wtorek, 27 sierpnia 2013

DEAD: ALIVE- XIII - część II

Zayn

- Louis? Louis! LOUIS!!!
  Długo to trwało, zanim zrozumiałem, że mój przyjaciel jest martwy. Jego upadek mogłem analizować nieskończenie wiele razy w pamięci, ta scena cały czas stała mi przed oczami i nie mogłem jej wytępić, wątpiłem, że to się da w ogóle zrobić. Krzyk Lou się urwał, tak jakby ktoś wyłączył radio, jego łkanie zawisło w powietrzu, huk pistoletu zajął całą wolną przestrzeń w atmosferze, chłopak upadł na drogę, zaczęła się przy nim tworzyć czerwona kałuża, powieki zamknęły się już na zawsze.
  Instynktownie zacząłem biec w jego stronę, adrenalina dodawała mi siły, o której istnieniu nawet nie wiedziałem. Zakryłem Louisa w ostatniej chwili, usłyszałem ponowny huk, a potem tylko niewyobrażająco wielki ból w ramieniu. Był tak ogromny, że do oczu napłynęły mi łzy, a ja pochyliłem się nad twarzą Louisa, nie wiedząc, co robić. Czułem się już niepotrzebny. Nie wykorzystałem swojej szansy. Życiowy nieudacznik.
- Dzwonić po pogotowie i policję, ktoś zastrzelił chłopaka!
- Na litość boską, zróbcie coś, łapcie ich!

- Czy jest tutaj Louis Tomlinson?
  Pytanie policjanta stojącego w drzwiach mojego domu zwaliło tatę z nóg. Spojrzałem zdezorientowany na Louisa stojącego obok mnie na szczycie schodów.
- Co to ma... - zacząłem pytać, ale Louis mnie już nie słuchał, zaczął powoli schodzić po schodach, nerwowo poprawiając opadającą grzywkę.
- To ja - odezwał się. Wszystkie spojrzenia zostały skierowane na niego, zapadła kilkusekundowa cisza, aż w końcu mężczyzna rozmawiający z moim ojcem obejrzał się za siebie, skinął lekko głową, a zza jego pleców wyszła para funkcjonariuszy i bez zbędnych ceregieli podeszli do Louisa, po czym przydusili go do ściany i zakuli jego ręce w kajdanki.
- Jest pan oskarżony o morderstwo trzech osób.
- Co?! To jakaś pomyłka, Louis nigdy by nikogo...
- Bylibyśmy wdzięczni, gdyby pan Zayn Malik jutro pojawił się na miejscowym komisariacie - przerwano mi.
- Czy to prawda? - zapytał mnie cicho tata, gdy policjanci wyszli razem z przerażonym do szpiku kości Louisem. Jego zdenerwowanie udzieliło się również i mi, już podchodziłem do drzwi, żeby pojechać na komisariat i wszystko wyjaśnić na spokojnie, bez żadnych nerwów, kiedy ojciec mnie zatrzymał jednym zdaniem. - Sprawiedliwość zawsze wygrywa, Zayn, Louis to mądry facet i da sobie radę, ty nie pomożesz mu na tym etapie.

- W Nowym Jorku, w siedzibie Sądu Dystryktowego USA dla Południowego Dystryktu Nowego Jorku oraz Sądu Apelacyjnego dla Drugiego Okręgu odbyła się rozprawa w sprawie zabójstw dokonanych przez Louisa Tomlinsona. Sędzia skazał go na dożywotni wyrok w więzieniu za świadome trzy zabójstwa.
  Pokazane zostały migawki z rozprawy chłopaka, ale najwięcej było materiału już po niej, dziennikarze zaatakowali Louisa ledwo przy wyjściu z siedziby, zadawali mu setki pytań, przysuwali obiektywy prawie pod sam jego nos, ale chłopak nie mógł nic mówić, był już przegrany.
  Na rozprawie też milczał, nie miał swojego świadka, nie miał nawet marnego adwokata. Wszystko było już postanowione przed samą rozprawą, nie miał żadnych praw. Po prostu przyjęło się, że to on, na pewno on tego dokonał i tyle, po co sobie komplikować życie? Przynajmniej przez trzy tygodnie będzie szum i ludzie odejdą od tematu beznadziejnych rządów w USA. Tomlinson był stanowczo tematem hot, ba, jego wyrok można nawet dopisać do listy tworzonej przez polityków pod tytułem "Amerykańska polityka jest wbrew plotkom na wysokim poziomie, bo...". Wszyscy chcieli zmarnować mu resztki jego życia. Stał się osobą znienawidzoną przez naród.
  Ojciec wpadł w szał.
- Jak mogłeś zadawać się z takim człowiekiem, wiedząc, że jest mordercą?!
- Louis nikogo nie zabił, do ciężkiej cholery!
- Gówno prawda, naopowiadał ci bzdur, a ty w to uwierzyłeś jak ostatni ciota na tej ziemi! Co z ciebie za facet?! Jak ty zagwarantujesz swojej przyszłej kobiecie bezpieczeństwo, jak zadajesz się od najmłodszych lat z jakimiś odmieńcami?!
  Chwyciłem kurtkę i wyszedłem z domu.
  A od tamtej chwili temat o Tomlinsonie się zakończył, ale nie w moim umyśle, nie w mojej pamięci, nie w mojej frustracji i chęci zemsty i przede wszystkim sprawiedliwości.

  Siedziałem na ławce, którą ktoś postawił prawie przy samym brzegu niedużego jeziora, znajdującego się niedaleko Bradford. Był zimny, jesienny wieczór, wiał nieprzyjemny wiatr, chowałem się w grubym czarnym szaliku i płaszczu. Nie chciałem jednak wracać do domu. Nie chciałem oglądać, jak mój ojciec umiera. Cała rodzina zbierała się przy jego łóżku, ale ja nie mogłem, nie potrafiłem, nie byłem w stanie spojrzeć na jego twarz.
  Pięć dni potem zmarł, a ja zostałem sam.

  Liam, Nicki i pani Payne, do której kontakt wygrzebałem w starych notatnikach ojca. Od tamtej pory miałem zacząć zupełnie nowe nowojorskie życie. Ze sztucznym uśmiechem na twarzy złapałem walizkę na kółkach i wolno zacząłem do nich iść, szykując się na równie sztuczne powitalne uściski. Wtedy uświadomiłem sobie coś potwornie niemiłego, że to była ta najlepsza przyjaciółka taty- odsiedziała paroletni, niesprawiedliwie wymierzony wyrok, a potem z pomocą mojego ojca zniszczyła życie psychicznemu mężowi, który znęcał się nad swoimi dziećmi, Liamem i Nicki. Liam był silnym i zahartowanym facetem, ale jego siostra... na pewno też mnie pamiętała i moje towarzystwo byłoby dla niej uciążliwe i kompromitujące. Dlatego postanowiłem sobie, że nie będę się z nią specjalnie spoufalać.

  Louis Tomlinson jest na wolności, media znowu szaleją, a ja nie wiem, co ze sobą począć.

  Pierwszy dzień w nowej szkole, zastanawiałem się, czy tutaj zawsze jest tylu policjantów, czy tylko dzisiaj coś się stało. Ale przecież Liam by mi o tym opowiedział, zdążyłem mu zaufać. I poznałem również Nicka, który nie wydawał się być złym chłopakiem, zresztą- jeśli Liam Payne mu zaufał, to Nick widocznie był tego zaufania warty i nie pochodził z jakiejś dziwnej, patologicznej rodziny, miał równo pod sufitem. Wezwała mnie dyrektorka, o czym poinformował mnie Harry Styles, pieprzony szkolny gwiazdor, który od pierwszej chwili obrzucił mnie jakimś dziwnym spojrzeniem, a Nick switował to jakimś tekstem o gejach, którym Styles i tak nie był, więc to było zupełnie wyrwane z kontekstu. Jak się okazało, nie była to rozmowa o tym, jak mi się podoba w Nowym Jorku i czy dobrze sobie radzę bez ojca, czy o innych bzdetach, a dyrektorka udaje, że ją to obchodzi. To było wręcz przesłuchanie. Policja ściągnęła odciski palców z telefonu Louisa, który miał zawsze przy sobie, a gdy go złapano, żaden szczegół nie uszedł uwadze. Skoro moje odciski palców były na jego telefonie, to chyba coś jest nie tak, prawda? W tamtej chwili zrozumiałem, jakim stałem się kretynem. Postanowiłem pomóc Louisowi, nawet jeśli miałoby mnie to zabić.

  Gdy spotkałem Louisa na obskurnym osiedlu zwanym przez Liama i Nicka "Kudanem", poczułem, że wszystko wraca na swoje miejsce.
  W rzeczywistości wszystko było jeszcze bardziej pogmatwane.
  Obiecany raj stał się piekłem. 

  Te wszystkie momenty przelatywały mi w głowie, szeptałem do Louisa, krzyczałem do niego, po czym znowu zaczynałem szeptać, żeby nie robił głupstw i żeby otwierał te cholerne powieki, żeby się uśmiechnął, żeby syknął z bólu, żeby drgnął mu palec, cokolwiek, byle żył. Nie działo się nic. Louis odnalazł swoje niebo.
  Ludzie mnie popychali, szturchali, owijali szmatkami, żeby nie było drugiej ofiary, ale prawda była taka, że to ja powinienem być martwy, nie Tomlinson, nie Lou, nie ten chłopak, którego obejmowałem na placu po paru latach rozłąki, nie ten chłopak, który zaprowadził nas do opuszczonego szpitala psychiatrycznego, nie ten chłopak, który prowadził samochód na Times Square, a potem stał dokładnie na jego środku i po paru  latach zaczął mówić, a nie milczeć. Rósł w oczach, stał się bohaterem. I nie ten chłopak, który płakał, gdy prawnik tłumaczył mu, że dostanie wynagrodzenie, że Chris wyląduje razem ze swoim ojcem w więzieniu i że z rzekomego mordercy zamienił się w politycznego, amerykańskiego herosa. Louis wtedy był kłębkiem nerwów, ale był szczęśliwy, pierwszy raz po tak długim czasie.
  Louis Tomlinson nie mógł umrzeć, bo zastrzelił go ktoś, kto znowu chciał mu te zasłużone szczęście odebrać.

- Jak masz na imię?
- On nie jest zdolny mówić, plącze mu się język.
- Gada sam do siebie.
- Wstrzyknijcie mu coś na uspokojenie.
- Ach, to Zayn Malik, kumpel tego cholernego Tomlinsona.
- Żyje?
- Będzie ciężko, ale chyba tak.
- Chyba.

- Zayn.
  Wiesz co? Masz rację, masz cholerną rację, jestem już tylko wrzodem na dupie.
- Zayn Malik, musisz wstać.
  Idź. Wracaj do chłopaków. Wasza męczarnia i życie w stresie właśnie się kończy. Nie powinieneś był mnie szukać. Powinienem siedzieć w więzieniu, albo już dawno nie żyć. Przez ciebie wciąż tu jestem i narażam kolejne, niewinne osoby na pewną śmierć.
- Louis, nie rób tego.
- Zayn.
  Sen i kotłujące się w moim umyśle wspomnienia po zadaniu mi ostatnich, bolesnych ciosów, opuściły mnie.
- Wciąż śnisz o swoim przyjacielu?
  Za te debilne pytanie powinna dostać statuetkę, ewentualnie medal. Złoty.
- Pani by nie śniła o kimś, kto prawie umarł przez panią z pani winy? - wymruczałem, nie otwierając powiek.
- Zayn, obudź się, plącze ci się język i twoje zdania nie mają żadnego sensu. Ani gramatycznego, ani tego głębszego, wiesz, o co mi chodzi.
  Westchnąłem i otworzyłem sennie oczy, pocierając je dłonią.
- Myślę, że wieczorem ściągnę ci już bandaże, rana się wystarczająco dobrze zagoiła, tylko ci przeszkadzają, prawda?
- Lepiej byłoby bez niego - wzruszyłem ramionami. - Co u Louisa?
- Pan Tomlinson ma zamiar chyba odespać swoje wszystkie złe noce - mruknęła. - Nie martw się, pacjenci zazwyczaj budzą się po tygodniu, to nie jest jakaś wieloletnia śpiączka. Byłaby, gdyby nie ty. A w sumie to nawet by śpiączki już nie było, tylko grób na cmentarzu. Co chcesz na śniadanie?
- Nic - ziewnąłem.
- Chyba sobie kpisz? Potrzebujesz jedzenia.
- Szpitalne jest okropne.
- Zayn! - pielęgniarka uśmiechała się. Może i nie była specjalnie urodziwa, ale polubiłem ją, była naprawdę w porządku, nie to, co przeżywała Nicki, zwykłe noszenie koszuli brata zamiast szpitalnej pidżamy wymagało interwencji samego Liama. Niall przyniósł mi swoje spodnie dresowe i czarną koszulkę-bokserkę, nie wyglądałem zbyt wyjściowo, ale wolałem to, niż koszula i gacie w paski, niczym z obozu koncentracyjnego. Ble.
- Herbata, tosty.
- I kasza manna.
- Nienawidzę kaszy manny!
- Potraktuj to jako lek - podała mi miseczkę. Wzdychnąłem i schyliłem się po łyżkę, a gdy pani wyszła z sali, poprawiłem poduszkę za swoimi plecami i usiadłem tak, jak nie było to wskazane, ale niewątpliwie było najwygodniej. Moje szczęście polegało na tym, że nie miałem kroplówki i swobodnie mogłem się poruszać. No, prawie swobodnie, bo nie pozwalali mi dłużej chodzić po szpitalu bez wózka.
  Sięgnąłem po pilot od telewizora leżący na szafce nocnej i gapiłem się tępo w jakiś denny talk show, mieszając białą papkę, którą zmuszony byłem zjeść. Program był tak nudny, że coraz częściej przymykałem powieki i naprawdę bym znowu zasnął, gdyby nie ktoś, kto postanowił mnie odwiedzić.
- Hej, Zayn.
  W drzwiach stała Nicki.
- A ty co? - uśmiechnąłem się i odłożyłem miskę na stolik.
- Nic. Był u ciebie Liam czy Niall? Albo Harry?
- Nie, szczerze mówiąc, to dopiero się obudziłem. To znaczy, przyszła do mnie pielęgniarka i mnie obudziła i myśli, że tknę szpitalne śniadanie.
- Jest obrzydliwe, fakt, ale ja już mam to za sobą - wyglądała na dumną z siebie, co mnie rozbawiło. Westchnęła ciężko i usiadła obok mnie na łóżku.
- Nie mogę się doczekać, kiedy obudzi się Louis - powiedziała.
- O ile dobrze pamiętam, to niezbyt za nim przepadałaś.
- No właśnie. Czuję potrzebę rozmowy z tym chłopakiem.
- Lou ma skomplikowaną osobowość, ale jest dobrym facetem.
- Wierzę ci. Jak się czujesz?
- Jak gówno.
- Zayn...
- Nicki, czy ktoś cię tu przysłał, żeby odhaczyć kolejną rozmowę ze mną, żebym się ogarnął, czy co? Nie chcę być nieuprzejmy, ale nikt z was nie wie, co...
- Zayn - powtórzyła, przerywając mi- chłopaki mówili, że chcą z tobą pogadać i przewidziałam, że wniebowzięty nie będziesz, więc pomyślałam, że będziesz chciał pogadać ze mną.
  Ze mną.
  Ouch, Nicki.
- Bo wiem, że oni będą głównie poruszać kwestie... uhm, kryminalne? Wiesz, będą dociekać, kto za tym wszystkim stoi. Ja nie chcę teraz o tym mówić.
- A o czym?
- Wydaje mi się, że nie wiesz, ile znaczysz dla ludzi.
- To znaczy? - nie zrozumiałem.
- Nie jesteś świadomy swojej wartości. Jesteś silnym, dobrym, pełnym empatii facetem, Zayn. Wszyscy widzą, co się z tobą teraz dzieje i każdego to martwi. Oczywiście, że nie możemy do końca wiedzieć, co teraz czujesz, bo masz prawo mieć jakieś wyrzuty sumienia za to, co powiedziałeś Louisowi, zanim tamten gość do niego strzelił, ale wiedz, że te wyrzuty sumienia nie mają żadnego sensu, bo żaden z nas nie zawinił. Mówiąc "nas" mam na myśli ciebie, chłopaków, Louisa i mnie. Zawinił tu tylko ten człowiek, który rozpoczął całą tą sytuację. Ty jedynie miałeś pecha, bo byłeś świadkiem jego kolejnej udanej próby i przerosło cię to. Louis żyje, jest w śpiączce, ale lekarze mówią, że niedługo się obudzi. Wyzdrowieje i razem będziecie knuć, co się tak właściwie dzieje, bo teraz każdy jest w totalnej rozsypce i nie wie, co ze sobą zrobić, każdy z nas w pewnym stopniu czuje się taki... niepotrzebny i cholernie bezradny. My wszyscy jesteśmy w to włączeni i nie możesz siebie cały czas obarczać. Louis potrzebuje silnego przyjaciela z setkami pomysłów, a nie słabego, zagubionego chłopaka, który nie może mu zagwarantować wsparcia. Gdy Lou się obudzi i zobaczy, w jakim jesteś stanie, to jeszcze gorzej się poczuje i zwyczajnie od was ucieknie, bo będzie wciąż sądzić, że wszystko psuje swoją obecnością. Jeśli teraz czujesz do siebie aż taki wstręt, to zacznij działać ze względu na nas i na Louisa przede wszystkim.
- Dzisiaj przyjeżdża twoja mama? - zapytałem po chwili ciszy.
- Ona już przyjechała. Wczoraj.
- Miałem na myśli, że do szpitala.
- Tak. Nick też.
- Dobra.
  Podniosłem się z łóżka i usiadłem obok Nicki.
- A jak ty się czujesz? - zgarnąłem jej włosy za ucho i badawczo jej się przyjrzałem.
- Całkiem nieźle, ale bywało lepiej - wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się. - Mam nadzieję, że jak przyjedzie mama, to zrobi chociaż jakiś minimalny porządek, bo ja mogę się produkować całe dnie, ale facetom do rozumu nie przemówię, a Liam też chodzi trochę rozbity, obudził mnie dzisiaj rano, bo wywrócił colę Nialla, no właśnie, tylko Niall potrafi się oga...
  Przerwałem jej pocałunkiem.

Harry

  Najprawdopodobniej byłem jedyną osobą na tym beznadziejnym świecie, która nie cierpi, wręcz nienawidzi hoteli, a zwłaszcza spania w nich. Kochałem swój dom, swój pokój i swoje łóżko, spałem w nieswoim tylko wtedy, kiedy byłem do tego zmuszony, jak teraz. Co prawda szpital pewnie by nam coś zaoferował, ale nie miałem ochoty spać w nim, już wolałem męczyć się w hotelu. Boże, one w ogóle nie mają duszy, cały czas przewalają się przez nie różni ludzie z różnych stron świata, są takie... niczyje, smutne i nijakie. I mi się źle kojarzyły.
  Starym zwyczajem zaspałem i nikt nie raczył mnie obudzić. Niall stwierdził, że słodko wyglądam gdy śpię i nie miał serca ściągnąć ze mnie kołdry i bić poduszką, żebym się obudził. Wcisnął mi klucze do garści i razem z Liamem wyszli do szpitala, żeby zobaczyć, czy coś zmieniło się u Louisa, Zayna i Nicki.
  Szedłem właśnie w stronę St Thomas' Hospital, jedząc croissanta kupionego w przypadkowym sklepie i myślałem o naszej jakże żałosnej sytuacji. Ktoś chce nas załatwić, to proste. Może nie tyle nas, co Louisa. Intuicja podpowiadała mi, że powinniśmy cały czas czuwać przy Louisie i pilnować, żeby jego stan sprawdzała cały czas ta sama pielęgniarka i lekarz, bo strach pomyśleć, na ile tych dziwnych spiskowców było stać- co to za logika udawać znajomego Louisa i coś mu zrobić, czy zrobić tak samo, ale udawać lekarza?
  I przede wszystkim: co, do jasnej cholery, oznaczał skrót ZR?
  I dlaczego w szpitalu uciekała przede mną jakaś dziewczyna, która widziała, że spadł jej szalik, a gdy chciałem jej go oddać, przeraziła się i pojechała windą na parter? Kogoś mi ona przypominała.
  Ale kogo?

cdn

***
Mam nadzieję, że nie zanudziłam dzisiaj, bo trochę akcja się ciągnie, ale nie miejcie mi tego za złe :D Powiedzcie mi, kiedy wakacje minęły tak szybko? Powtarzałam sobie, że dwójka Deada ma się skończyć przed wrześniem, jest już przełom sierpnia i września, a ja mogę się rozpisywać, a końca nie widać! Co Wy ze mną robicie (albo raczej: co ja robię z Wami)?!

7 komentarzy:

alekslloyd pisze...

Mnie tam Twoje rozdziały sie bardzo podobają i mogłabym je czytac wiecznie.
Dzisiaj tak krótko i beznadziejnie, ale mam kiepski dzień, więc wybacz. Czekam na dalszy ciąg akcji i to wszystko co ma się wydarzyć to... EJ, CZY JA PRZECZYTAŁAM, ŻE ZAYN POCAŁOWAĆ NICKI!? OMG OMG OMG OMFG! AAAAAAAAAAAAAAA!
Dobra, ogar.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Przepraszam za ten chujowy, za przeproszeniem komentarz. ;(
ily xx

Anonimowy pisze...

Óie było nudno Zayn pocałował Nicki:)
kurcze o'em umiem pisać długich komentarzy nie umiem opisać to co czuje podczas czytania co to opowiadanie ze mną robi brakuje mi zawsze słów

Disneyland pisze...

Zayn pocałował Nicki !!! Ojeku jakie to było słodkie :* Mam nadzieje że wszystko się jakoś ułoży i że Louis się obudzi
Czekam na następny :)

Unknown pisze...

Na samym początku przeszły mnie ciarki, ale jest już okey.
JAK TO ZAYN CAŁOWAŁ NICKI?! I dlaczego urwałaś w takim momencie?
Jestem pewna, że Lou w najbliższym czasie sie obudzi.
Rozdział wspaniały.
Czekam na następny :D @smile131008

Ollie pisze...

Zicki kiss!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Wiesz musiałam stronę odświeżyć, bo nie wierzyłam, że... O kurwa Zayn pocałował Nicki! Uszczypnijcie mnie lub wybudźcie z tego pięknego snu, proooooooszę!
jkdfhbsuefhnkjfnhskjghwjehskjdskjrguehgkjrhgkurhgkhgkhfkuwherkhdfguerhgjtuerhgfkhrguehrgtuehrgudhgkdhfgjd
Czyli Harry nie rozpoznał Samanthy i nie odda jej szalika, jak prawdziwy gentleman. A mnie już się(mimo krajanego przez obsesję serca) kolejny romans szykował.
Przestań proszę straszyć śmiercią Lou. Tylko pochyła czcionka mi nie pasowała, więc jakieś to podejrzane... O kurwa! Zicki kiss! *____________*

Anonimowy pisze...

Jesteś boska i mogłabym czytać twojego bloga na okrągło. Wierzę, że Lou się obudzi i zrobi porządek z Joelem, Zayn ogarnie się i będzie z Nicki a Harry przypomni sobie kim była ta dziewczyna. Czekam na nn. :)

Pompon pisze...

Jezu, znowu mam ci mówić to samo?
Twoje rozdziały nigdy nie są nudne, masz taki talent, że zawsze wychodzą świetnie! :D <3
Nigdy mi się nie znudził żaden rozdział c:
Nie zdziwisz się że to napisałam, ale sdfdsfdsdfresdfrde jezy Zayn, taki gest romantyczy=ny wykonać jezu sdfedfded brzuch mnie z podniecenia boli! :D
Może napiszesz coś takiego, że znowu mnie rozboli, hmm? :D <3
#ily