdanki z nadgarstków. W sumie, co mógłbym zrobić? Nawet jakbym umiał się bić, gołymi rękoma nie byłbym w stanie powalić całej siedziby policji i służb specjalnych. Ucieczka? To i tak nie miało sensu. Postanowiłem nie pogarszać swojej sytuacji.
W sumie było mi już wszystko jedno. Zdałem sobie sprawę z tego, że ta dziewczyna, która pojawiła się ni stąd, ni zowąd, postawiła mnie w takiej sytuacji, gdzie moje zdanie już nikogo nie obchodzi. Nikt raczej nie mógłby mi przyjść z odsieczą.
Zachciało mi się cholernie spać.
- Kiedy przyjedzie moja mama? - odezwałem się, beznamiętnie.
Policjant, który stał naprzeciwko i widocznie tylko po to, żeby mnie pilnować, zmarszczył brwi.
- E, chyba zaraz. Obstawiam jakieś pięć minut.
Zacząłem go ilustrować wzrokiem. Był czarnoskóry, miał dosyć imponujące mięśnie, ale powiem szczerze, że widziałem lepiej zbudowanych gliniarzy. Miał ciemny mundur, jakieś oznaki, a długopis wystawał mu z kieszonki. Oczywiście posiadał pas z tysiącem innych, gdzie pewnie znajdowały się różne interesujące rzeczy typu kajdanki, notes, paralizator, jakieś pistolety i krótkofalówka. A przynajmniej tak myślałem, bo przecież gdybym do niego podszedł i powiedział "Niech pan pokaże, co pan za skarby trzyma", wziąłby mnie za jakiegoś zboczeńca. I tak pewnie w myślach nazywał mnie mordercą, lub pomocnikiem w zabójstwie.I jeśli mam być szczery, spływa to po mnie jak po kaczce. Etap histerii mi widocznie już minął. Potrzebuję snu, żeby cokolwiek pozbierać w swojej głowie, bo aktualnie myśli latają mi jak oszalałe.
Ach, zapomniałbym dodać pewien szczegół- ów policjant miał jeszcze na ręku zegarek. Pewnie nie byle jaki, bo typowy amerykański policjant nie może narzekać na wypłatę.
- Która godzina? - zapytałem.
- Za dziesięć czwarta.
- Ile czasu już minęło?
- Odkąd?
- Odkąd zapytałem się, za ile przyjedzie moja mama.
Facet westchnął, zniecierpliwiony, ale ponownie uniósł swoją rękę.
- Pięć minut.
- A ile sekund?
- Przymkniesz się?
Usiadłem na krześle.
- Dlaczego policjanci są tacy niemili?
- A dlaczego morderca postanowił zabić kobietę? Obcą kobietę?
Wlepiłem w niego swój zmęczony wzrok.
- To pytanie nie do mnie. Niech pan znajdzie Tomlinsona i sam się niego o to zapyta.
- Jasne! Tylko powiedz mi, gdzie teraz jest, a resztą zajmę się osobiście.
Przełknąłem ślinę.
- Jak udowodnię, że się pomyliliście, wy wszyscy, to pan będzie mnie przepraszał na klęczkach.
- Ta dziewczyna, która zeznawała, pewnie też! - odparł i zaczął się do siebie śmiać. Parę minut tępo się na niego gapiłem, aż w końcu zrozumiałem jego podtekst.
- Obrzydliwy pan jest.
Pokręciłem z niedowierzaniem głową. Naszą kretyńską rozmowę przerwał inny mężczyzna, za którym dreptała nerwowo moja mama. Potknęła się na swoich wysokich butach, miała leciutko rozmazany tusz do rzęs i krzywo założoną marynarkę. Włosów w ogóle nie uczesała.
I ten widok chyba wstrząsnął mną najbardziej, bo mama, gdy nawet do sklepu się wybierała, wyglądała znacznie lepiej. Ta fatalna pomyłka musiała prawie przyprawić ją o zawał serca.
Mnie też, jeśli mam być szczery.
- Styles, dzisiejszą noc spędzisz w areszcie. Nie możemy ryzykować, że przez ten czas uciekniesz z domu. Radiowozem podwieziemy cię pod dom i zabierzemy, gdy tylko spakujesz potrzebne rzeczy. Pani Styles - policjant odwrócił się do mojej mamy- niech się pani nie denerwuje. Jest jeszcze jeden chłopak podejrzany o uczestnictwo w tym zabójstwie. Jeśli dziewczyna, która zeznawała w obecności Harry'ego, potwierdzi obecność tamtego chłopaka, a Harry się przyzna, kara nie będzie aż tak surowa.
- Ale... ale będzie? - wyjąkała.
- Proces w sądzie musi się odbyć, ale to wtedy, kiedy złapiemy Tomlinsona.
Mama zrobiła się dosłownie zielona na twarzy.
- Ja czegoś... - zacząłem mówić, ale mi przerwano.
- Proszę zaprowadzić go do samochodu, pojedzie z wami dwójka policjantów.
Minęło pół godziny, a wysiadałem z radiowozu razem ze swoją mamą i policjantem. Drugi nadal siedział za kierownicą. Mama w ogóle się nie odzywała, ja nawet nie miałem takiego zamiaru. Szczerze mówiąc, to w ogóle do mnie jeszcze nic nie doszło, że znając moje szczęście, wyląduję w pierdlu. Wplątano mnie w zbyt poważną sprawę, przecież ucieczka Tomlinsona została rozgłoszona w całej Ameryce, a pewnie i w Europie, bo tam chciał Louis uciec.
Louis. Wzdrygnąłem się.
Louis, Louis, Louis. Nic ci to nie mówi?
Nie.
A może sobie tylko wmawiasz, że nie?
Mama otworzyła drzwi. To znaczy policjant, bo mama była zbyt roztrzęsiona, żeby trafić kluczem w zamek. Trzęsła się jak osika. A co najgorsze, nie chciała nawet na mnie spojrzeć. Może powinienem się odezwać? Powiedzieć, że to jakaś bzdura? Ale czy to w ogóle ma jakiś sens? Czy tego chcę czy nie, idę na noc do więzienia, Chryste.
Poszedłem schodami na piętro, gdzie był mój pokój. Ku mojej irytacji zauważyłem, że policjant nieustannie za mną kroczył. Udałem więc, że w ogóle nie zawracam sobie nim głowy. Wszedłem do swojego pokoju, rozejrzałem się- mój wzrok padł na laptop. Odwróciłem się do niego.
- Macie Wi-Fi?
- Mamy - odparł.
Złapałem swoją sportową torbę na ramię i ostrożnie wrzuciłem do niej swój sprzęt. Wyjąłem telefon z kieszeni i również wrzuciłem go do torby, razem z nim ładowarkę, wyjąłem swój ciepły koc, bo nie mam zamiaru otulać się w obrzygane prześcieradło z więzienia, złapałem też jakieś grubsze skarpety, dłuższe spodnie dresowe i zwykły biały t-shirt.
- Nie jedziesz na Syberię, tylko na jedną noc do aresztu - policjant bacznie mnie obserwował, ale miałem wrażenie, że ma ze mnie ubaw.
Chciałem mu zrobić na złość, więc spakowałem również i rękawiczki.
Pieniądze, weź pieniądze!
Zmarszczyłem brwi. W sumie, po co mi kasa? To noc, jedna noc, chyba dadzą mi coś do żarcia. Zerknąłem na policjanta. Ziewnął i oparł się o ścianę. Swoje oszczędności trzymałem w skarbonce, a gdybym ją nagle wziął bez zbędnych ceregieli, gliniarz stałby się bardziej podejrzliwy co do mnie.
Postanowiłem jednak zaufać swojej intuicji. Obok leżała moja maskotka- żółw. Była dosyć spora, wielkością dorównywała głowie dwa razy większej od mojej. Miała dziurę w brzuchu.
Podszedłem do maskotki i ją chwyciłem. Spojrzałem badawczo na faceta, a on na mnie, ale ponownie ziewnął, co odebrałem jako brak wszelkiego zainteresowania i znudzenie. Wziąłem więc pluszaka w obie ręce i podreptałem w kierunku ceramicznej skarbonki, którą musiałem stłuc. Udałem, że chcę zabrać jakąś książkę, która stała na półce wyżej. Nagle mocno się zamachnąłem, uderzyłem dłonią prosto w ceramiczną świnkę, a ta uderzyła z impetem o ścianę i z hukiem spadła na podłogę, tłukąc się na miliony kawałeczków. Dolary się rozsypały.
- O kuuuuurczę! - jęknąłem. - Przepraszam pana, ale muszę to posprzątać.
Policjant wzruszył ramionami. Ukucnąłem i ukradkiem zacząłem zbierać monety, które powrzucałem do środka maskotki przez dziurkę. Zrobiłem tak również z "papierkowymi" pieniędzmi. Żeby zachować pozory, mniejszość położyłem na półce, gdzie parę minut temu stała cała skarbonka, a ceramiczne skrawki wierzchem dłoni popchnąłem w kąt między ścianą a regałem. Delikatnie potrząsnąłem pluszowym żółwiem, żeby pieniądze wpadły w jego głąb.
- Okej, sytuacja opanowana - mruknąłem. Wziąłem torbę i wepchnąłem do niej miśka. Wyszedłem z pokoju i pokierowałem się w stronę łazienki.Otworzyłem drzwi i chciałem je za sobą zamknąć, ale policjant wepchnął swojego wielkiego buciora w szparę.
- No, co pan robi? - zdziwiłem się.
- Zostaw uchylone drzwi.
- Ale... ja muszę się załatwić! To jest krępujące, ja muszę mieć zamknięte drzwi!
- Przestań tyle gadać.
- Na litość boską, niech pan tu wejdzie i zobaczy! Kibel, umywalka, kran, prysznic, kosz na brudne ubrania, jakieś inne bzdety...
- I okno - dodał.
- Okno jak okno. Nie ma pan w swoim kiblu okna?
Gliniarz machnął ręką i dał mi spokój. Zamknąłem drzwi i błyskawicznie przekręciłem zamek kluczem. Zrobiłem to szybko, więc facet chyba nie zdążył niczego usłyszeć.
Stanąłem pośrodku łazienki, z torbą na ramieniu. Nie miałem zamiaru się załatwić, nic z tych rzeczy. Nie w takich nerwach. Oceniłem sytuację.
Jeśli teraz wyjdę do policjanta, on mnie wpakuje do radiowozu, pojedziemy do aresztu, a tam już wiadomo, jak sprawy się potoczą. A jeśli...
.... jeśli spróbuję zwiać oknem przez balkon, i jeśli mi się to uda- będę wolny, a jak nie- wsadzą mnie do samochodu i pojadę do aresztu.
Czyli teoretycznie nie mam nic do stracenia, a jest to moja jedyna szansa.
I postanowiłem ją wykorzystać.
Otworzyłem cicho okno. Spokojnie się w nim zmieściłem. Balkon był bardzo blisko, musiałem tylko trochę wykrzywić się w lewo. Plusem było to, że nikt mnie nie widział, bo z lewej strony nie mieliśmy akurat sąsiada, dom był opuszczony, a więc mogłem z balkonu zeskoczyć na rosnące obok drzewo, zejść na trawnik, przejść przez płot i zwiać przez zarośnięty ogród niczyjej posesji. Najpierw wziąłem torbę, żeby nie ograniczała mi ruchu. Usiadłem na chwilę na parapecie, otworzyłem ją i położyłem pluszaka na same jej dno, żeby podczas kontaktu z twardą powierzchnią nie było hałasu, ale też żeby nie uszkodził mi się laptop. Zrobiwszy to, zapiąłem ją i nie zastanawiając się dłużej, rzuciłem ją na balkon. Bez większego hałasu znalazła się tuż przy barierce.
Zacząłem trochę nerwowo oddychać. Nigdy tego nie robiłem, to znaczy raz, kiedy ukradkiem starałem się uciec na imprezę w nocy. Prawie złamałem nogę.
Harry, weź się w garść, cioto!
- Dobra - mruknąłem. - Staję na barierce balkonu!
Usłyszałem pukanie w drzwi od toalety.
- Co ty tam robisz?! - policjant wyraźnie się niecierpliwił.
- Daj mi się wysikać! - krzyknąłem.
- Tak długo?!
- Piłem colę - stęknąłem. Dotknąłem stopami barierki balkonu. Złapałem rękoma parapet okna obok. Wziąłem głęboki oddech i całą swoją siłę przerzuciłem na nogi, ale straciłem równowagę i twardo wylądowałem na balkonie, całym ciałem.
Cóż, miałem zamiar przenieść swój ciężar na drugi parapet, a z niego lekko zeskoczyć na balkon. Ale cud, że w ogóle na nim jestem. Wstałem ciężko, masując swój policzek, złapałem trzęsącymi się rękoma swoją torbę, którą rzuciłem na trawnik. Wdrapałem się na barierkę, ukucnąłem na niej i przeszedłem na gałąź dosyć starego drzewa. Jeśli chodzi o przechodzenie z balkonu na gałąź, to robiłem to dosyć często, w wakacje. Przynajmniej w tym zdążyłem się wprawić.
Już miałem zeskakiwać z drzewa, kiedy zauważyłem jakiś ruch w oknie. Zamarłem.
Boże, nie! Już tak daleko zaszedłem!
- Mama? - szepnąłem. Moja matka stała w oknie, trzymała firankę i oglądała widowisko, które odstawiłem. Myślałem, że mnie zatrzyma, krzyknie, że uciekam. Nie zrobiła nic. Ruszyła tylko ustami.
Biegnij, Harry.
Posłałem jej tylko buziaka. Gdy zobaczyłem, że nagle zniknęła z okna, zrozumiałem, że muszę sprintem uciekać, bo policjant chyba się zorientował, że mnie w łazience nie ma.
Zeskoczyłem z drzewa, złapałem torbę. Przewiesiłem ją sobie przez ramię i przeskoczyłem przez płot. Wylądowałem prosto w pokrzywy, ale nawet nie zwróciłem na to uwagi. Biegłem przez opuszczoną posesję, potem przez budowę, aż w końcu wylądowałem na prawie końcu ulicy. Skręciłem w stronę przeciwną od centrum.
Dotarło do mnie, że muszę do kogoś zadzwonić, że ktoś musi mi pomóc, bo sam nie dam rady, prędzej czy później mnie złapią. Amerykańska policja nie da sobie w kaszę dmuchać.
Nie przestając biegać, otworzyłem torbę, która obijała mi się o kolana, i zacząłem szukać telefonu. Gdy tylko trafił w moje ręce, wpadłem w jakiś zacieniony zaułek, gdzie łaziło mnóstwo robaków, ale teraz to było moim najmniejszym zmartwieniem.
Wybrałem pierwszy lepszy numer w ostatnio wykonanych połączeniach.
Rozmówca odebrał po trzech sygnałach.
- Halo?
- Nick, musisz mi pomóc. Jestem w dupie.
Liam
W tej układance jej żaden element do siebie nie pasował. Żaden.
Chyba minęło dobre pół godziny, a ja gapiłem się w notatnik Zayna, chociaż w ogóle nie powinienem mieć tego w rękach. Naruszyłem jego prywatność, czego nigdy nikomu nie zrobiłem. Ale czy mnie to tak naprawdę teraz interesowało? Czy byłem na siebie zły, bo przeczytałem tak naprawdę czyjś pamiętnik? Gdyby to nie była jakaś tajemnica, Malik powiedziałby mi to wszystko, nie omijałby tematu o jego dawnych znajomych. Na początku myślałem, że temat Wielkiej Brytanii go rani, ponieważ z Europą wiąże złe wspomnienia. Wiadomo: śmierć siostry, niedawno śmierć ojca... i opuścił swoich przyjaciół. Każdy przeżyłby małe załamanie nerwowe. Ale...
Ale co, do jasnej cholery, mogło łączyć Louisa Tomlinsona i Zayna Malika?
Z tego, co zdołałem zrozumieć- musieli być sobie bliscy. Musieli być przyjaciółmi. Niby normalna rzecz. I to wszystko nie byłoby takie szokujące, gdyby nie fakt, że on był przyjacielem tego mordercy.
A może on nim nie jest, Liam?
Zerwałem się na równe nogi. Złapałem jego notatnik. Pobiegłem do swojego pokoju, chwyciłem bluzę i zszedłem po schodach na parter. Nicki spojrzała na mnie, zdziwiona.
- Gdzie ty biegniesz? - zapytała. Nawet na nią nie spojrzałem.
- Nie ma Zayna, nie? - upewniłem się.
- No, nie ma...
- Jak mama wróci, powiedz, że jestem u Nicka.
- Ale przecież jest późno...
- Nicki, nie jesteś moją matką - przerwałem jej i wybiegłem z domu, kurczowo trzymając zeszyt Zayna.
Droga do Nicka normalnie zajęłaby mi z dwadzieścia minut, ale tym razem biegłem, jakbym co najmniej uciekał przed stadem dzikich psów czy coś. Mogłem uprzedzić Nicka, że do niego idę. Cóż, zrobię mu niespodziankę. Zresztą, o tej porze w tygodniu zawsze siedzi u siebie i robi to, co ja, czyli tworzy coś na laptopie, czasem otworzy podręczniki i się czegoś pouczy. Czasem. Zazwyczaj to wszyscy idą do niego na jakieś spotkania, może dlatego, że ma luzackich rodziców i spory pokój. U Nicka zawsze jest fajna atmosfera i tyle.
Zostawiłem otwartą furtkę. Wbiegłem po schodkach i zapukałem do drzwi.
Otworzyła mi mama Nicka.
- Dobry wieczór, jest Nick? - powiedziałem, zdyszany. Jego mama uśmiechnęła się, ale widać było, że jest co najmniej zdziwiona.
- Jasne. Wchodź. Coś się stało? Zawsze przychodzisz po południu, a jest szósta.
- Można tak powiedzieć, ale nic poważnego, niech się pani nie martwi - odwzajemniłem uśmiech. Zdjąłem pospiesznie buty i wdrapałem się po schodach. Bez zbędnych ceregieli otworzyłem drzwi do pokoju przyjaciela.
Od razu zrozumiałem, że chyba jednak powinienem zadzwonić do Nicka i go uprzedzić o swoim przyjściu, bo scena, jaką zastałem, była dziwna, delikatnie mówiąc.
Pośrodku dużego pokoju mojego przyjaciela stał Harry. Miał zabłocone buty, kurtka zwisała mu z jednego ramienia, torba leżała bezwładnie na podłodze, a spodnie prawie zjechały mu z tyłka. Niecodziennym widokiem była też fryzura- jego włosy, zawsze starannie wyczesane, przypominały teraz splątane sprężyny, każda skierowana była w inną stronę. Na jednym loku tkwił liść. Wyraz jego twarzy mówił tylko jedno: kłopoty, kłopoty, kłopoty.
A Nick stał obok niego, teraz gapił się na mnie, jakby nie wiedział, czy się śmiać, czy płakać.
- O, Harry... - wydukałem.
Moja wypowiedź wywołała lawinę.
- No, to nie tak, jak myślisz, bo widzisz... - zaczął Styles.
- Zamknij się, ja mu to wszystko powiem, albo nie...
- ... bo mam mały problem...
- ... mały? Ty idioto, możesz iść do pierdla!...
- ... a w ogóle to przepraszam za to błoto, daj mi szmatę jakąś...
- ... Hannah wyszła z domu...
- ... to nie było zabawne, Liam, pozwól sobie wyjaśnić...
- ... Liam, chcesz herbatę?...
- Chryste, zamknijcie się! - huknąłem. Zamknąłem za sobą drzwi. Omijając zabłocone ślady na podłodze, podszedłem do nich obydwóch.
- Co się stało? - zapytałem spokojnie.
- Niech on ci to wszystko opowie! - Nick schował twarz w dłoniach. - Boże. To jest nie do pomyślenia.
- Ale co się dzieje?!
- No, bo ja... - zaczął mówić Styles. Kurtka zjechała z jego ramienia i spadła na podłogę. Chłopak spojrzał na nią, potem na Nicka i się pochylił ku niej. - Ups, przepraszam...
- Jezu, zostaw te błoto i swoją kurtkę, po prostu ściągnij te buty, usiądź na dupie i zacznij gadać! - krzyknął Nick. Harry bez słowa zrobił to, o co niego poproszono.
- Harry Styles brał udział w morderstwie Louisa Tomlinsona - wypalił nagle Nick.
- Co?
- Co ty pieprzysz? Nie o to chodzi, Boże! - jęknął Harry. - Wrobili mnie.
Westchnąłem zniecierpliwiony.
- W szkole dzisiaj były te różne przesłuchania, nie? No, to wzięli Harry'ego. Oskarżono go o udział w zabójstwie. Ze szkoły przetransportowano go na komisariat, gdzie zrobili przesłuchanie. Nagle przylazła jakaś dziewczyna, Diana, zaczęła zeznawać przeciwko Stylesowi. Policja, która uważa, że zebrała cały materiał dowodowy, postanowiła, żeby Harry dzisiaj zanocował w areszcie.
- Ale to wszystko to jakiś banał - mruknął Harry. - Nie widziałem nigdy Tomlinsona. Chyba.
- Jak to: chyba?!
- Byłem na tamtej imprezie, to fakt. Może przeszedł mi przed oczami... nie wiem... byłem pijany, praktycznie połowy imprezy nie pamiętam...
- Jaja sobie robisz?! - zdenerwowałem się. - Twierdzisz, że może widziałeś Tomlinsona, a może nie, a w dodatku byłeś totalnie zalany i niczego nie pamiętasz, więc skąd wiesz, czy pod wpływem alkoholu czasem nie zabiłeś kogoś?!
- No wiesz co?! - oburzył się. - Za ostro to określiłem, nie byłem aż tak zalany, dobra, byłem wtedy w kiblu, ale...
- Kurwa, STYLES!!!
- Weź facet mów prawdę, pomogłeś zabić czy nie?! - krzyknął Nick. Z nerwów łaził dookoła pokoju.
- Powiedz, co robiłeś po kolei na tej imprezie!
- Poszedłem na imprezę jakoś o dziesiątej wieczór, sam. Nikogo nie znałem, na wakacjach byłem. Poszedłem po drinka i zagadałem do jakiejś dziewczyny. W sumie fajna była, nie gadała od rzeczy. Poszliśmy potańczyć, takie tam. Potem poszła do toalety, a ja piłem. Wiadomo, że trochę się to zebrało - zawahał się - ale było okej. Potem chyba tańczyłem... no, tańczyłem... tańczyłem... i...
- I kurwa tańczyłeś, dobra - przerwał mu Nick. - Konkrety!
- I chyba tańczyłem godzinę, bo też była jakaś inna dziewczyna. Fajnie było. I poszedłem do kibla.
- A tam co?!
- Nie pamiętam - wyszeptał. - To przez ten alkohol. Ale wiem, że nic się nie stało, nie mogło się stać. O czwartej byłem w domu, o trzeciej wyszedłem z lokalu. I widziałem jakiegoś chłopaka w ciemnych włosach w tym kiblu.
- Ale przecież łazienki są osobno: dla dziewczyn i chłopaków.
- Pijany byłem jak bela, każdy był, kto zwracał uwagę, do jakiej łazienki poszedł. Louis pewnie też.
- Więc to był Louis.
- Może.
- Co robił? Co ty zrobiłeś?
- Poszedłem. On też. Tomlinsona też ktoś wrobił pewnie.
- Ta, jasne.
- Daj spokój, Harry nic już więcej nie doda - Nick machnął trzęsącą się ręką.
- Bo nie mam co - Styles warknął.
- A kolejne pytanie brzmi: co robimy z Harrym? - odezwałem się.
Zapadła cisza.
- Jutro na pewno policja będzie sprawdzać domy. W każdym razie naszego nie ominie. Byłem, jestem znajomym Stylesa. - Nick przygryzł wargę.
- Zayn wrócił? - wychrypiał Harry. Spojrzałem na niego. Wyglądał na naprawdę smutnego.
- Dlaczego pytasz o Zayna? - zapytałem się.
- Ponieważ Zayn również został przywołany do gabinetu dyrektorki. Był po mnie.
- Fakt - mruknąłem. Ja i Nick też byliśmy przy tym. Wyjąłem jego zeszyt. - Malik i Tomlinson byli zgranymi przyjaciółmi.
Harry zerknął na mnie uważnie. Zmarszczył brwi. Nick zajrzał mi przez ramię. Zacząłem wertować zeszyt, aż w końcu znalazłem stronę ze zdjęciami Zayna i Louisa.
- Łap! - rzuciłem do Stylesa zeszyt. Ten zaczął badawczo oglądać fotografie. Przysunął notes wręcz do nosa.
Nagle zrobił się prawie zielony na twarzy.
- To Tomlinson.
- No tak.
- Harry przenocuje na strychu - odezwał się nagle Nick. Odwróciliśmy się do niego. - Jest tam jakieś stare łóżko, a ty masz swoje bzdety. Jedną noc wytrzymasz. Pójdziesz do łazienki, załatwisz swoje sprawy i cicho tam wejdziesz. Nikt nie może nic wiedzieć. Policja na pewno jutro nas odwiedzi, strych pewnie też. Rodzice nie mogą nic wiedzieć, a Hannah zwłaszcza. Póki jej nie ma, to cię tam wepchniemy.
Harry wstał.
- Ja... ja... dziękuję - wyjąkał. Wyglądał, jakby chciał coś dodać, ale nie wiedział, co.
- Idź do kibla i zamknij drzwi na klucz, rodzice są na dole, więc się nie martw.
Nick pogonił go gestem. Styles wyszedł, najpierw się rozglądając.
- Jak on tu wlazł? Do domu? - spytałem cicho, unosząc brwi do góry.
- Balkon - odparł.
Zapadła chwila ciszy.
- Wierzysz mu, że w ogóle nie zna Louisa? Że nigdy z nim słowa nie zamienił? - Nick odezwał się, cicho.
- Nie.
- Ja też nie.
20 komentarzy:
RoZdział świetny xD Podoba mi się w nim dosłownie wszystko! Cholernie mi szkoda chłopaków. Nie moge doczekać się następnego !
+Zapraszam
is-it-all-a-dream.blogspot.com
Pozdro ;3
Świetny rozdział <3 ja chcę już nexta.Tak jak prosiłaś daję swój nick: @PaulinaTrzuskow ;3
NO,SUPER! nic dodać nic ująć,ale czemu tam było napisane a zabójstwie Louisa Tomlinsona? to był chyba współudział ,bo Tommo szukają,nie wazne...mega! <3
oh! wielkie, ogromne OH!
tak dużo się dzieje, ta akcja, kocham to!
nie jestem pewna czy bym uwierzyła Harry'emu. ale ktoś wtedy był z Louis'm w łazience... loki. to był Harry. CHWILA ZBIERAM FAKTY. czyli zamienili parę słów, bo on kazał mu co zrobić. ale nic nie zrobił. więc to było łatwe ich wrobić. ten dostał po mordzie, drugi też. zwykł zbieg okoliczności? czy oby na pewno?
oh! chcę kolejny rozdział.
tylko zostało mi czekać... a więc czekam! :D
megaaaa ;D kiedy następny? ;DDD
Normalnie Twoje opowiadanie jest takie.. Tyle w nim akcji aż nie da się go nie kochać!
Osobiście to już zgłupiałam; Harry zna Louisa, czy nie? Oto jest pytanie!
Szczerze? To najbardziej czekałam na rozwiązanie akcji z Zaynem. Ale przyznam, że wcale nie zawiodłam się na tym rozdziale. Po prostu się tak nie da i tyle!
Mam nadzieję, ze szybko dodasz następny rozdział, bo to trzyma w takim napięciu, że wooohoooo!
Looooveee, xoxo
@beautiful_xLife
Rozdział świetny! Czekam na więcej. Akcja fajnie się rozwija. (@Tuska54)
JEST MOC <3 Masakra, strasznie to wszystko poplątane, ale dzięki temu chce się czytać więcej i więcej. Uwielbiam DEADA! Pisz pisz! <3
@AStawicka
Podoba mi się rozdział. Naprawdę wspaniale piszesz, ale trochę nudzi mnie to, że cały rozdział jest tylko o Harry'm , nikim więcej.
Zapraszam do mnie ---- > http://causeoflifee.blogspot.com/
JAK ZAWSZE JEST FAJNE :d CIESZE SIĘ ŻE TO WSZYSTKO NIE JEST TAKIE PRZEWIDYWALNE I CZUC DRESZCZYK I ZE NIE RZYGAM TĘCZA JAK CZYTAM TEGO BLOGA :d UWIELBIAM GO XX DLA MNIE JAK ZWYKLE ZA KRÓTKI ( ALE JAK SIĘ WCIĄGNE W CZTANIE CZEGOS TO ZAWSZE JEST MI MAłO ) :D CIĄGLE NIE MOGE SIE DOCZEKAC CO BĘDZIE Z ZAYNEM I JAK ON SIĘ W TYM WSZYSTKIM ODNAJDZIE BO HAZZA MA PRZYJACIOŁ A ON JEST TAK JAKBY SAM XX CZEKAM NA NEXTA @kllauduchy
O mój Boże..! Kocham Twojego bloga szczerą miłością! Wszystko mi się w nim podoba, trzymaj tak jak jest, a będzie świetnie!
DOPIERO DZIS PIERWSZY RAZ WESZŁAM NA TWOJEGO BLOGA I OD RAZU PRZECZYTAŁAM WSZYSTKIE ROZDZIAŁY. HISTORIA JEST JEDNYM SŁOWEM ZAJEBISTA I CHYBA NAJLEPSZE JEST TO ZE JEST TAK ZAWIŁA ;) CZEAKM NA KOLEJNA CZĘŚC! @Official_Alex24
Genialne!!! Po prostu genialne!! Czekam na następne rozdziały!! Powinnaś to kiedyś wydać jako książkę!
@SiosiaPL
Uwielbiam te historię, uwielbiam ten rozdział, uwielbiam ten blog! Najlepsze jest to, że to nie nudzi, zawsze się coś ciekawego dzieje i nic nie jest zawiłe XD No wiesz, o co mi chodzi :D Jesteś genialna Kaśka, noooooo! Dodawaj nexta jak najszybciej :) @ladyalice1Dx
Siwetne, czytalam uz wczoraj, ale mialam ''rodzicielska kontrole'' i nie zdazrylam dodac kom. Czekam na Nexta jak zawsze @Mikax333
Jestem pod ogromnym wrażeniem. Pozdrawiam. :D
Dopiero dzisiaj zaczełam czytać i nie mogę się oderwać! Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Wciągająca historia, inna od reszty. Brawo!
Jesli możesz, to proszę informuj mnie na tt o kolejnych rozdziałach.
@martynkaloove :)
@malwineczk28
Świetny blog , czekam na więcej :)
każdy kolejny rozdział czytam z takim zaciekawieniem, że prawie linijki gubię XD świetne, świetne, świetne! pisz tak dalej, czekam <3 https://twitter.com/pada_bum xx
Mnie sobiscie rozdzial bardzo sie spodobal. Lece czytac dalej :-)
Prześlij komentarz